wtorek, 24 grudnia 2013

Wyjazd.

Cisza w salonie zapadła tylko na kilka sekund, ale został drastycznie przerwana głośnym szlochem Eleny. Dobrze, że zamieszanie skupiło się wokół niej. Mogłam chwile zająć myśli czymś innym. Podbiegłam do przyjaciółki i natychmiast zostałam od niej odepchnięta przez Damona. Posłał mi zimne spojrzenie.
- Wszystko przez ciebie! - rzucił.
- Damon! Uspokój się - powiedział Stefan. - Teraz trzeba się skupić na poszukiwaniach ojca Caroline, a nie na kłótniach!
Zmieszana bałam się spojrzeć na Elenę. Bałam się, że i ona myśli jak czarnowłosy. Wyjęłam telefon i szybko zatelefonowałam do mamy. Niestety na niewiele to się zdało. Wszystko wskazywało na to, że mój tata zapadł się pod ziemię. Załamana usiadłam na fotelu. Nie mogłam pozwolić, żeby moja przyjaciółka została wampirem. Zniszczyłoby ją to.
- Wiem! - wykrzyknęłam nagle, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ludzie zebrani w salonie pensjonatu Salvatorów spojrzeli na mnie sceptycznie.
- Przecież Bonnie może nam pomóc odszukać mojego ojca! Gdzie ona w ogóle jest?
- Pojechała odwiedzić swoją matkę - odezwała się Elena, nie co bardziej ożywiona - ale powinna wrócić jeszcze dziś.
Stefan już trzymał telefon czekając na połączenie z telefonem czarownicy.
- Tak, Stefan? - usłyszeliśmy jej głos dobiegający z głośnika.
- Witaj, Bonnie. Kiedy wracasz?
- Zamierzam jutro, ale ... Czy coś się stało ?
- Tak. Mamy sytuację awaryjną - powiedział szybko streszczając jej przebieg spotkania z Klausem.
- Nie mogę zostawić mamy, kiedy jest chora.
- To ona zostawiła cię pięć lat temu i wyjechała szukać szczęścia gdzie indziej - powiedział Damon jak zwykle nie w odpowiednim momencie. W sumie mówił prawdę, tylko jakby nie zdawał sobie sprawy, że może kogoś zranić.
- Masz rację, ale staramy się odbudować więź. Niech Carolina pojawi się u mnie jak najszybciej. Potrzebuje jej krwi, żeby odprawić rytuał lokalizujący - powiedziała mulatka i odrzuciła połączenie.
Szybko poderwałam się na nogi z zamiarem wyjścia z pensjonatu i wyruszenia w drogę do Bonnie, kiedy zmaterializował się przede mną Damon.
- Kluczyki - powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Co ? - odpowiedziałam zdziwiona.
- Kluczyki, Blondi - powiedział. - Musimy dotrzeć do naszej małej wiedźmy jak najszybciej, a wszyscy wiemy, że ja prowadzę najlepiej. Nie to, żebym miał coś do blondynek...
Czasem mam ochotę go naprawdę uszkodzić. Gdyby nie to, że jest starszy i silniejszy na pewno był już to zrobiła. Warknęłam wściekle i oddając mu kluczki od auta pomaszerowałam w stronę wyjścia. Jazdę z Damonem można porównać do Oszukać Przeznaczenie. Nie dość, że irytuje swoimi tekstami to i jednocześnie rozwija zawrotne prędkości. Gdybym nie była wampirem nigdy nie wsiadłabym z nim do auta.  Jednak dzięki niemu już po trzech godzinach byliśmy na miejscu. Przed domem stały już dwa samochody. Jeden Bonnie, a drugi pewnie jej mamy. Nawet nie wiedzieliśmy jak bardzo się pomyliliśmy.
Drzwi otworzyła nam nasza przyjaciółka z nietęgą miną. Bez wahania zaprosiła nas do domu i zaprowadziła do niewielkiej kuchni w której siedziała jej matka, Katherina i Elijah. Zdziwiona przystanęłam gwałtowanie w progu zasłaniając wejście Damonowi.
- Co jest, Blondi? Pierwotnego zobaczyłaś czy jak ? - zaczął się śmiać z własnego żartu.
- Zgadłeś - odpowiedziałam w końcu wchodząc do kuchni.
- Co tu się do cholery dzieje ? - zapytał już poważnie czarnowłosy.
- Panie z rodu Bennettów musza jak najszybciej uciekać - powiedział pierwotny. - Klaus po otrzymaniu ostatniej części kołka będzie potrzebował dwóch czarownic połączonych więzami krwi do zniszczenia go.
- Czegoś tu nie rozumiem. Nie chcesz szczęścia swojego brata? - zapytałam.
- Kocham Niklausa, ale jest zbyt niebezpieczny dla świata. Ten magiczny kołek to ostatnia rzecz, której się boi.
- To dlatego ty nie powiedziałaś Klausowi, ze kołek jest własnością mojej rodziny ? Chciałaś nie co opóźnić odnalezienie ostatniej części?
Katherina kiwnęła potakująco głową.
- Kto się wygadał? - zapytała uśmiechając się ironicznie.
Spojrzałam tępo na Damona, którego nagle coś zainteresowało za oknem.
Wampirzyca wstała powoli i palcem przesunęła po torsie czarnowłosego.
- Mój, kochany, emocjonalny wampir.
Elijah także wstał z miejsca.
- Posłuchajcie nas i uciekajcie - powiedział do matki Bonnie - a wy opóźnijcie odnalezienie ostatniej części kołka. Resztą zajmiemy się my.
- Din- don ! Nie możemy. Jeśli nie zmieścimy się w kolejnych  hm... 6 godzinach, Elena stanie się wampirem - rzucił Salvatore.
- Tak. Racja. Czas się wziąć do pracy. W salonie przyszykowałam już mapę i kryształ. Potrzebuje jeszcze twojej krwi, Caroline.
Wszyscy przenieśliśmy się we wskazane miejsce. Bonnie sprawnym ruchem nacięła moją dłoń pozwalając aby kilka kropel skapnęło na mapę. Po czym wzięła kryształ do ręki i zaczęła odmawiać rytuał. Krew zaczęła wolno przesuwać się po papierze. Wahadełko chybocące się nad mapą, niemal szalało zataczając co raz większe kręgi, aż zamarło. Krew skupiła się wokół stolicy Bułgarii - Sofii.
- To przecież drugi koniec świata ! Co on tam robi ?
- Nie to teraz jest ważne, Care! Weż numer od Elijaha i zadzwoń do psychopaty Klausa.
Postąpiłam jak powiedział Damon. W oczekiwaniu na połączenie ze strachu zaschło mi w gardle.
- Tak? - usłyszałam głos o brytyjskim akcencie i aż mi nogi zmiękły. Jak ktoś o takim głosie, może być mordercą ?
- To ja, Caroline - przełknęłam głośno ślinę.
- Oh, jak miło, Moja Droga. Słucham?
- Mój ojciec jest w Bułgarii.
- Cudownie. Spakuj się. Wyruszamy o północy.
- Jak to wyruszamy ?!
- Ja i ty. Muszę mieć pewność, że mnie nie okłamaliście - powiedział wyraźnie rozbawiony i zakończył połączenie.

__________________
Wesołych i Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia! :*
Mam nadzieję, ze spodoba wam się prezent w postaci nowego rozdziału :)
Ps. Zapraszam na świetnego bloga, mojej koleżanki http://klauspierwotnahybryda.blogspot.com/ .

niedziela, 27 października 2013

Szantaż

Klaus:
Dzień był ponury i mglisty, jednak mnie jak każde inne stworzenie mroku bardzo ten stan rzeczy cieszył. Co prawda jako hybryda nie płonę na słońcu to jednak przyprawia mnie ono o tępy ból oczu. W drodze do Salvatorów odwiedziłem tez tutejszy bar. Zahipnotyzowałem kilka osób, które o tak wczesnej porze wybrali się tu aby wypić poranną kawę i zabrałem się za młodą barmankę. Z pustym wzrokiem wyciągnęła w moją stronę delikatny nadgarstek. Od razu wgryzłem się w niego. Ciepła ciecz wlewająca się do mojego gardła spowodowała wzrost euforii. Chciałem nie kończyć. Chciałem osuszyć ciało do ostatniej kropli krwi. W sumie mogłem tak zrobić. Nigdy nie dbałem o ludzkie życie. Jednak nie wiedziałem ile będę musiał pozostać w tym miasteczko. Lepiej nie wzbudzać paniki wśród mieszkańców. Odsunąłem się od barmanki i kazałem jej zabandażować ranę i mówić, że zarżnęła się potłuczoną butelką. Potem otarłem usta i wymaszerowałem z baru. Mystic Falls był nadzwyczaj malowniczym miejscem. Od zawsze kiedy powracałem w rodzinne strony wpadałem w pułapkę sztuki i szału krwi. Malowałem i zabijałem. Miasteczko przypominało mi najgorszą część mojego życia, która uczyniła mnie tym kim jestem. Tym razem jednak nie mogłem sobie na to pozwolić. Miałem niemal na wyciagnięcie ręki klucz do całkowitej nieśmiertelności. Nie mogłem go porzucić. Była też piękna jak anioł wampirzyca, która wywołuje u mnie dziwne uczucia. Może kiedy dostane nieśmiertelność za którą gonię od kilkuset lat zabiorę ją w podróż i pokaże cały świat. Jeśli do końca mnie nie znienawidzi ...- Podsuwa mi mój umysł. Nie co zdenerwowany otworzyłem drzwi pensjonatu bez bawienia się w zbędne uprzejmości, jednak na moje nieszczęście nikogo tam nie zastałem. Rozsiadłem się na wygodnym fotelu z szklanką Burbona z zamiarem zaczekania na gospodarzów.


Caroline:
Chodziłam po domu bez celu oczekując na upragniony telefon od mamy. Miała ona znaleźć obecny adres ojca. Chciałam jak najszybciej jechać do niego i wyciągnąć informacje, gdzie ukrył część kołka, którego potrzebował szalony pierwotny. W końcu nie wytrzymałam. Wzięłam kurtkę, kluczę i ruszyłam w stronę pensjonatu. Miałam nadzieję, że mój przyjaciel Stefan nie co mnie uspokoi. Znów zignorowałam widomości od Matta. Byłam totalnie roztrojona emocjonalnie. W zamyśleniu przejechałam cała drogę i już po chwili stałam przed domem Salvatorów. Zapukałam cicho wiedząc, że domownicy i tak mnie usłyszą. Jednak odpowiedzi nie było. Powoli otworzyłam drzwi. Były jak zawsze otwarte. Żaden z ludzi nie próbowałby okraść domu wampirów, a przynajmniej im nie radzę. Znaleźliby go po zapachu, a wtedy nie chciałabym być w skórze złodziei.
- Stefan? - zawołałam - Damon?
Szłam powoli w stronę salonu. Kiedy zobaczyłam kto w nim siedzi od razu chciałam zawrócić, ale było już za późno. Gość mnie zauważył.
- Witaj, kochana. Jak widzisz nie ma gospodarzy, ale zapraszam. Zaczekaj ze mną - powiedział wskazując mi fotel stojący na przeciwko jego siedziska.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Zamiast próbować mi mnie zabić, on zaprasza mnie na miłą pogawędkę? Wolnym krokiem ruszyłam na wskazane przez niego miejsce. Wolałam go nie denerwować, więc usiadłam cichutko i wpatrywałam się w ogień palący się w kominku. Czułam na sobie palący wzrok hybrydy, ale bałam się na niego spojrzeć. Usłyszałam jak poprawia się na fotelu i odstawia pustą szklankę po alkoholu.
- Caroline! - powiedział upominającym tonem. Odruchowo spojrzałam na niego. Jego spojrzenie przypomniało mi sen z poprzedniej nocy. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Dopiero teraz mogłam stwierdzić, że nie było w nich chęci mordu. Był przerażający, ale patrzył na mnie w taki sposób jakby nie chciał mi zrobić krzywdy.
- Nie musisz uczestniczyć w tej wojnie - powiedział cicho, pochylając się w moją stronę.
Nie rozumiałam go. Jakim cudem miałam w niej uczestniczyć skoro moja rodzina była w posiadaniu przedmiotu, którego on chce? Jednak nie zdążyłam zapytać. Do pensjonatu weszli bracia wraz z Eleną. Szatynka wciągnęła głośno powietrze widząc mojego towarzysza.
- Ileż to można na was czekać? - zapytał Klaus znów rozkładając się wygodnie w fotelu.
- Czego chcesz? zapytał Stefan.
- Po co ta wrogość ? - zapytał wstając z siedziska z niesamowitą gracją. - Doszły mnie słuchy, że możecie wiedzieć, gdzie jest ostatnia część kołka.
- Po pierwsze nie zapraszaliśmy cię tu. Po drugie nie my tylko Forbsowie - powiedział jak gdyby nigdy nic Damon. Zielonooki wkurzony łupnął wzrokiem na brata. Ciężki wzrok Klausa spoczął na mnie i w tej chwili zrozumiałam, że Katherina nie wydała mnie pierwotnemu, ale zrobił to cholerny Damon!
- Ja... ja nie wiem gdzie jest ta część kołka. Pewnie ojciec go gdzieś schował... albo zabrał ze sobą - jąkałam się
Pierwotny nagle zniknął nam z przed oczu i pojawił się za Eleną. Nagryzł swój nadgarstek i napoił swoją krwią szatynkę. Wszyscy przerażeni patrzymy na tą scenę.
- Pomożecie Caroline odnaleźć obecne miejsce zamieszkania jej ojca. Macie 12 godzin później przemienię waszą kochaną Elenkę - powiedział pierwotny po czym rozpłynął się w powietrzu.

czwartek, 19 września 2013

Koszmar dopiero się zaczyna

Caroline :

Sen ukoił moje zszargane nerwy, ale nie na długo. Koszmar, który śnił mi się od bardzo dawna powrócił.
,,Ciemność spowijała świat tuląc go do snu. Z cienia zaczęły wychodzić stworzenia, których nikt z nas nie chciałby spotkać. Złowrogi, srebrny blask księżyca odsłania przed nami tajemnice.
W jednym z lasów, po mocno zarośniętej ścieżce biegła mała dziewczynka, raniąc sobie dotkliwie bose stopy. Jej złociste, potargane włosy przyklejały się do mokrych od łez policzków. Starała się ze wszystkich sił uciec od potwora, który podążał za nią ze złowrogim uśmiechem. Jego zimne, niebieskie oczy ją przerażały, ale kiedy już na nie spojrzała nie mogła odwrócić od nich oczu.
W końcu odnalazła duży dąb, którego gruby pień miał szczelinę na tyle dużą, że dziewczynka swobodnie mogła się w niej ukryć. Z całych sił tuliła do siebie brązowego misia, jakby poszukując w nim namiastki bezpieczeństwa. Tak bardzo chciała, aby któreś z rodziców ja odnalazło i uratowało. Jednak jej modlitwy nie zostały wysłuchane. Silne ramiona wytargały ją z ukrycia.
Dziewczynka nagle zaczęła rosnąc, a jej rysy się wyostrzyły. Była nie wiele niższa od potwora, który przyciskał ją do drzewa. Jego kły połyskiwały w szklanym świetle księżyca.
-Kim jesteś? - zapytała przerażona blondynka.
- Jestem pierwotnym i nieśmiertelnym. Jestem królem tego świata!''
Zerwałam się z łóżka z głośnym westchnieniem. Już wiedziałam kim bym mężczyzna z mojego koszmaru. Wszędzie rozpoznam te błękitne oczy i brytyjski akcent. Śniłam o Klusie. Sama jego imię napawało mnie strachem i przyprawiało o szybsze bicie serca. Nadal nie mogłam uwierzyć, że ten miły blondyn, którego poznałam kilka dni temu mógł być największym złem chodzącym po świecie. Karherina pewnie już wyśpiewała mu kto posiada ostatnią część magicznego kołka co oznacza dla mnie i mamy tylko jedno. Śmieć. Nie mamy pojęcia gdzie nasz skarb rodzinny zabrał ojciec. W sumie nawet nie miałyśmy pojęcie, gdzie teraz się znajduje. Od momentu, kiedy ten człowiek torturował mnie z powodu mojej wampirze natury nie miałam z nim kontaktu, podobnie jak mama.
Musimy go odnaleźć i to jak najszybciej. Przyjaciele na pewno też postarają się pomóc, a na pewno Stefan, Elena i Bonnie, bo co do Damona nigdy nie było nic wiadomo.
Usiadłam na łóżku rozglądając się po pomieszczeniu. Słońce wpadało przez okno oświetlając mnie i porozrzucane po pokoju wczorajsze ubrania. Nie miałam siły ich już wczoraj sprzątać. Zwlekłam się z łóżka i zaczęłam sprzątać, a potem wzięłam długi prysznic. Założyłam na siebie czarne rurki i błękitną bluzkę. Do tego długie kozaki i ciemny żakiet. Musiałam zaczekać na informacje od mamy, że znalazła miejsce zamieszkania ojca, co mi się nie uśmiechało. Nie lubiłam bezczynności. W kuchni złapałam woreczek z krwią, a w drugą rękę telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Stefana i od Matta. Zupełnie zapomniałam o moim chłopaku. Jest w naszej paczce jedynym człowiekiem i wszyscy chcemy żeby tak zostało, przez co wyłączamy go z nadprzyrodzonych akcji. Teraz też nie chce go narażać. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.


Klaus:
Po powrocie nie kładłem się już spać. Zamyślony usiadłem w swojej pracowni i zacząłem rysować.  Już po chwili patrzyły na mnie ogromne przerażone kobiece oczy. Ostatkiem sił powstrzymałem się przed złapaniem niebieskiej farby, aby jeszcze mocniej oddać ich urok.  Usłyszałem za sobą ciche skrzypnięcie, a potem poczułem mocny zapach perfum.
- Dobrze spałaś, Katherino? - zapytałem, odwracając się w jej stronę. Zobaczyłem wampirzycę oparta o framugę drzwi z zalotnym spojrzeniem i przygryzioną wargą w niemym oczekiwaniu. Jej ciało okryte było jedynie w moją koszulę. Miała piękne smukłe ciało o delikatnym oliwkowym odcieniu, a kręcone włosy opadały jej delikatnie na twarz i piersi. Była niewątpliwie piękna tak jak Tatia. Pierwszy sobowtór i moja pierwsza miłość. Wstałem z krzesełka i podszedłem do kobiety delikatnie nad nią się nachylając.
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że użyczyłam twojej koszuli, ale nie miałam w co się ubrać.
- Powiedz kto ma ostatnią część kołka, a odpowiem, czy się gniewam czy nie - powiedziałem jeszcze bardziej pochylając się w jej stronę jakbym chciał ją pocałować.
- Stado dzieciaków na czele z Salvatorami wie gdzie jest ostatnia część kołka.
Powoli zacząłem rozpinać kilka zapiętych guzików koszuli odsłaniając czarną, koronkową bieliznę. Wampirzyca wstrzymała oddech mocniej zagryzając wargę. Z ciągnąłem ją powoli z jej ramion delikatnie przesuwając palcami po jej nagim ciele, aż zadrżała. Po czym szybko odsunąłem się od niej z koszulą w rękach.
- Wybacz. Lepiej wyglądasz bez mojej koszuli - i mijając ją wyszedłem z pracowni. Nie była mi już potrzebna. Niech się cieszy, że jej nie zabiłem za te lata ucieczki. Teraz musiałem zająć się dzieciakami z Mystic Falls.
________________________________________
Jak widzicie powróciłam i obiecuje, że na następny rozdział nie będziecie musieli czekać już tak długo. Dziękuje bardzo za wszystkie wspaniałe komentarze, które niesamowicie podniosły mnie na duchu. Dzięki wam udało mi się coś stworzyć ;)

poniedziałek, 16 września 2013

Pomocy ;/

Potrzebuje jakiegoś ciepłego słowa z waszej strony, ponieważ ostatnio całkowicie zgubiłam gdzieś wenę. Zastanawiam się czy jeszcze ktoś czyta moje opowiadania. Czy mam dla kogo pisać ? Czy podoba wam się to co tworze?

wtorek, 13 sierpnia 2013

Nie mam uczuć

Każdy kto mógł stał w pozie gotowej do walki, albo ucieczki. Tylko Katherina leżała spokojnie w miejscu gdzie ją zostawiłam kilka godzin temu. Może lepiej znała Klausa, a może po prostu nie miała siły uciekać? Jedynie ja znajdowałam się w sytuacji bez wyjścia. Skulona stałam przy boku pierwotnego, który mocno ściskał moje ramię. Miałam okropne wrażenie, że może mnie zabić tak szybko, że nawet nie zdążę pomyśleć, że to robi. Atmosfera w tym pomieszczeniu była tak gęsta, że ledwo dało się oddychać. Elena próbowała dodać mi otuchy spokojnym spojrzeniem mimo że jej dłonie ściskały kurczowo rękę Bonnie.
- Klaus, nie chce w moim domu niepotrzebnych scen - powiedziała jak zwykle spokojnym, ale stanowczym głosem moja mama.
- Pani szeryf - powiedział pierwotny, puszczając moje ramię - Wszystko odbędzie się spokojnie, jeśli przyjaciele twojej córki zaczną ze mną współpracować - mówiąc to delikatnie poprawił mi kosmyk opadających na twarz włosów. Mimowolnie zadrżałam.
- Oddamy ci część kołka, a ty uzdrowisz Katherinę i dasz nam wszystkim spokój - powiedział Damon z miną znudzonego zabawą dziecka.
W salonie rozbrzmiał śmiech hybrydy. Był naprawdę rozbawiony postawą czarnowłosego. Korzystając z chwili nieuwagi szybko podeszłam do mamy. Klaus także zrobił kilka kroków z założonymi z tyłu rękoma w kierunku leżącej na sofie wampirzycy.
- Katherina odda mi kołek za odrobinę mojej krwi. Wy nie macie prawa stawiać mi warunków.
- Oni mają moją część kołka - wycharczała wampirzyca.
- Cóż, sama podpisałaś na siebie wyrok śmierci. Za to chętnie zajmę się twoim sobowtórem. Elena, prawda? - zapytał podchodząc do mojej przerażonej przyjaciółki. Jednak jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mu jej dotknąć. Lekko zacisnął zęby i spojrzał na Bonnie.
- Twoje czary i tak nie powstrzymają mnie przed zabiciem sobowtóra. Nie ma części kołka? Umiera twoja przyjaciółeczka. Prosta rachuba nie prawdaż Stefan?
Nawet nie zauważyłam kiedy młodszy Salvatore znalazł się za Klausem z wystawionymi kłami warcząc wściekle, a w następnej chwili leżał przy przeciwległej ścianie. Podbiegłam do niego szybko, bo znajdowałam się najbliżej i pomogłam mu wstać.
- Wystarczy. Tego szukasz ? - zapytał zirytowany Damon, pokazując niedużą skamieniałą część kołka - Oddam ci ją, a ty zostawisz w spokoju Elenę i mojego brata.
Pierwotny skinął krótko głową i posłał mu uśmiech zadowolenia. Już po chwili dziwny przedmiot znalazł się w rękach blondyna, który spokojnie zaczął się kierować w stronę wyjścia,
- A ja? - usłyszeliśmy dławiący się głos Katheriny.
Klaus jednak nawet na niego nie zwrócił uwagi.
- Wiem, gdzie jest ostatnia część kołka - powiedziała wampirzyca ostatkiem sił siadając na łóżku.
Pierwotny zatrzymał się przy wyjściu, a serce w mojej piersi zamarło. W wampirycznym tempie wrócił do pokoju i zabrał ze sobą pół żywą wampirzycę.
- Już po nas - wyszeptałam patrząc się na mamę z piekącymi od łez oczami.


Klaus:
Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Właśnie podałem swoją krew Katherinie, która wyśpiewa mi gdzie znajdę ostatnią część kołka. W końcu czego ona nie zrobi, aby przeżyć. Miała szczęście uratowałem ją w ostatniej chwili. Teraz pewnie będzie spała przez kilka godzin, aż organizm się zregeneruje. Przed moimi oczami stanął obraz przerażonej blondynki. Nie spodziewała się, że mogę być jej najgorszym koszmarem. Z jednej strony karmiłem się strachem innych, ale z nią było inaczej. Kiedy nadarzyła się okazja uciekła w ode mnie w matczyne objęcia, a ja poczułem dziwne ukłucie w okolicach mojego skamieniałego serca. Nie chciałem by się mnie bała. Zawołałem hybrydy, aby zajęły się śpiącą już wampirzycą, a sam udałem się jeszcze raz pod dom Caroline. Wstawał już nowy dzień. Cała nocna akcja zajęła mi dużo czasu. Cicho otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Dzięki sprawności i szybkości wampira bezszelestnie przedostałem się do sypialni dziewczyny. Spała spokojnie, ale jej delikatne policzki były zabrudzone wysychającymi łzami. Czy byłem ich sprawcą ? Znów poczułem to niepokojące mnie uczucie w sercu. Odwróciłem się od łóżka i skierowałem swoje kroki w stronę uchylonego okna. Otworzyłem go szerzej i spojrzałem na wschodzące słońce. Jestem pierwotny i nieśmiertelny. Nie mam uczuć i niech tak pozostanie.

wtorek, 30 lipca 2013

Mam na imię Klaus

- O Boże! Boże! Co ja teraz zrobie?! On mnie zabije bez zawachania! Ja nawet nie miałam pojęcia, że mam w domu jakąś część kołka - panikowałam siedząc na sofie i tępo wpatrując się w Elijaha i Katherine.

- Przymknij się. Głowa mi pęka - fuknęła wampirzyca,a pierwotny zamyślony wybiegł z domu. Zmęczona zamknęłam oczy próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.

Klaus:

W końcu wyczułem obecność mojego brata. Spokojnie odłożyłem szkicownik na szklany stolik przyglądając się swojemu dziełu. Piękna kobieta spoglądała na mnie z anielskim uśmiechem. Niemal wyobraziłem sobie jak po chwili spuszcza wzrok zawstydzona natarczywością mojego, a jej blond loki opadają na twarz.

- Przyniosłeś prezent od Katheriny ? - zapytałem nadal nie odwracajac się do brata. Czułem, że zachował bezpieczną odległość i czujnie mi się przypatruje.

- Mam ,ale najpierw muszę mieć twoje słowo, że nie skrzywdzisz mnie i uzdrowisz Katerinę.

Z uśmiechem wstałem z miejsca. Wziąłem do ręki stojącą przy barku szklankę i szybko nagryzłem sobię dłoń. Trochę mojej cennej krwi spłynęło do szklanego naczynia.

- Oddam ci moją krew za kołek, a co do twojej zdrady ? - pokręciłem głową. - Zawiodłem się na tobie.

- Pomogę ci zabić sobowtóra.

- No nie wiem, czy będziesz w stanie. Wiesz, że Elena wygląda jak Katherina? - szydziłem.

Zwinnie skoczyłem w jego stronę i przycisnąłem za gardło do ściany.

- Jesteś jak Mikeal - wydusił z wściekłością.

- Nigdy nie będę taki jak on - wrzasnąłem mu prosto w twarz i bez wahania wbiłem mu sztylet w serce. Czułem radość widząc jego bezwładne ciało osuwające się na podłogę. Nikt bezkarnie nie będzie mnie oszukiwał i obrażał, nawet jesli to mój własny brat. Przeszukałem jego marynarkę, ale nigdzie nie było części kołka, ktorą miał przynieść.

- Znów mnie okłamałeś. Cóż, miłych snów braciszku - powiedziełem cicho nad jego uchem.

Caroline:

Wróciłam do rzeczywistości dopiero kiedy do domu weszła moja mama. Było już grubo po północy.

- Co tu się dzieje? - zapytała mnie widząc ledwo żyjącą Katherinę - Elena?! - krzyknęła przerażona.

- Nie mamo - powiedziałam podchodząc do niej - to nie Elena.

- Katherina? Kto ją tak urządził?

- Klaus

Mama w ogóle nie wyglądała na zdziwioną. Pewnie wie więcej ode mnie.

- Mamo? - zapytałam wychodząc za nią do kuchni.

- Tak?

- Czy my... Czy w naszym domu jest jakaś ważna rodzinna pamiątka? - zapytałam modląc sie, aby zaprzeczyła. Jednak ona szybko zmoczyła szmatkę zimną wodą i ignorując mnie poszła do leżacej na sofie wampirzycy, aby zrobić jej zimny okład.

- Która godzina? - zapytała odtracając pomoc wampirzyca.

- Kilka minut po dwunastej.

Jej zawsze pewny wygląd zmienił się. Oczy jakby nie co zwilrzały. Mrugneła kilka razy.

- Elijah już nam nie pomoże. Zadzwoń do Damona i powiedz, że żarty się skończyły.

Wykonałam szybko jej polecenie nie wdajac się w kłótnię.

Klaus:

Rozesłałem moje hybrydy po całym miasteczku, aby szukały Katheriny. Nie mogła daleko uciec po moim ugryzieniu. Dzięki temu już po godzinie wiedziałem gdzie się udać. Problem w tym, że moim celem był dom Caroline. Cóż, dziewczyna się zdziwi, ale trudno. Mówiłem jej, ze nie wszystkie wojny dotyczą nas. Zresztą nie interesuje mnie co ona sobie pomyśli. Stanąłem na werandzie i wygładzięłm ubrnanie. Wejście musi być efektywne. Wyczułem w środku okołu sześciu osób. W tym dwójkę ludzi. Zamaszystym ruchem zapukałem do drzwi.

Caroline:

Wszyscy siedzieliśmy stłoczeni w salonie oczekując tornada, którym był sam Klaus. Wiedzieliśmy, że tu przyjdzie. W końcu usłyszeliśmy spokojne pukanie do drzwi. Mama chcała iść otworzyć, ale powstrzymałam ją przed tym. Sama przestraszona posząłm je otworzyć. Jakie było moje zdziwienie kiedy za znimi zobaczyłam Pana Tajemniczego. Mimowolnie się uśmiechenęłam.

- A co Pan Bez Imienia tu robi? - zapytałam niczego nie świadoma, wparujac się w jego błekitne oczy.

- Moja droga, Caroline - powiedział powoli - Mam na imię Klaus i szukam Katheriny.

Przerażona chciałam się cofnać za próg, który wcześniej bezmyślnie przekroczyłam ,ale nie udało mi sie to. Silne ramiona Pierwotnego złapały mnie tak abym nie mogła się wyrwać. Serce mi galopowało. Jak możliwe, że ten miły, tajemniczy mężczyzna to najgorsze zło świata. Jak mogłam się nie domyślić?!

- Spokjnie. Szarpanie się nic ci nie da. Wystarczy, że grzecznie zaprosisz mnie do środka - szepnął mi do ucha, a ja ciężko przełknęłam ślinę. W korytarzu pojawiły się sylwetki braci Salvatore.

- Stefan! Damon! Kope lat! - powiedział uradowany Klaus, czego nie można było powiedzieć po minie braci - To jak Caroline, mogę wejść ?

- Tak - powiedziałam piskliwie.

__________________________________________________________
Przedstawiam wam nowy rozdział ;) Chciałabym was prosić, abyście komentowali moje wypociny, bo to bardzo motywuje do dalszej pracy. Ostatnio ciągle brak mi weny do pisania, więc w ten sposób moglibyście mi pomóc.
Pozdrawiam ;*

wtorek, 16 lipca 2013

Katherina



Kobieta siedziała na kamiennym murku otoczona przez moje hybrydy. Patrzyła na mnie przerażonymi brązowymi oczami, ale na usta przywołała ironiczny uśmiech. Cała Katherina! Zawsze była misrzynią masek, tylko ja zawsze dostrzegałem w niej ten wewnętrzy strach przed przyszłością i samotnością. Dlatego zawsze na rękę byli jej bracia Salvatore, którzy ślepo wpatrzeni w wampirzyce wędrowali za nią, zabiegając o jej choć jeden przychylny uśmiech.
- My
ślałaś, że mi uciekniesz, moja droga? - zaśmiałem się.
- Uda
łoby mi się to, gdybyś bardziej ufał swojej rodzinie - odcięła się.
- Zaufanie to cecha, której nigdy nie posiad
łem, ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się, ze Elijah także straci dla ciebie głowę.
- Ty te
ż byś mógł - powiedziała zalotnie trzepocząc rzęsami.
Powoli podszed
łem do niej i kucnąłem obok.
- Najpierw zwróć mi moj
ą własność ... - odpowiedziałem pogłębiając swój brytyjski akcent. - Nigdy - syknęła, a ja szybkim ruchem wgryzłem się w jej szyję. Przerażona krzyknęła, próbując się mi wyrwać. Po chwili sam się od niej odsunąłem oblizując zakrwawione wargi.
-
Życie za część drewna. Przemyśl to dobrze - powiedziałem i spokojnie wyszedłem z piwnicy, wraz z moimi hybrydami.


Caroline:


- Wróci
łam - krzyknęłam od wejścia. Miałam nadzieję, że w końcu zastanę w domu mamę, ale niestety się pomyliłam. Nie widziałam jej praktycznie od tygodnia. Słyszę jak wraca późno i wcześnie wychodzi. Tak jest od momentu kiedy dowiedziała się czym jestem. Nie mogła przeżyć tego, że jej córka stała się potworem, które ona próbuje wytępić w tym miasteczku.


Westchnęłam ciężko rzucając swoje rzeczy na półkę przy drzwiach. Postanowiłam, że dziś zaczekam na mamę. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie w salonie. Nie zapalałam światła, bo i tak wszystko dobrze widziałam, a nawet lepiej czułam się w ciemnościach. Nagle coś huknęło przy drzwiach. Podskoczyłam przerażona podrywając się z miejsca. Wytężyłam słuch jednak nic nowego nie usłyszałam. W wampirycznym tempie podbiegłam do okna, ale nic za nim nie zobaczyłam. Po chwili usłyszałam szybkie pukanie do drzwi. Ostrożnie ruszyłam w ich kierunku obnażając kły. Za oszklonymi drzwiami stała kobieta podobna do Eleny, ale ja dobrze czułam, że to nie ona.
- Katherina? - zapyta
łam uchylając lekko drzwi.
Zakrwawione palce dziewczyny trzyma
ły się mocno o framugę.
- Co si
ę stało?! - krzyknęłam otwierając szerzej zapominając o tym jak nienawidzę brązowookiej.
- Klaus - wycharcza
ła - Ugryzł mnie...
- Powinna
ś się zregenerować.
- To pierwotna hybryda - powiedzia
ła i zaniosła się kaszlem - Zadzwoń po Salvatorów - powiedziała po chwili.
- Czemu mam to niby zrobi
ć?
- Bo bez mojej pomocy sko
ńczysz tak jak ja!
- W
ątpię - syknęłam.
- Zapytaj mamusi
ę o rodzinną pamiątkę - powiedziała pewnie i zachwiała się.
Odruchowo j
ą złapałam i usadziłam na huśtawce obok domu. Drżącymi dłońmi wyjęłam telefon, aby zadzwonić do Stefana.


Klaus:


Sta
łem przed rozpalonym kominkiem bawiąc się sztyletem, który miał uśmiercić mojego brata na kolejne stulecia. Byłem pewien, że musze tak zrobić, to czemu nadal o tym myślałem? Miałem świadomość, że jeśli zasztyletuje Elijaha zostanę sam na tym świecie. Będę podróżował sam z trumnami mojego rodzeństwa. Nie chciałem tego. Na szczęście miałem swoje hybrydy, które nigdy mnie nie zdradzą. Katherina odda mi przedostatni kawałek kołka, a ostatni odnajdę sam. Na początek zabije sobowtóra, aby zyskać trochę czasu. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam tylko sobie. Sprawnym ruchem zamoczyłem sztylet w fiolce z prochem z białego dębu. Pozostaje mi tylko poczekać na brata.


Caroline:


Wszyscy st
łoczeni siedzieli u mnie w domu. Salvatorowie zmusili mnie do zaproszenia Katheriny do domu. Nie było mi to na rękę, ale w tym momencie wampirzyca nie mogła nikomu zagrozić. Jej siły malały z minuty na minutę, a rana wyglądała paskudnie.
- Czyli to prawda? - odezwa
ła się Elena. - Klaus nie jest tylko wampirem.
- Jest cholernym miesza
ńcem - zawyrokował ze skrzywioną miną Damon.
- Którego praktycznie nie da si
ę zabić - wycharczała wampirzyca.
- Mo
żna cię wyleczyć ? - zapytałam.
- Da
ł warunek. Moje życie, za część magicznego kołka.
Wszyscy wiedzieli jak post
ąpi wampirzyca. Może niczego się nie bała, ale na pewno nie da się uśmiercić. Jednak zdziwiłam się kiedy drżącymi dłońmi z zaciśniętymi zębami z bólu wyjęła telefon i wybrała nieznany nam numer.
- Elijah? Nie wracaj do domu. Klaus wie o wszystkim. Jestem u Forbsów
.
Wszyscy patrzeli
śmy na siebie zdziwieni. Długo nie musieliśmy czekać na przybycie pierwotnego. Musiałam zaprosić i jego do środka. Modliłam się, żeby mama jeszcze nie wróciła. Pewnie bardzo by się zdenerwowała. W jej salonie siedział jeden z pierwszych wampirów i wampirzyca, która przemieniła jej własną córkę. Bracia Salvatore po kilku próbach podsłuchania rozmowy toczącej się wewnątrz domu zrezygnowani zabrali Elene i odjechali w swoim kierunku. Zostałam sama. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać nad słowami Katheriny. O jakiej rodzinne pamiątce mówiła? Szybko weszłam do domu, aby ich o to zapytać. Jednak szybko się wycofałam widząc jak para mocno się przytula.
- Oddam w twoim imieniu cz
ęść kołka i przyniosę ci krew mojego brata. Obiecuje - usłyszałam słowa pierwotnego.
- Przepraszam,
że przeszkadzam, ale mówiłaś o jakiejś mojej rodzinnej pamiątce...
- Nie mów,
że ona posiada ostatnią część ? - zapytał zmęczony Elijah.
- Co
ś takiego niestety obiło mi się o uszy.
- Co?! - wrzasn
ęłam. Nagle poczułam się słabo i gdyby nie to, że jestem wampirem pewnie właśnie bym zemdlała. - To nie możliwe - powiedziałam cicho.

______________________________________________

Jak wam si
ę podoba ten blog ?






poniedziałek, 8 lipca 2013

Nie wszystkie wojny dotyczą nas ...

Caroline:


Z uśmiechem na ustach wpadłam do pensjonatu braci Salvatore. W końcu mogłam odegrać się na tej cholernej Katherinie! Pewnym krokiem weszłam do salonu wymyślając tortury jakie mogłabym na niej wypróbować za zniszczenie mi życia. Jakie było moje zdziwienie kiedy spotkałam ją siedzącą na kanapie z kieliszkiem krwi w zadziwiająco dobrym stanie. Szczęka opadła mi do samej ziemi. Myślałam, że nie są idiotami i zamknęli ją w lochu!

- Czemu ona tu siedzi? - zapytałam wściekła. Mieli szanse jedyną w swoi rodzaju, żeby ukarać ją za wszystkie cierpienia jakich im przysporzyła przez te 162 lata.

 - Miło mi cię widzieć, Caroline - powiedziała pewna siebie wampirzyca.

 - Ma coś ważnego do powiedzenia, a tortury nie będą potrzebne - wytłumaczył spokojnie, wychodzący z kuchni Stefan z Eleną.

- A więc zamieniam się w słuch - powiedziałam zakładając ręce na piersi.

- Poczekaj, Blondi. Czekamy jeszcze na wiedźmie - powiedział Damon zakładając mi rękę na ramię. Odruchowo ją strąciłam i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, a czarnowłosy poszedł je otworzyć dając mi spokój. Usiadłam w fotelu jak najdalej od wampirzycy.
Zaraz do salonu weszła Bonnie z bojową miną i przysiadła na oparciu mojego siedziska.
 Tak więc, co takiego musimy wiedzieć ? - pierwsza odezwała się Elena, a ja odruchowo poczułam jak mój żołądek przewraca się do góry nogami. Czułam w sobie, że to co powie Katherina wcale nie będzie miłe.
Wampirzyca pewnie wstała z kanapy i upiła jeszcze łyk czerwonego napoju.

 - Sytuacja jest dość ciężka. Do miasteczka przyjechali Pierwotni - mówiła spacerując wokół nas. Jej ruchy zawsze przypominały mi skradanie się przebiegłego kota. Nie, nie kota... Tygrysa!

 - Pierwotni ? - palnęłam bez namysłu.

 - Tak, pierwsze wampiry jakie powstały na tym świecie - odpowiedziała mi spokojnie wampirzyca.

 - Czemu cię ścigają ? - zapytał Stefan.

 - Chodzi o klątwę Petrovych ? - dodał Damon.

 - Klątwa już mnie nie dotyczy od momentu, kiedy przemieniłam się w wampira.

- Więc czemu nadal cię poszukują ? - zapytałam tym razem ja.

 - Mam coś co nie pozwala mu zniszczyć klątwy. Jest to część kołka stworzonego przez ich matkę. Złożony w całość jest w stanie ich zabić.

- Ale co z tym ma wspólnego nasz ród ? - zapytała zaniepokojona Elena.

 - Tylko sobowtór może jej użyć i nie zginąć przy tym.
Wszyscy wstrzymali oddech. Te słowa oznaczały tylko jedno.

 - Jeśli ktoś dowie się o istnieniu Eleny ... -powiedziałam nie mogąc dokończyć.

 - Pierwotni zabiją cię Eleno - powiedziała Katherina pochylając się nad swoim przerażonym sobowtórem.
Wielki huk od strony drzwi odciągnął naszą uwagę od tulącej się do Stefana, przerażonej Eleny. Drzwi poszybowały przez salon jak piłeczka. Musiałam szybko zrobić unik, ale i tak o mały włos nie staranowały mnie . Tuż za progiem stał ciemnowłosy mężczyzna w garniturze. Strzepnął z ubrania niewidzialny kurz i ruszył w naszym kierunku.

 - Aż dziwne, że w tym domu nie mieszka ani jeden człowiek - powiedział jakby do siebie - Witam wszystkich.
Bonnie szybko przystąpiła do akcji. Uniosła w górę ręce, a swoje spojrzenie wbiła w wampira. Szeptała po cichu zaklęcia, jednak one nie robiły najmniejszego wrażenia na przybyłym.

 -Witaj Elijah - powiedziała Katherina stojąc obok Damona.

 - Moja kochana Katerina - westchnął wampir i zaraz stał obok wampirzycy - Nie zechciałabyś mi coś dać ? - zapytał zakładając kosmyk jej włosów za ucho. Potem odwrócił się od wampirzycy i swój wzrok skierował w stronę Eleny.

 - Katerino... powiedzmy, że cię nie widziałem. Mam teraz ważniejszą sprawę. Elena? Prawda? - powiedział i podszedł do dziewczyny.

 Stefan rzucił się zasłaniając ją własnym ciałem, a Damon odciągnął mnie do tyłu.

 - Spokojnie. Chciałem się tylko przywitać i powiedzieć, że powinna baaardzo uważać na Klausa - i zniknął. Nawet wampirycznym wzrokiem nie potrafiłam wyłapać jego ruchu.

 Katheriny także nigdzie nie było. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Bonnie szybko otarła kilka kropel krwi skapującej jej z nosa. Chciała siłą umysłu powstrzymać pierwotnego, ale nie udało jej się. Musiał być niewiarygodnie silny.

 - Czemu pozwolił odejść Katherinie?!

 - Nie mam pojęcia. Najwidoczniej nie chce pomóc własnemu bratu.

 - Ilu ich jest ? - zapytała nieco spokojniejsza Elena.

 - Teraz podobno tylko czworo - wszyscy spojrzeliśmy na Bonnie, która do tej pory siedziała cicho - Czytałam o nich w księdze. Stworzyła ich Esther - czarownica i jednocześnie ich matka. Miała pięcioro dzieci : Elijaha, Klausa. Rebekah, Kola no i Finna, który już nie żyje.

 - Czemu mamy się bać Klausa?

- Legenda mówi, że Esther zdradziła męża z wilkołakiem. Klaus podobno nie jest tylko wampirem. Najwidoczniej musi być z nich najsilniejszy.
Wszyscy byli w podłych humorach. Nikt nawet nie wiedział co robić. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, a ja czułam się niewiarygodnie zmęczona. Nie mieliśmy pojęcia nawet jak się bronić, a jedyna osoba, która mogłaby to wiedzieć uciekła za pozwoleniem Elijaha. Bonnie zaoferowała się, że poszuka czegoś w księgach i wyszła, a ja tuż za nią. Miasteczko znów było w niebezpieczeństwie, ale tym razem większym. Musiałam sobie wszystkie informacje ułożyć w głowie. Poszłam na długi spacer do lasu. Dodatkowo miałam co raz większe wyrzuty sumienia co do Matta. Czułam, że jestem z nim z przyzwyczajenia, ale nie chciałam odchodząc skrzywdzić chłopaka. Jest on za miły i dobry, by tak go potraktować. Usiadłam na pniu drzewa, i ukryłam twarz w dłoniach. Musiałam chwile zapomnieć o problemach.

- Znów się spotykamy - usłyszałam głos o brytyjskim akcencie tuż obok mnie. Nie usłyszałam kiedy się do mnie zbliżył.

 - Pan Tajemniczy - powiedziałam z uśmiechem.

 - We własnej osobie. Jakieś problemy ?

 - To miasteczko jest ich pełne.

 - Fakt przyciąga wszelkie zło - i zaśmiał się w taki sposób, że zadrżałam.

- Ja już pójdę. Robi się co raz ciemniej.
Mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony zabawnie marszcząc brwi.

 - Nie chciałem cię przestraszyć. Jeśli byś zechciała, to odprowadziłbym cię do domu.

 - Jeśli w końcu się przedstawisz - powiedziałam zadziornie.

 - Pamiętaj, że nie wszystkie wojny dotyczą ciebie, moja droga. Do zobaczenia, Caroline - powiedział i odszedł w przeciwnym kierunku z półuśmiechem na ustach.
Jego odpowiedź zbiła mnie z tropu. Już myślałam, że mu się spodobałam i w końcu wyjawi mi swoje imię. Pokręciłam głową, rozbawiona swoim głupim myśleniem i udałam się do domu.



Klaus:



Nie byłem w stanie wytłumaczyć co mnie intrygowało w tej młodej wampirzycy, ale nie tą sprawę miałem teraz na głowie. Moje najgorsze przypuszczenia sprawdziły się. Elijah utrudnia mi poszukiwania, zamiast pomagać. Najchętniej zabiłbym go, ale jakaś cząstka mojego człowieczeństwa uspokajała mnie podpowiadając, że to jednak mój brat. Spotkanie z blondynką jeszcze bardziej mnie uspokoiło. Podczas, kiedy śledziłem Elijaha dowiedziałem się, że Caroline, będzie uczestniczyła w wojnie ze mną. Stanie po stronie swoich przyjaciół. Jeśli do tego dojdzie nie zawaham się. Zabije także i ją, a brata skutecznie ukaże.

 Pewnym krokiem wszedłem do nieużywanej już piwnicy Lockwoodów.

- Witaj, Katherino. Myślałaś, że mi uciekniesz? - zapytałem napawając się zapachem strachu. 

piątek, 5 lipca 2013

Klątwa

Caroline:

Zdezorientowana spoglądałam w stronę oddalającego się nieznajomego. Skąd z takiej odległości mógł rozpoznać, że Matt jest człowiekiem i to do tego w tłumie ludzi? Mój chłopak też spojrzał na niego, a potem na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Czy to możliwe, że jest nadal o mnie zazdrosny?

- Kto to? - zapytał sugestywnie kiwając głową w stronę drzwi, za którymi zniknął przed chwilą tajemniczy blondyn.

- Wiem tylko, że musi być wampirem i to dość starym.

- Czego od ciebie chciał ?- zapytał szybko, ale jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Teraz całym sobą wyrażał strach o mnie.

- Nie martw się. Chciał porozmawiać chwile i postawił mi szklankę burbona - uspokoiłam go łapiąc za rękę. Zapomniałam jak bardzo ten chłopak może być kochany. Pozwoliłam swoim zszarganym nerwom troszkę odpocząć wtulając się w ramiona Matta. Poczułam zapach domu i beztroskiego dzieciństwa, by po chwili powrócić do rzeczywistości. Pieczenie w gardle pogłębiło się szybko. Odsunęłam się od chłopaka próbując zapanować nad sobą. Przywołałam na twarz delikatny uśmiech.

- Przepraszam , Matt, ale muszę już iść.

- Tak szybko? Tyle się nie widzieliśmy - powiedział smutno.

- Wiem. Nadrobimy to, ale kiedy indziej. Mam dużo na głowie.

Mówiąc wstałam z krzesła i ostatnie słowa wypowiedziałam już odwracając się w stronę drzwi. Nie mogłam stracić kontroli nad sobą w tłumie ludzi. Musiałam szybko dostać się do domu gdzie w lodówce czekała na mnie krew.

Klaus:

- Gdzie się podziewałeś przez tyle czasu ? - zapytał mnie, kiedy tylko zdążyłem przekroczyć próg naszej rezydencji.

- Drogi Elijah. Nie przypominam sobie żebyś został moim ojcem.

- Dbam tylko o nasze interesy - powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. Wykonywał ten ruch tyko wtedy, kiedy próbował mnie uspokoić. Czy wyglądałem na aż tak wkurzonego?

- Spokojnie, bracie. Nikt mnie nie widział. Szukałem trochę Katherinę, ale czuję, że zdołała znów nam uciec.

- Tak masz rację. Przeszukaliśmy miasteczko z hybrydami. Nie ma jej tu.

- Więc czemu nadal tu jesteśmy? - zapytałem wściekły.

- Nie zgadniesz kogo przypadkiem spotkaliśmy - powiedział czarnowłosy z lekkim uśmiechem poprawiając mankiet białej koszuli.

- Wiesz, że nie lubię się bawić w takie gry - powiedziałem idąc w stronę przepełnionego barku.

- W pensjonacie niedaleko nas mieszkają bracia Salvatore.

Na wspomnienie tego nazwiska przed moimi oczami staneło dwóch mężczyzn. Pierwszy starszy, czarnowłosy, impulsywny i arogancki, a drugi szatyn miły i swego czasu bardzo brutalny. Obaj przemienieni przez Kateherinę.

- Ona też musi gdzieś tu być - stweirdziłem z uśmiechem.

- Wątpie. Czasy, w których Salvatorowie biegali za Kateriną już się skończyli.

Jego słowa niezmiernie mnie zdziwiły, więc posłałem mu spojrzenie, aby kontynuował.

- Znaleźli coś lepszego i śiweżego.

- Kolejna niezdecydowana kobieta?

- Lepiej - powiedział rozbawiony Elijah - To sobowtór Kateriny!

- To nie możliwe - powiedziałe bardziej do siebie. - Skoro klątwa została złamana to jakim cudem one nadal się pojawiają?

- Zapominasz Klausie o drugiej części klątwy.

- Masz rację. Trzeba wkońcu zniszczyć kołek.

Caroline:

Z koszmarnego snu wyrwał mnie przeszywający dźwięk telefonu. Zaspana przetarłam oczy. Znów byłam dosłownie o krok od spojrzenia w oczy potworowi, który goni mnie przez las. Miałam nadzieję, że kiedy odkryje prześladowcę, w końcu uwolnie się od tego snu.

- Halo ? - odebrałam zmęczonym głosem.

- Blondi, pobudka ! - usłyszałam denerwujący głos Damona.

- Przymknij się. Musisz się tak od samego rana wydzierać?

- Nie muszę, ale lubię - odpowiedział. W tle usłyszałam spokojny głos Stefana, który upomniał starszego brata.

- Tak, tak już przechodzę do szczgółów. Mamy nową rybkę w akwarium - wystrzelił.

- Daj spokój z zagadkami - warknęłam do słuchawki.

- W naszej piwniny ukrywa się Katherina - powiedział nadzwyczaj rozbawiony.

- Co ? Jakim cudem?

- Nie zdążyła uciec - znów się roześmiał. - Pomyślałem, że chętnie ją przesłuchasz, skarbeńku.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i rozłączyłam się. Zapowiada się miły dzień.

____________________________________________
Przepraszam za długą nieobecność, ale już wracam z nowym rozdziałem.
Pozdrawiam ;*

wtorek, 25 czerwca 2013

Lepszy gust

Klaus:
Do miasteczka przyjechałem zaraz za Elijahem i moimi hybrydami, które zaczęły szykować dla mnie rezydencję, w której mieszkała kiedyś moja siostra- Rebekah. Ja natomiast w tym czasie postanowiłem się rozejrzeć po miasteczku, w taki sposób, żeby nikt nie odczuł mojej obecności. Po przyjrzeniu się kilku miejscom, w których mogła przebywać Katherine, ostatecznie pojechałem do jaskini, w której przyszedłem na świat i  wychowałem się.  Znajdowała się ona
wewnątrz tutejszego lasu. Kiedyś las był nie co dalej, a wokół naszego domu rozciągała się piękna łąka. Dziś jaskini praktycznie nie było widać w gąszczu traw i drzew. Nie chciałem się rozczulać. Jednak obrazy same zaczęły przewijać się w mojej głowie: roześmianych rodziców, wspólne zabawy, kłótnia rodziców, poniżający mnie ojciec, śmierć Henriego, ojciec zabijający mojego konia, przemiana w wilkołaka i przemiana w wampira. Wszystko się tu zaczęło i jednocześnie skończyło. Żyjemy wiecznie, ale zawsze pozostajemy sami. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, a ja nawet tego nie chce. Odruchowo potrząsnąłem głową odrzucając od siebie bolesne wspomnienia.
Jestem bezwzględny, bezuczuciowy i tak powinno być.

***

Caroline:
Zdenerwowana stałam przed wejściem do Grilla, co jakiś czas ocierając dłonie o ciemne jeansy. Miałam wrażenie, że pocą mi się one ze strachu, co jest nie możliwe u wampira. Jak do tej pory każde moje spotkanie z Katherine kończyło się naprawdę źle. Jako moja stworzycielka wywierała na mnie ogromny wpływ. Jej jedno słowo stawało się dla mnie rozkazem. Coś wewnątrz mnie nie pozwalało mi zignorować jej prośby. Podobno tego rodzaju przywiązanie szybko mija i u mnie
 już nie powinno działać, ale pomimo tego nadal się bałam. Katherina to pięćsetletnia wampirzyca która przemieniła także 1864r. braci Salvatore. Jej sobowtórem jest moja przyjaciółka Elena. Wyglądają naprawdę identycznie. Te same rysy twarzy, te same brązowe oczy
i długie kasztanowe włosy. Z małym wyjątkiem, że Katherina ma je kręcone, a Elena idealnie proste. Mojej stwórczyni nie brakowało także sprytu, wdzięku, ale także okrucieństwa i egoizmu. Pod względem charakteru była całkowitym przeciwieństwem Eleny, która
najchętniej ratowałaby wszystkich ludzi na tym świecie.
 Drugą moją przyjaciółką jest Bonnie. Jest to młoda czarownica, która myśli z nas najtrzeźwiej i najpoważniej podchodzi do nadprzyrodzonych spraw. W końcu jej zadaniem jest czuwać nad równowagą w przyrodzie. Jest także miłą i empatyczną dziewczyną o ciemnej skórze, której zawsze jej zazdrościłam.
Przyjaźnie się także z chłopakiem Eleny - Stefanem. Dużo mi pomógł kiedy byłam zagubiona po przemianie. Jest jeszcze jego brat- Damon. Jednak on potrafi mnie tylko denerwować. Jest
szybki i silny, ale na pewno nie miły. Jednak w tym momencie cieszyłam się, że jest gdzieś tam w ciemności i pilnuje mnie. W razie problemu ma wkroczyć do akcji. W końcu po ponad półgodzinnym oczekiwaniu na wampirzyce ujrzałam ją idącą pewnym krokiem w moją stronę. Ciężko przełknęłam ślinę. W sumie miałam nadzieję, że nie przyjdzie na spotkanie, bo z jakiego powodu miałaby słuchć takiej marnej, rocznej wampirzycy.
- Witaj, Caroline! - powiedziała niskim głosem z udawaną radością.
- Katherine - skinęłam głową - Cieszę się, że przyszłaś.
- Cóż, wyczuwam w powietrzu niezłą zabawę, więc przyszłam. W czym mam ci służyć - dygnęła.
Widziałam, że się ze mnie nabija, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że robi to w nerwowy sposób.
- Czemu ostatnio, każdy wampir przed śmiercią wykrzykuje "Katherina"? - zapytał podchodząc do nas Damon - Taka byłaś dobra w seksie z nimi? No wiesz myślałem, że masz lepszy gust.
Wampirzyca wyraźnie się zmieszała, ale nie byłam pewna, czy to z powodu obecności czarnowłosego, który przy ostatnim spotkaniu prawie zabił ją, czy z powodu wzmianki o zabitych wampirach. Jednak już po chwili na jej ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
- Tracisz czas obrażając mnie.
- Powiedz nam co wiesz. W końcu dlatego przyszłaś - powiedziałam, czując się nie co pewniej.
- Ptaki ćwierkają, że będziemy mieć gości, ale za nim się pojawią mnie tu już nie będzie - odpowiedziała z satysfakcją.
Damon złapał ją i przydusił do ściany.
- Klątwa Petrovych nadal działa - wycharczała i już po chwili Damon leżał po przeciwnej stronie drogi dojazdowej do baru, a Katherine zniknęła.
Szybko podbiegłam do czarnowłosego, aby mu pomóc jednak on już otrzepywał się z piachu z wkurzoną miną.
- Czemu się ujawniłeś?
-Bo tobie nic by nie powiedziała.
- A ty ją wystraszyłeś - odpowiedziałam z narastającą irytacją.
- Wracamy do domu Blondi - warknął i także rozpłynął się w powietrzu.
Zostałam sama z pytaniem : Co to jest klątwa Petrovych? Wiedziałam, że  z tego rodu pochodzi Katherina oraz Elena, ale o jakiej klątwie mówiła wampirzyca? W zamyśleniu wyjęłam telefon czując wibracje przychodzącej wiadomości. Na ekranie migała sms od Matta.
" Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze? Dawno się nie odzywałaś." Miał rację. Pomimo, że jesteśmy parą nie rozmawialiśmy dobrych kilka dni. W sumie nawet nie byłam pewna, czy go kocham. Byłam z nim bo wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, że zrobi dla mnie wszystko. Odpoczywałam przy nim, aż do znudzenia. Szybko wystukałam krótką odpowiedź " Masz rację. Stęskniłam się za tobą. Jeśli możesz przyjdź do Grilla. Czekam".
Poprawiłam ręką moje kręcone, blond włosy i zgrabnie weszłam do baru. Uderzyła we mnie mieszanka tytoniu, alkoholu i potu unoszącego się w pomieszczeniu. Jak codziennie wieczorem było tu bardzo dużo ludzi. Wybrałam miejsce przy barze skąd mogłam obserwować wszystkich i zamówiłam kieliszek wina, aby złagodzić głód krwi.

***
Klaus
Po przyjeździe do Mystic Falls miałem na początku się nie ujawniać, ale krótka wizyta w miejscu gdzie miałem jeszcze rodzinę na tyle wytrąciła mnie z równowagi, że musiałem odreagować  zabijając kilku ludzi. Najlepszym miejscem do tego był tutejszy bar.
Wszedłem pewnie rozglądając się za ofiarą. W sumie mogłem zahipnotyzować wszystkich na raz i pozabijać ich. Niekiedy całe narody ginęły z moich rąk, ale tym razem
 chciałem zbytnio nie zwracać na razie uwagi Katheriny. Chce zrobić jej miłą niespodziankę. Moją uwagę przykuła piękna blondynka siedząca przy barze o głębokim, niebieskim spojrzeniu.
 Z szarmanckim uśmiechem, powolnym krokiem podszedłem do nieznajomej. Już od połowy sali wyczułem, że to wampirzyca, ale dość młoda. Cóż, może zabawię się nią.
- Burbon - złożyłem zamówienie wlewając w swoją wypowiedź jak najwięcej brytyjskiego akcentu. Dziewczyna zareagowała od razu  odwracają się do mnie z miłym uśmiechem.
- Dla pani również - dopowiedziałem.
- Nie trzeba - odpowiedziała szybko nadal zainteresowana moją osobą.
- Burbon jest lepszy od wina na ostre pieczenie w gardle - powiedziałem teatralnym szeptem nie co pochylając się w stronę blondynki.
Dziewczyna przestraszona rozejrzała się w barze.
- Skąd wiesz - zapytała piskliwym głosem.
- Kiedy będziesz starsza także będziesz to potrafiła - odpowiedziałem z uśmiechem i wychyliłem szklankę alkoholu. Po czym delikatnie przysunąłem do nieznajomej drugą szklankę. Odczytała aluzję, ale upiła tylko trochę.
- Jak ci na imię? - zapytałem.
- Caroline, a tobie?
- Nieznajomy - odpowiedziałem, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
- Piękny akcent - powiedziała po chwili milczenia. Nagle jej wzrok poszybował w stronę wejścia na wysokiego szatyna.
- Człowiek ? Myślałem, że masz lepszy gust - powiedziałem i wychylając jej niedopity alkohol wyszedłem z baru.
__________________________________________
 Za mną już drugi rozdział i musze powiedzieć, że bardziej mi się podoba niż poprzedni. A co wy na to?

niedziela, 23 czerwca 2013

Słodki smak tajemnicy

W Nowym Orleanie ostatnie promienie słońca przenikały przez zasłonę wysokich budynków. Na ulicach jednak nadal
roiło się od ludzi i nie tylko. Szedłem delikatni zirytowany obecnością marnej części populacji, która ciągle przeszkadzała
mi w spokojnym spacerze przez moje ulubione miasto. Uwielbiałem tu rysować i tworzyć dzieła sztuki. Ten fakt jest dość dziwny.
Najsilniejsze stworzenie świata zbroczone krwią milionów istnień. Potwór bez żadnych uczuć, który tworzy wspaniałe obrazy.
Szkoda, że praktycznie nigdy nie mogę się pod nimi podpisać. Istnienie twórcy o moim imieniu setki lat temu i teraz byłoby
odrobinę dziwne. A ja kocham swoje życie. Jestem najsilniejszym stworzeniem na świecie. Mogę mieć wszystko czego zapragnę,
 a przy tym byłem chodzącą tajemnicą. Mój świat miał słodki smak tajemnicy. Zawsze byłem o krok przed innymi.
 W końcu spokojnie dotarłem do mojej rezydencji.
 Szybko pociągnąłem za klamkę, aby znaleźć odrobinę ciszy i spokoju.
U progu wezwałem od siebie jedną z moich hybryd i nakazałem przynieść sobie butelkę burbona. Podszedłem spokojnie do rozpalonego
kominka, aby przez chwilę rozkoszować się pięknem ognia. Nagle poczułem za sobą wibrującą  energię, a po niej ciche kroki. Osobnik
stojący za mną był silny, ale wyczułem w nim coś na kształt dobroci i miłości, którą się brzydzę. Uczucia są największym
wrogiem wampirów. Nie raz mu to powtarzałem.
- Elijah - odezwałem się pierwszy powoli odwracając się w jego stronę. - Mam nadzieję, ze przynosisz mi dobre wieści - powiedziałem
przymrużając oczy.
- Owszem, bracie. Kolejną i przedostatnią część białego dębu musi posiadać Katerina.
- Gdzie obecnie przebywa?
- Nie zgadniesz - powiedział spoglądając na mnie z poważną miną, ale w jego oczach pojawiły się tajemnicze iskierki.
- Mystic Falls - miejsce naszych narodzin - wyszeptałem krzyżując ręcę za sobą i spokojnym krokiem podchodząc bliżej kominka.
Zapadła między nami cisza, podczas której każde z nas wspominało czasu kiedy byliśmy jeszcze wszyscy razem. Byliśmy rodziną
Mikaelsonów. Jednak w mojej głowie już po chwili pojawiły się nieprzyjemne obrazy. Mocno zacisnąłem zęby by nie poddawać się
im. Szybko moje myśli przeniosły się na cel, który próbuje osiągnąć od stu lat.
- A więc witaj Mystic Falls - powiedziałem, odwracając się do brata z uśmiechem godnym zwycięscy.

***
- Caroline! Pośpiesz się - usłyszałam po raz kolejny zniecierpliwiony głos Bonnie.
- Jeszcze chwilkę - odpowiedziałam ostatni raz poprawiając swoje blond włosy.
- Jesteś wampirem. Możesz robić wszystko szybciej - usłyszałam słowa mojej przyjaciółki.
Odezwała się wiedźma - pomyślałam i w końcu opuściłam łazienkę.
- Wiesz, że wszyscy na nas czekają w pensjonacie.
- Ehh - westchnęłam ciężko - Stefan mówił, że w miasteczku pojawił się kolejny wampir.
- Niestety. Zaatakował Victorię. Na szczęście jej nie zabił.
Od roku, czyli od momentu, kiedy zostałam przemieniona w wampira, nie było dni kiedy nie trzeba było walczyć z istotami nadprzyrodzonymi.
Powoli byłam już tym zmęczona, ale nic nie mogłam na to poradzić. Musiałam chronić moją rodzinę i przyjaciół.
Drzwi pensjonatu oczywiście otworzył nam Damon z irytującym uśmiechem.
- Cześć blondi. Witaj wiedźmo - powiedział jak zwykle uprzejmie, jednak my z przyzwyczajenia nawet na to nie zareagowałyśmy
W salonie czekała na nas Elena i Stefan pogrążeni w rozmowie. Widać po nich, że czymś się bardzo martwili.
- Co się stało? - rozpoczęła rozmowę Bonnie.
- Damon odnalazł wampira, który żywił się na Victorii.
- To chyba dobrze - wypaliłam z nadzieją, że ta wypowiedź nie ma drugiego dnia.
- Niby tak, ale wampir ten po mimo tortur nie szepnął słówka po co przyjechał do Mystc Falls, a wręcz przeciwnie sam się zabił-
wyjaśnił młodszy Salvatore.
- Zachowywał się jakby był zahipnotyzowany, co jest nie możliwe u wampirów. Niestety wsypał się tym, że zna Katherinę -
- powiedział Damon.
- To już czwarty wampir, który widząc mnie wykrzykuje Katherina - powiedziała Elena - Coś mi w tym nie pasuje.
- Wyczuwam w powietrzu jakąś akcję ratowania Mystic Falls - powiedziałam zirytowana.
- Masz rację Blondi. Pójdziesz porozmawiać ze swoją stwórczynią - powiedział ze swoim irytującym uśmiechem.
W odpowiedzi jęknęłam cicho.
- Zrobisz to dla nas ? - zapytała Elena.
- Tak - w końcu przyjaciołom się nie odmawia.
________________________
Oto rozdział 1. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.

czwartek, 20 czerwca 2013

Prolog

Ciemność spowijała świat tuląc go do snu. Z cienia zaczęły wychodzić stworzenia, których nikt z nas nie chciałby spotkać. Złowrogi, srebrny blask księżyca odsłania przed nami tajemnice.
W jednym z lasów, po mocno zarośniętej ścieżce biegła mała dziewczynka, raniąc sobie dotkliwie bose stopy. Jej złociste, potargane włosy przyklejały się do mokrych od łez policzków. Starała się ze wszystkich sił uciec od potwora, który podążał za nią ze złowrogim uśmiechem. Jego zimne, niebieskie oczy ja przerażały, ale kiedy już na nie spojrzała nie mogła odwrócić od nich oczu.
W końcu odnalazła duży dąb, którego gruby pień miał szczelinę na tyle dużą, że dziewczynka swobodnie mogła się w niej ukryć. Z całych sił tuliła do siebie brązowego misia, jakby poszukując w nim namiastki bezpieczeństwa. Tak bardzo chciała, aby któreś z rodziców ja odnalazło i uratowało. Jednak jej modlitwy nie zostały wysłuchane. Silne ramiona wytargały ją z ukrycia.
Dziewczynka nagle zaczęła rosnąc, a jej rysy się wyostrzyły. Była nie wiele niższa od potwora, który przyciskał ją do drzewa. Jego kły połyskiwały w szklanym świetle księżyca.
-Kim jesteś? - zapytała przerażona blondynka.
- Jestem pierwotnym i nieśmiertelnym. Jestem królem tego świata!

Jej oczy powoli się otworzyły. Przetarła dłonią zaspaną twarz odpychając ostatnie obrazy snu. Spojrzała w stronę okna na nadal uśpiony świat i znów ułożyła się do snu, aby po chwili zapomnieć o koszmarze.


____________________________________
Tak wiem. Prolog miał się pojawić jutro, ale nie mogłam się doczekać waszej opinii na jego temat.
Zapraszam do komentowanie ;D
Pozdrawiam :*

Wstęp ;)

Serdecznie witam was na moim kolejnym blogu, który całkowicie zostanie poświęcony Klausowi i Carolinie. Mam nadzieję, że spodoba wam się moja opowieść.
Już jutro pojawi się prolog ;D