Do hotelu wróciłam sama. Niemal byłam pewna, że po moim odejściu Klaus rzucił się w wir krwi. Nie zamierzałam czekać. Wzięłam szybką kąpiel i położyłam się do łóżka. Wtedy usłyszałam otwierane i zamykane drzwi. Kroki szybko ucichły. Miałam pewność, że pierwotny nie poszedł do swojego pokoju. Z całych sił próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. W końcu zrezygnowana wstałam i podeszłam do drzwi. Chwile wahałam się czy iść do salonu. Ostatecznie uchyliłam drzwi i zobaczyłam Klausa stojącego przy oknie i patrzącego na księżyc. Wyglądał tak spokojnie i niegroźnie. Nie potrafiłam zrozumieć, że ktoś taki może być potworem.
Klaus:
Obejrzałem się za siebie i ujrzałem Caroline w delikatnej, jasnej piżamce. Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Doszukałem się w nim nawet odrobię miłości, ale to pewnie tylko dlatego, że właśnie tego szukałem. Była moim marzeniem, ale miała rację całkowicie się różniliśmy, nie licząc nawet tego jak się żywimy. Miała racje. Za nic miałem życie ludzkie. Ona była inna. Ona była po prostu dobra.
- Miałeś rację. Londyn jest piękny - odezwała się podchodząc do sofy i siadając tak aby podkurczyć bose nogi.
Momentalnie uśmiech wypłynął na moje usta. Cieszyłem się, że wampirzyca nie jest na mnie zła.
- Bułgaria spodoba ci się jeszcze bardziej - odpowiedziałem siadając obok. Dziewczyna widocznie się zmieszała i bardziej skuliła nogi.
- Miałaś rację. Nie powinienem próbować cię zmieniać. Szczerze to nawet nie chciałabym, żebyś była inna.
Caroline posłała mi słaby śmiech i wstała z siedziska. Skierowała swoje kroki w sypialni.
- To nie jest twoja wina - powiedziała nagle się zatrzymując - Pozwoliłam ci na to i w sumie bawiłam się zadziwiająco dobrze.
Po chwili już jej nie było. Jeszcze chwile siedziałem patrząc na nocy świat, a potem także poszedłem spać.
Caroline:
Rono obudziłam się wyspana i bez nieprzyjemnego pieczenie w gardle. Czułam, że jestem całkowicie nasycona krwią. Kończyłam się szykować, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich uśmiechniętego Klausa.
- Nikt cię pukać nie nauczył? - zapytałam.
- Nawet jeśli to zrobił, to było to tak dawno temu, że nie pamiętam. Za godzinę mamy samolot. Gotowa? - mówiąc to posłał mi jeden ze swoich najlepszych spojrzeń i uśmiechnął się.
- Prawie. Daj mi jeszcze 5 min - odpowiedziałam poprawiając włosy.
- Wyglądasz, jak zawsze pięknie, nie musisz nic udoskonalać - powiedział z uśmiechem i zabrał moją już zapakowaną walizkę. Drugą podręczną kończyłam pakować.
Potem szybko ją zabrałam i wybiegłam za pierwotnym. Wymeldowaliśmy się z hotelu i wsiedliśmy do taksówki. Miałam ostatnio co do nich złe wspomnienia, ale na szczęście tym razem Klaus nie rzucił się na szofera. Dziś całkowicie wypoczęta i najedzona mogłam przyjrzeć się ogromnemu londyńskiemu lotnisku. Wszędzie było pełno przeróżnych ludzi, spieszących gdzieś. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok pierwotnego, ale całkowicie to ignorowałam. Nie mogłam zapomnieć, że tak naprawdę jestem jego zakładniczką i mam pomóc mu stać się całkowicie nieśmiertelnym. Wtedy w oddali dojrzałam znajome twarze. Nie wiedziałam co mam robić ! Upuściłam torbę, udając potknięcie i jednocześnie klęłam w myślach na Elijaha i Katherinę. Blondyn łyknął haczyk. Szybko złapał mnie, ratując przed upadkiem. Chwilę trwałam w jego objęciach, aby po chwili od niego odskoczyć. Schyliłam się po torbę, ale pierwotny był szybszy. Wziął ją i poprowadził mnie do odprawy.
- Dziękuje - powiedziałam w końcu, kiedy otrząsnęłam się z szoku. Klaus skinął lekko głową z dziwnym uśmiechem, ale zamiast nad tym się zastanowić moje myśli zaprzątnięte były wspomnieniem bliskości blondyna i bezmyślnością Elijaha i Kath. Na szczęście rozpłynęli się gdzieś w tłumie ludzi. Już nie co spokojniejsza wsiadłam do samolotu. Pierwsza połowa drogi minęła nam spokojnie, ale w dziwnym milczeniu. Spojrzałam niepewnie na mojego porywacza. Miał zaciśnięte usta i patrzył tępo przed siebie.
- Coś nie tak ? - zapytałam ostrożnie. W głębi siebie wiedziałam, że jeden zły ruch, a Klaus wybuchnie z niewiadomego powodu.
- Zastanawiam się - powiedział przenosząc na mnie chłodny wzrok - czemu kryjesz mojego brata i Petrovą.
Automatycznie szczęka opadła mi do samej ziemi.
- Ja? Ja - jąkałam się
Jego oczy zwęziły się w małe szparki i niemal byłam pewna, że błysnęło w nich żółte światło. W mojej głowie zapaliło się światełko. Gen wilkołaczy! Takie same oczy miał Tyler. Już po mnie...
_____________
Oto kolejny rozdział.
Jak wam się podoba?
Czytam=komentuje :)
Super <3 Świetny rozdział ^.^
OdpowiedzUsuńBoże, tyle musiałam czekać ! Wreszcie !!!
OdpowiedzUsuńCaro jak wpadła na Klausa hmmm ;D
Pisz dłuższe trochę !
I nie każ czekać znowu tak długo !
♥♥
Czekam też na Amelię !
Świetny :D Mam nadzieję że wkrótce dodasz następny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny? Kiedy następny i proszę Cię nie przerywaj w takich momentach jak ten
OdpowiedzUsuń