środa, 19 marca 2014

Żeby nie było. Ja cię nie dotykałem...

Po raz pierwszy zobaczyłam w nim potwora i zaczęłam się naprawdę bać. Wiedziałam, że jedno draśnięcie jego kłów, a umrę w męczarniach w ciągu kilku godzin. Odsunęłam się na swoim siedzeniu jak najbardziej od Klausa, co nie było zbyt możliwe, zwłaszcza ze pierwotny pochylił się w moją stronę.
- Czemu ich kryjesz?
- Nie rób mi krzywdy  - powiedziałam błagalnie.
- Czemu ich kryjesz?! - warknął wkurzony.
- Powiedzieli, że będą mnie chronić przed tobą.
- Chcesz mi wmówić, że Katherina chce kogokolwiek chronić? Nikt się dla niej nie liczy i oboje o tym wiemy, więc nie kłam! - powiedział obnażając kły.
- Nie chcą, żebyś stał się nieśmiertelny - wyrzuciłam z siebie.
Klaus złapał mnie szybko tak, że nie mogłam się poruszyć. Próbowałam się szarpać, a nawet wrzasnęłam. Powinno to wzbudzić zainteresowanie innych pasażerów, jednak oni siedzieli wpatrzeni przed siebie. Czyżby Klaus był na tyle silny, aby zahipnotyzować cały samolot? Kiedy już myślałam, że mnie ugryzie, puścił mnie nagle. Trzymał w ręku moją komórkę.
- To ci się już nie przyda.
Odetchnęłam nie co z ulgą i oparłam się o siedzenie. Jednak przez resztę drogi czujnie spoglądałam na towarzysza obawiając się ataku.
Lotnisko nie było tak duże jak w Londynie, ale za to uderzyła mnie różnorodność barw i ciepła, które roztaczało miasto.
 Hotel, który wybrał Klaus, leżał już na obrzeżach miasta. Był nie duży. Pierwotny zażyczył sobie apartament z dwoma sypialniami, ale takowego nie posiadali. Był tylko apartament z sypialnią i nie dużym salonem.
- Mogę przenocować w pokoju obok - zaproponowałam cicho.
- Żebyś uciekła do Elijaha i Katheriny? Nigdy. Bierzemy apartament.
Starałam się unikać pierwotnego przez cały wieczór co nie było zbyt łatwe, zwłaszcza, że mieszkanie było nie duże. Koło północy wzięłam prysznic i udałam się do naszej sypialni. Widząc półnagiego blondyna, szybko się stamtąd wycofałam.
- A ty dokąd uciekasz? - zapytał drwiącym głosem, Klaus.
- Prześpię się w salonie na podłodze.
- Przestań, przecież nie jesteśmy dziećmi. Damy jakoś radę jedną noc w jednym łóżku.
- To byłoby bardzo niezręczne - powiedziałam zmieszana - Zresztą ty jesteś hybrydą, a ja wampirem.
- Nie musisz się mnie bać chyba, że zamierzasz nadal spiskować za moimi plecami - powiedział nie co poważniej.
- Dobrze, ale nie dotykaj mnie.
- Jak sobie życzysz - odpowiedział znów z uśmiechem.
Położyłam się pod delikatną kołdrę, a Klaus poszedł zgasić światło. Już po chwili poczułam jak ugina się łóżko z drugiej strony.
- Dobranoc, Caroline.
- Dobranoc, Klaus.
Zapadła między nami głucha cisza. Starałam się zasnąć, ale nie potrafiłam. Obok mnie leżałam najpotężniejszy osobnik świata, który na dodatek jest cholernie przystojny.
- Śpisz ? - zapytałam zrezygnowana.
- Nie.
- Mogę zadać ci jedno pytanie?
- Pytaj, kochana.
- Skąd wiesz o Elijahu i Katherinie?
- Po tylu latach potrafię wyczuć własnego brata niemal na kilometr. Zresztą zobaczyłem ich w parku po naszej kłótni w Londynie. Do dziś nie wiedziałem, że masz coś z tym wspólnego - powiedział wkurzony.
Wolałam nie zadawać więcej pytań, aby go bardziej nie wkurzyć. Zamknęłam oczy i znów spróbowałam zasnąć. Tym razem sen szybko przyszedł.
Dzień przyszedł zdecydowanie za szybko.
- Kochana, czas wstać - usłyszałam głos o brytyjskim akcencie blisko ucha.
- Yhym, zaraz - mruknęłam i wtuliłam się bardziej w poduszkę.
Po chwili usłyszałam śmiech pierwotnego od którego materac zadrżał.
- Żeby nie było. Ja cię nie dotykałem, tak jak obiecałem. Tego samego nie można powiedzieć o tobie.
Powoli zaczął docierać do mnie sens jego słów. Gwałtownie otworzyłam oczy. Nie możliwe! Spałam wtulona w tors, Klausa!



Czytam =komentuje :)

sobota, 8 marca 2014

Zółte oczy śmierci.

Do hotelu wróciłam sama. Niemal byłam pewna, że po moim odejściu Klaus rzucił się w wir krwi. Nie zamierzałam czekać. Wzięłam szybką kąpiel i położyłam się do łóżka.  Wtedy usłyszałam otwierane i zamykane drzwi. Kroki szybko ucichły. Miałam pewność, że pierwotny nie poszedł do swojego pokoju. Z całych sił próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. W końcu zrezygnowana wstałam i podeszłam do drzwi. Chwile wahałam się czy iść do salonu. Ostatecznie uchyliłam drzwi i zobaczyłam Klausa stojącego przy oknie i patrzącego na księżyc. Wyglądał tak spokojnie i niegroźnie. Nie potrafiłam zrozumieć, że ktoś taki może być potworem.

Klaus:
Obejrzałem się za siebie i ujrzałem Caroline w delikatnej, jasnej piżamce. Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Doszukałem się w nim nawet odrobię miłości, ale to pewnie tylko dlatego, że właśnie tego szukałem. Była moim marzeniem, ale miała rację całkowicie się różniliśmy, nie licząc nawet tego jak się żywimy. Miała racje. Za nic miałem życie ludzkie. Ona była inna. Ona była po prostu dobra.
- Miałeś rację. Londyn jest piękny - odezwała się podchodząc do sofy i siadając tak aby podkurczyć bose nogi.
Momentalnie uśmiech wypłynął na moje usta. Cieszyłem się, że wampirzyca nie jest na mnie zła.
- Bułgaria spodoba ci się jeszcze bardziej - odpowiedziałem siadając obok. Dziewczyna widocznie się zmieszała i bardziej skuliła nogi.
- Miałaś rację. Nie powinienem próbować cię zmieniać. Szczerze to nawet nie chciałabym, żebyś była inna.
Caroline posłała mi słaby śmiech i wstała z siedziska. Skierowała swoje kroki w sypialni.
- To nie jest twoja wina - powiedziała nagle się zatrzymując - Pozwoliłam ci na to i w sumie bawiłam się zadziwiająco dobrze.
Po chwili już jej nie było. Jeszcze chwile siedziałem patrząc na nocy świat, a potem także poszedłem spać.

Caroline:
Rono obudziłam się wyspana i bez nieprzyjemnego pieczenie w gardle. Czułam, że jestem całkowicie nasycona krwią. Kończyłam się szykować, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich uśmiechniętego Klausa.
- Nikt cię pukać nie nauczył? - zapytałam.
- Nawet jeśli to zrobił, to było to tak dawno temu, że nie pamiętam. Za godzinę mamy samolot. Gotowa? - mówiąc to posłał mi jeden ze swoich najlepszych spojrzeń i uśmiechnął się.
- Prawie. Daj mi jeszcze 5 min - odpowiedziałam poprawiając włosy.
- Wyglądasz, jak zawsze pięknie, nie musisz nic udoskonalać - powiedział z uśmiechem i zabrał moją już zapakowaną walizkę. Drugą podręczną kończyłam pakować.
Potem szybko ją zabrałam i wybiegłam za pierwotnym. Wymeldowaliśmy się z hotelu i wsiedliśmy do taksówki. Miałam ostatnio co do nich złe wspomnienia, ale na szczęście tym razem Klaus nie rzucił się na szofera. Dziś całkowicie wypoczęta i najedzona mogłam przyjrzeć się ogromnemu londyńskiemu lotnisku. Wszędzie było pełno przeróżnych ludzi, spieszących gdzieś. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok pierwotnego, ale całkowicie to ignorowałam. Nie mogłam zapomnieć, że tak naprawdę jestem jego zakładniczką i mam pomóc mu stać się całkowicie nieśmiertelnym. Wtedy w oddali dojrzałam znajome twarze. Nie wiedziałam co mam robić ! Upuściłam torbę, udając potknięcie i jednocześnie klęłam w myślach na Elijaha i Katherinę. Blondyn łyknął haczyk. Szybko złapał mnie, ratując przed upadkiem. Chwilę trwałam w jego objęciach, aby po chwili od niego odskoczyć. Schyliłam się po torbę, ale pierwotny był szybszy. Wziął ją i poprowadził mnie do odprawy.
- Dziękuje - powiedziałam w końcu, kiedy otrząsnęłam się z szoku. Klaus skinął lekko głową z dziwnym uśmiechem, ale zamiast nad tym się zastanowić moje myśli zaprzątnięte były wspomnieniem bliskości blondyna i bezmyślnością Elijaha i Kath. Na szczęście rozpłynęli się gdzieś w tłumie ludzi. Już nie co spokojniejsza wsiadłam do samolotu. Pierwsza połowa drogi minęła nam spokojnie, ale w dziwnym milczeniu. Spojrzałam niepewnie na mojego porywacza. Miał zaciśnięte usta i patrzył tępo przed siebie.
- Coś nie tak ? - zapytałam ostrożnie. W głębi siebie wiedziałam, że jeden zły ruch, a Klaus wybuchnie z niewiadomego powodu.
- Zastanawiam się - powiedział przenosząc na mnie chłodny wzrok - czemu kryjesz mojego brata i Petrovą.
Automatycznie szczęka opadła mi do samej ziemi.
- Ja? Ja - jąkałam się
Jego oczy zwęziły się w małe szparki i niemal byłam pewna, że błysnęło w nich żółte światło. W mojej głowie zapaliło się światełko.  Gen wilkołaczy! Takie same oczy miał Tyler. Już po mnie...

_____________
Oto kolejny rozdział.
Jak wam się podoba?


Czytam=komentuje :)