Klaus spoglądał co jakiś czas na mnie, jakby bojąc się, że w każdej chwili mogę zniknąć. Posyłał mi swój leniwy uśmiech i mocniej łapał za rękę. Byliśmy na lotnisku i w pośpiechu zmierzaliśmy do odprawy. Przez swoje zabawy w pokoju hotelowym złapaliśmy duże opóźnienie. Na samo wspomnienie poprzednich dwóch godzin oblewałam się rumieńcem, a ciało przyjemnie zaciskało się. Miałam już kilku kochanków, ale z żadnym z nich nie było mi tak dobrze jak z Klausem. W sumie nie powinnam się dziwić. Miał on w końcu ponad tysiąc lat na zdobycie doświadczenia. Całował, dotykał moje ciało z ogromną pasją. Był zarówno delikatny i jednocześnie tak silny, i nieokiełznany, że traciłam raz po raz oddech. Nasze ciała szybko odnalazły wspólny rytm. Spełnienie przyszło szybko i wstrząsnęło mną jak nigdy dotąd. Nie wiem jak teraz po tym wszystkim będę mogła się z nim rozstać. Na samą myśl, że mogłabym go więcej nie zobaczyć pękało mi serce. Jednak bycie z nim też nie jest zbyt możliwe. Jak długo taki potężny wampir i jednocześnie wilkołak będzie zwracał na mnie uwagę. Jestem pewna, że szybko mu się znudzę. Zresztą ani mama, ani przyjaciele nie zaakceptowaliby naszego związku.
Pierwotny jakby wyczuwając moje pokręcone, smutne myśli przyciągną mnie do siebie i mocno pocałował. Wlałam w ten pocałunek wszystkie swoje wątpliwości. On też nie był mi dłużny. Oboje wiedzieliśmy, że to może być pożegnanie. Po chwili odsunął się ode mnie i przepuścił mnie pierwszą. Weszliśmy na czysty pokład samolotu pierwszej klasy. Zajęliśmy miejsca i na polecenie stewardesy zapieliśmy pasy, mimo że my nie musieliśmy. Jako wampiry po katastrofie lotniczek i tak otrzepalibyśmy się i wrócili do domu. Chcieliśmy w ten sposób wybudować granice miedzy nami, ale na niewiele się to dało. Nasze ciała przyciągały się. Czułam jak dłonie mi mrowieją z powstrzymywanej chęci dotknięcia Klausa.
Wtedy pierwotny z westchnieniem ujął moją rękę.
- Dość ciekawe doświadczenie - szepnął dodatkowo.
- Bardzo zwłaszcza, że czeka nas około dziesięciu godzin lotu. - Zgodziłam się z nim.
Z pokładu dobiegło prychnięcie. Oboje zesztywnialiśmy i zrobiliśmy skrzywione miny, jednak nie puściliśmy swoich dłoni.
- Katherina i Elijah, cóż za spotkanie - powiedział szorstkim głosem Klaus nie ruszając się z miejsca. Wiedzieliśmy, że wampiry usłyszą to nawet z najdalszego końca samolotu.
***
Jak mogłem wcześniej ich nie wyczuć? Sam powtarzałem Elijahi , że uczucia niszczą czujność wampira. Byłem na siebie wkurzony, ale nie potrafiłem sobie jednocześnie wyobrazić życia bez tego uczucia, który żywię do tej drobnej istotki. Była dla mnie jak anioł, chociaż w łóżku bardziej przypominała diablice. Na samo wspomnienie uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, a ciało chce znów mieć w ramionach Caroline. Uniosłem jej jasną dłoń do ust i ucałowałem. Jeśli ona zniknie z mojego życia, to już nikt nigdy nie przywróci mi ludzkich uczuć. Wyłączę je na zawsze.
- Niklaus i Caroline - usłyszeliśmy pogardliwy głos szatynki.
- Klaus, co dalej zamierzasz? - powiedział zaraz później mój brat.
- Znaleźć Podróżnika i rozszarpać go na kawałki jak tylko odda mój kawałek kołka.
- A jeśli nie uda ci się ? - zapytała Katherina - Zawsze ktoś cię może ubiec.
- Zabije wszystkich którzy wejdą mi w drogę, a najpierw żeby zyskać trochę czasu zabije sobowtóra.
- Co takiego?! - wrzasnęła Caroline wyrywając swoją dłoń z jego ręki.
Zupełnie zapomniałem, że ta Elena jest koleżanką mojej słodkiej dziewczyny. Patrzyła na mnie z obrzydzeniem i odsunełą się jak najdalej na swoim fotelu, a potem wysyczała:
- Nie waż się tknąć Eleny!
Zdenerwowany wstałem z wygodnego fotela i siłą umysłu zachipnotyzowałem pozostałych pasażerów.
- Zrobie to co uznam za słuszne - powiedziałem przybierając na twarz maske. Byłem wyćwiczony w nieokazywaniu uczuć. Jej błękitne oczy zmieniły się ogień. Wstała i zamachnęła się. Mogłem łatwo uniknąć uderzenia, ale nie zrobiłem tego. Cios był mocny, ale nawet nie ruszyłęm się z miejsca.
- Nigdy więcej tego nie rób - warknąłem wściekle patrząc na dziewczynę.
- Uspokój się bracie - poczułem dłoń Elijaha na moim ramieniu. Tym gestem nieco mnie uspokoił, zresztą jak zawsze.
- Zawsze można przemienić sobowtóra w wampira - powiedziała z rozbawieniem w głosie Katherina. Widocznie dobrze się bawiła widząc cała scenę. Miała racje. Przemieniła siebie w wampira, kiedy uciekała przedemną.
Blondynka wzięła wdech, a w jej oczy zaszkliły się.
- Musi być inne wyjście - powiedziała łamiącym się głosem.
Nie mogłem na to patrzeć. Byliśmy tak różni, jak ogień i woda. Mimo to przyciągało nas coś, ale nie dało się uniknąć płomiennych kłótni. jednak nie mogłem pozwolić, żeby przezemnie płakała. Odwróciłem się i przymknąłem oczy. Po chwili już spokojny spojrzałęm na mojego brata i dziewczyny.
- Jeśli Salvatorowie i czarownica pomogą nam znaleźć podróżnika nie tknę Eleny. Jeśli nie odnajdziemy go w ciągu tygodnia przemienie sobowtóra w wampira.
poniedziałek, 1 września 2014
poniedziałek, 28 lipca 2014
Ciemna otchłań.
Szybko wyjaśniłam pokrótce kim są Podróżnicy i czego mogą chcieć od Eleny. Damon obiecał nie wypuszczać dziewczyny z domu. Nieco uspokojona zakończyłam połączenie. Od razu na wyświetlaczu pojawiło mi się kilka nieodebranych połączeń i smsów. W większości były to życzenia urodzinowe. W końcu mój wzrok padł na imię 'Matt'. Wciągnęłam powietrze i wstrzymałam oddech. W głowi mi się nie mieściło, że zapomniałam o moim chłopaku. Wiadomości były pełni wyrzutów, że nie powiedziałam o swoim wyjeździe z niebezpiecznym pierwotnym wampirem. Zdenerwował się na mnie wcale mu się nie dziwie. Z jednej strony zapragnęłam znaleźć się teraz przy nim. Żeby wziął mnie w ramiona, a ja spokojnie mogłabym wtedy poczuć jego znajomy zapach. Wszystko byłoby wtedy takie proste. Usiadłam z westchnieniem na brzegu łóżka. Wiedziałam, że nic już nie czuje do tego miłego i spokojnego chłopaka. Przypominał mi dzieciństwo i to, że byłam kiedyś człowiekiem, ale teraz nim nie jestem, a on tak. Po powrocie będę musiała z nim porozmawiać. Tak, porozmawiam z nim i wszystko wyjaśnię. Nieco podniesiona na duch wstałam żwawo i zabrała się a pakowanie. W pewnej chwili natrafiłam na ciemne podłużne pudełko. Uchyliłam je i moim oczom ukazała się bransoletka od Klausa. Klaus... A co z nim mam począć. Pogładziłam palcami piękna biżuterie. Niewątpliwie żywiłam do tego pewnego siebie, krwiożerczego i przerażającego wampira sile uczucia, które mnie przerażały. Kiedy mnie dotykał czułam niemal wyładowania elektryczne na swojej skórze. Pragnęłam go całego, ale wiedziałam, on nie jest dla mnie. Ma na mnie zły wpływ. Nigdy, ale to przenigdy nie chciałabym stać się taką jak on. Ostrożnie wyjęłam bransoletkę i nie mogłam się powstrzymać. Założyłam ją na rękę, aby przymierzyć i zobaczyć jak będzie wyglądała.
- Gotowa na podróż? - usłyszałam za sobą cichy głos o brytyjskim akcencie. Podskoczyłam na miejscu wystraszona. Dobrze, że siedziałam tyłem do wejścia. Szybko chowałam puste pudełko do torby i zsunęłam rękaw sweterka na nadgarstek, aby ukryć ozdobę.
- Tak, prawie tak - odpowiedziałam odwracając się w jego stronę i zaniemówiłam. Stał w wejściu opierając się nonszalancko o framugę. Jego oczy iskrzyły niespokojnie, a włosy miał w nieładzie. Marynarka była w poszarpana z wyraźnymi oznakami zaschniętej krwi.
- Boże! Co się stało ? - zapytałam zakrywając dłonią usta.
- Spotkałem starego przyjaciele i jego nowych kumpli - odpowiedział uśmiechając się zadziornie.
- Przyjaciela i kolegów ? - zapytałam podejrzliwie.
- Cóż, kolegów już nie ma bo wszyscy nie żyją, a Marcel ? Nim zajmę się po zniszczeniu kołka.
Mówiąc to stał w wejściu uśmiechając się z zadowoleniem. Opowiadał wszystko , jakby chodziło o zwykłą kolację w restauracji. Ne skomentował sytuacji tylko znów zabrałam się za pakowanie. Czułam na sobie jego palące spojrzenie, kiedy pakowałam ostatnia rzecz. Byłam speszona i zażenowana. W końcu spojrzałam w jego stronę.
- A ty się nie pakujesz? Powinieneś też się przebrać, bo przestraszysz cały samolot.
- Założyłaś bransoletkę - stwierdził, jakby nie słyszał co powiedziałam.
Odruchowo bardziej naciągnęłam rękaw sweterka i spuściłam wzrok. Szybkim krokiem podszedł do mnie i ujął moją rękę. Odsłonił bransoletkę i przyjrzał jej się. Chwile staliśmy tak nie odzywając się do siebie. Mój oddech przyspieszył od jego słodkiej bliskości. Napawałam się jego zapachem i dotykiem. Chciałam więcej i to było przerażające.
- Skoro to nasze ostanie wspólne chwile - powiedział w końcu i nagle jego usta znalazły się na moich, a ja nie potrafiłam opanować emocji. Przyciągnęliśmy się do siebie jak najbliżej się dało. Jednym zgrabnym ruchem Klaus uniósł mnie do góry, a ja oplotłam go w tali nogami. Spadałam w ciemną otchłań pożądania z której nie było odwrotu.
_______________________________
Dzisiaj dość krótko, ale ważne, że wg coś napisałam. Ostatnio mam problem z weną i czasem. Mam nadzieję, że ktoś czekał na ten kolejny rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania:)
- Gotowa na podróż? - usłyszałam za sobą cichy głos o brytyjskim akcencie. Podskoczyłam na miejscu wystraszona. Dobrze, że siedziałam tyłem do wejścia. Szybko chowałam puste pudełko do torby i zsunęłam rękaw sweterka na nadgarstek, aby ukryć ozdobę.
- Tak, prawie tak - odpowiedziałam odwracając się w jego stronę i zaniemówiłam. Stał w wejściu opierając się nonszalancko o framugę. Jego oczy iskrzyły niespokojnie, a włosy miał w nieładzie. Marynarka była w poszarpana z wyraźnymi oznakami zaschniętej krwi.
- Boże! Co się stało ? - zapytałam zakrywając dłonią usta.
- Spotkałem starego przyjaciele i jego nowych kumpli - odpowiedział uśmiechając się zadziornie.
- Przyjaciela i kolegów ? - zapytałam podejrzliwie.
- Cóż, kolegów już nie ma bo wszyscy nie żyją, a Marcel ? Nim zajmę się po zniszczeniu kołka.
Mówiąc to stał w wejściu uśmiechając się z zadowoleniem. Opowiadał wszystko , jakby chodziło o zwykłą kolację w restauracji. Ne skomentował sytuacji tylko znów zabrałam się za pakowanie. Czułam na sobie jego palące spojrzenie, kiedy pakowałam ostatnia rzecz. Byłam speszona i zażenowana. W końcu spojrzałam w jego stronę.
- A ty się nie pakujesz? Powinieneś też się przebrać, bo przestraszysz cały samolot.
- Założyłaś bransoletkę - stwierdził, jakby nie słyszał co powiedziałam.
Odruchowo bardziej naciągnęłam rękaw sweterka i spuściłam wzrok. Szybkim krokiem podszedł do mnie i ujął moją rękę. Odsłonił bransoletkę i przyjrzał jej się. Chwile staliśmy tak nie odzywając się do siebie. Mój oddech przyspieszył od jego słodkiej bliskości. Napawałam się jego zapachem i dotykiem. Chciałam więcej i to było przerażające.
- Skoro to nasze ostanie wspólne chwile - powiedział w końcu i nagle jego usta znalazły się na moich, a ja nie potrafiłam opanować emocji. Przyciągnęliśmy się do siebie jak najbliżej się dało. Jednym zgrabnym ruchem Klaus uniósł mnie do góry, a ja oplotłam go w tali nogami. Spadałam w ciemną otchłań pożądania z której nie było odwrotu.
_______________________________
Dzisiaj dość krótko, ale ważne, że wg coś napisałam. Ostatnio mam problem z weną i czasem. Mam nadzieję, że ktoś czekał na ten kolejny rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania:)
środa, 4 czerwca 2014
To za mało.
W jego ramionach powoli odzyskiwałam spokój i poczucie bezpieczeństwa. Swoja głowę oparłam o jego ramię i wdychałam jego charakterystyczny zapach . Wokół nas migały kolejne drzewa z zawrotna prędkością. Znużona zasnęłam nie wiem nawet kiedy.
***
Byłem cholernie zły na te pijawki - Podróżników. Miałem ochotę zabić ich jedno po drugim za to jak skrzywdzili Caroline. Jedyne co mnie powstrzymywało to, to że miałem ją teraz tuż przy sobie całą i zdrową. Obejmowała mnie mocno za szyje, kiedy niosłem ją w ramionach. Czułem jak jej niesforne blond włosy łaskotały mnie w nos. Kiedy dotarliśmy do auta wsadziłem ją na siedzenie i zauważyłem, że śpi. W sumie ucieszyłem się z tego obrotu sytuacji. Dzięki temu przez resztę drogi mogłem ją nadal przytulać i bezkarnie wdychać jej słodki zapach. Była taka delikatna i piękna. Chciałbym ją już zawsze tak trzymać blisko siebie, aby zawsze była bezpieczna. O czym ja w ogóle myślę? Czy ja zwariowałem? To samo mówiły spojrzenia Katheriny i Elijaha, którzy wyjątkowo nie komentowali sytuacji.
***
Powoli wyrwałam się ze spokojnego snu. Było mi wygodnie i miło po za mocnym pieczeniem w gardle. Tak, nie wątpliwie werbena mnie osłabiła, więc byłam głodna. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam leżącego obok mnie Klausa. Przyglądał mi się uważnie swoimi błękitnymi oczyma. Trzymał mnie za rękę, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Posłałam mu delikatny uśmiech, bo tylko na taki mnie było stać. Wtedy jakby wybudził się ze snu zabrał swoją dłoń i odwrócił się ode mnie. Byłam zdziwiona i chyba lekko zawiedziona. Jednak już po chwili wróci do mnie w ręku trzymając woreczek krwi.
- Pewnie jesteś głodna - stwierdził swoim mocnym brytyjskim akcentem.
Nic nie odpowiadając zabrałam się do picia krwi. Powoli odzyskiwałam siły, a pieczenie w gardle zaczęło ustawać. Czułam mrowienie dziąseł co oznaczało wysunięcie się kłów. Ciało było pobudzone. Przy każdym piciu krwi euforia uderzała do głowy wampira. Dlatego też, kiedy Klaus pogładził delikatnie moje ramię poczułam to w całym ciele jako jedną z najwspanialszych pieszczot. Oderwałam się od pustego woreczka i spojrzałam na pierwotnego. Swoim kciukiem starł krople krwi z mojej wargi. Pod wpływem dotyku delikatnie rozchyliłam usta. Palec na którym znalazła się wytarta krew dołożył do swoich ust. Po moim ciele przeszedł dreszcz podniecenia. Pierwotny pożerał mnie swoim wzrokiem, aż w końcu pochylił się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie czekając zbyt długo również mu go oddałam. Jego dłoń powędrowała na mój brzuch a drugą trzymał moją twarz. Z moich ust wydarł się delikatny jęk, kiedy przygryzł moją dolną wargę. Nikt nigdy tak na mnie nie działał. Wplotłam swoje dłonie w jego jasne włosy. Moje ciało pragnęło więcej, ale Klaus odsunął się delikatnie ode mnie. Nie byłam z tego powodu zadowolona. Oparł swoje czoło o moje i wyciągnął coś zza siebie.
- To dla ciebie. W prawdzie już jest po dwunastej w nocy, ale mam nadzieje, że nadal przyjmujesz prezenty - uśmiechnął się łobuzersko.
Ujęłam delikatne czarne, podłużne pudełko i otworzyłam je. W środku znajdowała się piękna, srebrna bransoletka.
- Dziękuje - powiedziałam z uśmiechem - i za prezent i za ratunek
- Jesteś wspaniałą osobą, pełną wewnętrznego światła. Lubię cię i to bardzo. Jak mógłbym nie ruszyć ci na pomoc?
W odpowiedzi ujęłam w dłonie jego twarz i złożyłam na jego ustach pocałunek. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy wznowiłam rozmowę.
- Co zamierzasz dalej zrobić? Gdzie będziesz szukał ostatniej części kołka?
- Wygląda na to, że właśnie wraca ona z jednym z Podróżników do Mystic Falls, więc my także rano wylatujemy do Ameryki.
Moja mina nie co zrzedła. Nie chciałam tam wracać. Ta podróż była ekscytująca. Mogłam zobaczyć tak wiele nowych, pięknych miejsc. Jednak to nie były główna przyczyna.
- Co się dzieje, kochana? - zapytał szeptem mocno mnie przytulając.
- Po powrocie już nie będziemy mogli się przytulać, czy też całować. Nikt tego nie zrozumie - powiedziałam mętnym i niemal płaczliwym głosem.
- Jeśli są twoimi prawdziwymi przyjaciółmi będą musieli to zaakceptować.
- Nie rozumiesz. Po powrocie do domu nawet ja nie wiem czy będę w stanie być z tobą. Wróci normalne rzeczywistość w której ja i ty.... my nie możemy być razem i robić tego wszystkiego. Zbyt wiele nas różni.
- To uczucia się nie liczą ? - zapytał unosząc brwi do góry i odsuwając się ode mnie.
- Przykro mi. To za mało.
- Nie, Caroline, nie za mało. Jesteś wampirem. Nie wiążą cię już ludzkie konwenanse. Jesteś wolna i możesz decydować o swoim długim życiu. Wystarczy, żebyś czegoś chciała - powiedział zdenerwowany, wstając z łówka. Otworzył usta i chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował i opuścił nasz pokój. Nakryłam dłońmi twarz. Wszystko było pokomplikowane, a ja nie wiedziałam co tak naprawdę czuję. Mój umysł mówił, że dobrze zrobiłam. Nie mogłam być z mężczyzną który żyje już tysiąclecia i lubi krzywdzić wszystkich wokół. Teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. W stałam i zaczęłam pakować torbę na powrót. Wtedy na komodzie zobaczyłam swój telefon. Szybko go złapałam. Wybrałam numer znienawidzonego wampira i zaczęłam oczekiwać na połączenie.
- Blondi? - usłyszałam w słuchawce zdziwiony głos.
- Tak to ja - odpowiedziałam z westchnieniem.
- Myśleliśmy, że już wąchasz kwiatki od spodu. Co się z tobą działo.
- Nie ważne. Musicie chronić Elenę. Ktoś będzie jej szukał.
***
Byłem cholernie zły na te pijawki - Podróżników. Miałem ochotę zabić ich jedno po drugim za to jak skrzywdzili Caroline. Jedyne co mnie powstrzymywało to, to że miałem ją teraz tuż przy sobie całą i zdrową. Obejmowała mnie mocno za szyje, kiedy niosłem ją w ramionach. Czułem jak jej niesforne blond włosy łaskotały mnie w nos. Kiedy dotarliśmy do auta wsadziłem ją na siedzenie i zauważyłem, że śpi. W sumie ucieszyłem się z tego obrotu sytuacji. Dzięki temu przez resztę drogi mogłem ją nadal przytulać i bezkarnie wdychać jej słodki zapach. Była taka delikatna i piękna. Chciałbym ją już zawsze tak trzymać blisko siebie, aby zawsze była bezpieczna. O czym ja w ogóle myślę? Czy ja zwariowałem? To samo mówiły spojrzenia Katheriny i Elijaha, którzy wyjątkowo nie komentowali sytuacji.
***
Powoli wyrwałam się ze spokojnego snu. Było mi wygodnie i miło po za mocnym pieczeniem w gardle. Tak, nie wątpliwie werbena mnie osłabiła, więc byłam głodna. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam leżącego obok mnie Klausa. Przyglądał mi się uważnie swoimi błękitnymi oczyma. Trzymał mnie za rękę, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Posłałam mu delikatny uśmiech, bo tylko na taki mnie było stać. Wtedy jakby wybudził się ze snu zabrał swoją dłoń i odwrócił się ode mnie. Byłam zdziwiona i chyba lekko zawiedziona. Jednak już po chwili wróci do mnie w ręku trzymając woreczek krwi.
- Pewnie jesteś głodna - stwierdził swoim mocnym brytyjskim akcentem.
Nic nie odpowiadając zabrałam się do picia krwi. Powoli odzyskiwałam siły, a pieczenie w gardle zaczęło ustawać. Czułam mrowienie dziąseł co oznaczało wysunięcie się kłów. Ciało było pobudzone. Przy każdym piciu krwi euforia uderzała do głowy wampira. Dlatego też, kiedy Klaus pogładził delikatnie moje ramię poczułam to w całym ciele jako jedną z najwspanialszych pieszczot. Oderwałam się od pustego woreczka i spojrzałam na pierwotnego. Swoim kciukiem starł krople krwi z mojej wargi. Pod wpływem dotyku delikatnie rozchyliłam usta. Palec na którym znalazła się wytarta krew dołożył do swoich ust. Po moim ciele przeszedł dreszcz podniecenia. Pierwotny pożerał mnie swoim wzrokiem, aż w końcu pochylił się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie czekając zbyt długo również mu go oddałam. Jego dłoń powędrowała na mój brzuch a drugą trzymał moją twarz. Z moich ust wydarł się delikatny jęk, kiedy przygryzł moją dolną wargę. Nikt nigdy tak na mnie nie działał. Wplotłam swoje dłonie w jego jasne włosy. Moje ciało pragnęło więcej, ale Klaus odsunął się delikatnie ode mnie. Nie byłam z tego powodu zadowolona. Oparł swoje czoło o moje i wyciągnął coś zza siebie.
- To dla ciebie. W prawdzie już jest po dwunastej w nocy, ale mam nadzieje, że nadal przyjmujesz prezenty - uśmiechnął się łobuzersko.
Ujęłam delikatne czarne, podłużne pudełko i otworzyłam je. W środku znajdowała się piękna, srebrna bransoletka.
- Dziękuje - powiedziałam z uśmiechem - i za prezent i za ratunek
- Jesteś wspaniałą osobą, pełną wewnętrznego światła. Lubię cię i to bardzo. Jak mógłbym nie ruszyć ci na pomoc?
W odpowiedzi ujęłam w dłonie jego twarz i złożyłam na jego ustach pocałunek. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy wznowiłam rozmowę.
- Co zamierzasz dalej zrobić? Gdzie będziesz szukał ostatniej części kołka?
- Wygląda na to, że właśnie wraca ona z jednym z Podróżników do Mystic Falls, więc my także rano wylatujemy do Ameryki.
Moja mina nie co zrzedła. Nie chciałam tam wracać. Ta podróż była ekscytująca. Mogłam zobaczyć tak wiele nowych, pięknych miejsc. Jednak to nie były główna przyczyna.
- Co się dzieje, kochana? - zapytał szeptem mocno mnie przytulając.
- Po powrocie już nie będziemy mogli się przytulać, czy też całować. Nikt tego nie zrozumie - powiedziałam mętnym i niemal płaczliwym głosem.
- Jeśli są twoimi prawdziwymi przyjaciółmi będą musieli to zaakceptować.
- Nie rozumiesz. Po powrocie do domu nawet ja nie wiem czy będę w stanie być z tobą. Wróci normalne rzeczywistość w której ja i ty.... my nie możemy być razem i robić tego wszystkiego. Zbyt wiele nas różni.
- To uczucia się nie liczą ? - zapytał unosząc brwi do góry i odsuwając się ode mnie.
- Przykro mi. To za mało.
- Nie, Caroline, nie za mało. Jesteś wampirem. Nie wiążą cię już ludzkie konwenanse. Jesteś wolna i możesz decydować o swoim długim życiu. Wystarczy, żebyś czegoś chciała - powiedział zdenerwowany, wstając z łówka. Otworzył usta i chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował i opuścił nasz pokój. Nakryłam dłońmi twarz. Wszystko było pokomplikowane, a ja nie wiedziałam co tak naprawdę czuję. Mój umysł mówił, że dobrze zrobiłam. Nie mogłam być z mężczyzną który żyje już tysiąclecia i lubi krzywdzić wszystkich wokół. Teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. W stałam i zaczęłam pakować torbę na powrót. Wtedy na komodzie zobaczyłam swój telefon. Szybko go złapałam. Wybrałam numer znienawidzonego wampira i zaczęłam oczekiwać na połączenie.
- Blondi? - usłyszałam w słuchawce zdziwiony głos.
- Tak to ja - odpowiedziałam z westchnieniem.
- Myśleliśmy, że już wąchasz kwiatki od spodu. Co się z tobą działo.
- Nie ważne. Musicie chronić Elenę. Ktoś będzie jej szukał.
piątek, 16 maja 2014
Happy Birthday, Caroline.
Nie zwlekając długo zostawiłem prezent na łóżku i szybkim krokiem wyszedłem za Elijahem i Katheriną. Pierwszy raz w życiu musiałem nieco im zaufać co nie znaczy, że zrezygnowałem z własnego planu. Mój brat chce podejść Podróżników taktycznie. Pójdzie tam najpierw Katherina i spróbuje nakłonić ich do uwolnienia mojej Caroliny. Gdyby jej się nie udało wkraczamy razem i próbujemy zabić ich jak najwięcej i siła uwolnić blondynkę. W mojej głowie pojawił się jednak skuteczniejszy plan C. Ciekawe co zrobią Podróżnicy, kiedy spróbuje zabić ich ulubionego sobowtóra? W moim planie zamierzam to sprawdzić. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie zwłaszcza dlatego, że Katherina ciągle mizdrzyła się do mojego brata i robiła kąśliwe uwagi. Najchętniej już teraz zrobiłbym jej krzywdę.
- Czyżby nasza droga Caroline coś dla ciebie znaczyła ? - wypaliła w pewnym momencie.
-Czy mi kiedykolwiek na kimś zależało ? - zapytałem patrząc na mijaną obecnie miejscowość. Jak w takiej ładnej delikatnej twarzyczce może być tyle fałszu i przebiegłości - myślałem.
- To po co jedziesz ją ratować ? - rzuciła świdrując mnie swoimi brązowymi oczętami.
- Jadę zabrać Podróżnikom moja część kołka, a ratowanie Caroline jest przy okazji - odpowiedziałem posyłając jej zimne spojrzeniem. Jej mina nie co zrzedła. W końcu odwróciła się w drugą stronę. Elijah w lusterku wsteczny posłał mi spojrzenie, które mówiło, że nie uwierzył w żadne moje słowo. Wokół było co raz mniej budynków aż całkiem zniknęły. Zastąpił je las. W pewnym momencie Elijah zatrzymał auto.
- Dalej musimy iść na pieszo.
Caroline:
Kiedy odzyskałam przytomność zaczęło robić się już ciemno. Byłam związana linami nasączonymi werbeną do jakiegoś drzewa. Przy każdym najmniejszym ruchu werbena wyżerała mi skórę. Podróżnicy zajmowali się swoimi sprawami nie zwracając większej uwagi na mnie. Co zamierzali ze mną zrobić ? Tak bardzo się bałam. Co ja myślałam sobie wybierając się zabić bandę czarowników? Wtedy z namiotu w samym centrum obozu wyszła kobieta, która poprzednim razem wyszła mi na przeciwko i zapytała czego tu szukam. Podobnie jak reszta nie wyglądała zbyt porządnie w luźnych ciemno zielonych ubraniach. Kucnęła przede mną z uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego.
- A więc współpracowałaś z Klausem ? Jak myślisz przyjdzie tu za tobą ?
- Kto? Klaus? Mój ojciec nie żyje. Nie mam do kogo go już zaprowadzić. Do niczego mu już nie jestem potrzebna.
- To nic. I tak można cię użyć do podejścia Klasa.
- To znaczy ? O czym ty mówisz ? - zapytałam zaniepokojona.
- Wejdę w twoje ciało i pokonam Klausa - rzuciłam jak gdyby nigdy nic.
Przeraziłam się nie na żartu. Naprężyłam mięśnie co wywołało większy ból. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Kobieta uniosła ręce i przyłożyła do mojego czoła.
- A co tu się dzieje ? - usłyszałam znajomy głos. Ja i moja oprawczyni podniosłyśmy głowę. niedaleko nas stała kobieta o długich kręconych włosach w ciemnym obcisłym ubraniu. Patrzyła na nas z pod oka i uśmiechała się złośliwie.
- Katherina - powiedziałam nawet nie wiem czemu.
- Hej, Blondi. Może ty mi powiesz co tu się dzieje ? - zapytała podchodząc bliżej w zdecydowanie iście diabelską gracją.
- Nie wtrącaj się.
- Uuu. Chcesz powiedzieć, że nie mogę ? - zapytała. - Otóż mogę, moja droga. Jestem jedną z was.
- Zamierzamy wykorzystać ją do podejścia i zniszczenia Klausa - powiedziała kobieta niezadowolona z tego, że ktoś ją do czegoś zmusza.
- Ups. Problem w tym, że ja przyszłam właśnie po nią. Jest mi potrzebna.
- Nie oddamy jej - powiedziała hardo podróżniczka.
Wtedy coś mignęło nam przed oczami i już po chwili Katherina zawyła z bólu. Przed nią stał Klaus trzymając w jej piersi dłoń.
- Na pewno jej nie oddasz? - zapytał swoim głosem o brytyjskim akcencie. Pierwszy raz w życiu ucieszyłam się go widząc.
- Co ty robisz, Klaus ? - wszedł na polane także Elijah zaniepokojony o życie Petrovej.
- Zamierzam ją zabić, jeśli nie oddadzą mi Caroline. Myślę, że sobowtór jest dla was ważniejszy od części kołka i tej dziewczyny.
Żaden z Podróżników którzy stłoczyli się wokół nie odezwało się. Klaus zacisnął mocniej palce na sercu brązowookiej. Z jej ust znów wydarł się bolesny jęk.
- Proszę zabierz dziewczynę - powiedziała kobieta, która chciała wejść w moje ciało. - Jednak części kołka tu nie ma. Zabrał go stąd mój mąż.
- Gdzie teraz jest ? - zapytał.
W tym czasie Elijah rozwiązał moje liny. Wreszcie bez bólu mogłam się poruszyć.
- Szuka nowego sobowtóra - odpowiedziała kobieta.
Klaus wyjął dłoń z klatki piersiowej wampirzycy. Zatoczyła się ona w tył i pewnie by upadł gdyby nie Elijah. Klaus ruszył w moją stronę. Z całych sił próbowałam się podnieść, ale nie byłam w stanie. Werbena bardzo mnie osłabiła. Kiedy dostrzegł, że jest ze mną nie najlepiej odwrócił się i w wampirzym tempie skręcił kark przywódczyni Podrózników.
- To za Caroline - warknął na innych.
Potem podszedł do mnie i wziął na ręce. Bałam się, że będzie na mnie zły, że byłam taka lekko myślna, ale jak na razie mocno mnie do siebie przytulał.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Caroline - szepnął.
- Czyżby nasza droga Caroline coś dla ciebie znaczyła ? - wypaliła w pewnym momencie.
-Czy mi kiedykolwiek na kimś zależało ? - zapytałem patrząc na mijaną obecnie miejscowość. Jak w takiej ładnej delikatnej twarzyczce może być tyle fałszu i przebiegłości - myślałem.
- To po co jedziesz ją ratować ? - rzuciła świdrując mnie swoimi brązowymi oczętami.
- Jadę zabrać Podróżnikom moja część kołka, a ratowanie Caroline jest przy okazji - odpowiedziałem posyłając jej zimne spojrzeniem. Jej mina nie co zrzedła. W końcu odwróciła się w drugą stronę. Elijah w lusterku wsteczny posłał mi spojrzenie, które mówiło, że nie uwierzył w żadne moje słowo. Wokół było co raz mniej budynków aż całkiem zniknęły. Zastąpił je las. W pewnym momencie Elijah zatrzymał auto.
- Dalej musimy iść na pieszo.
Caroline:
Kiedy odzyskałam przytomność zaczęło robić się już ciemno. Byłam związana linami nasączonymi werbeną do jakiegoś drzewa. Przy każdym najmniejszym ruchu werbena wyżerała mi skórę. Podróżnicy zajmowali się swoimi sprawami nie zwracając większej uwagi na mnie. Co zamierzali ze mną zrobić ? Tak bardzo się bałam. Co ja myślałam sobie wybierając się zabić bandę czarowników? Wtedy z namiotu w samym centrum obozu wyszła kobieta, która poprzednim razem wyszła mi na przeciwko i zapytała czego tu szukam. Podobnie jak reszta nie wyglądała zbyt porządnie w luźnych ciemno zielonych ubraniach. Kucnęła przede mną z uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego.
- A więc współpracowałaś z Klausem ? Jak myślisz przyjdzie tu za tobą ?
- Kto? Klaus? Mój ojciec nie żyje. Nie mam do kogo go już zaprowadzić. Do niczego mu już nie jestem potrzebna.
- To nic. I tak można cię użyć do podejścia Klasa.
- To znaczy ? O czym ty mówisz ? - zapytałam zaniepokojona.
- Wejdę w twoje ciało i pokonam Klausa - rzuciłam jak gdyby nigdy nic.
Przeraziłam się nie na żartu. Naprężyłam mięśnie co wywołało większy ból. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Kobieta uniosła ręce i przyłożyła do mojego czoła.
- A co tu się dzieje ? - usłyszałam znajomy głos. Ja i moja oprawczyni podniosłyśmy głowę. niedaleko nas stała kobieta o długich kręconych włosach w ciemnym obcisłym ubraniu. Patrzyła na nas z pod oka i uśmiechała się złośliwie.
- Katherina - powiedziałam nawet nie wiem czemu.
- Hej, Blondi. Może ty mi powiesz co tu się dzieje ? - zapytała podchodząc bliżej w zdecydowanie iście diabelską gracją.
- Nie wtrącaj się.
- Uuu. Chcesz powiedzieć, że nie mogę ? - zapytała. - Otóż mogę, moja droga. Jestem jedną z was.
- Zamierzamy wykorzystać ją do podejścia i zniszczenia Klausa - powiedziała kobieta niezadowolona z tego, że ktoś ją do czegoś zmusza.
- Ups. Problem w tym, że ja przyszłam właśnie po nią. Jest mi potrzebna.
- Nie oddamy jej - powiedziała hardo podróżniczka.
Wtedy coś mignęło nam przed oczami i już po chwili Katherina zawyła z bólu. Przed nią stał Klaus trzymając w jej piersi dłoń.
- Na pewno jej nie oddasz? - zapytał swoim głosem o brytyjskim akcencie. Pierwszy raz w życiu ucieszyłam się go widząc.
- Co ty robisz, Klaus ? - wszedł na polane także Elijah zaniepokojony o życie Petrovej.
- Zamierzam ją zabić, jeśli nie oddadzą mi Caroline. Myślę, że sobowtór jest dla was ważniejszy od części kołka i tej dziewczyny.
Żaden z Podróżników którzy stłoczyli się wokół nie odezwało się. Klaus zacisnął mocniej palce na sercu brązowookiej. Z jej ust znów wydarł się bolesny jęk.
- Proszę zabierz dziewczynę - powiedziała kobieta, która chciała wejść w moje ciało. - Jednak części kołka tu nie ma. Zabrał go stąd mój mąż.
- Gdzie teraz jest ? - zapytał.
W tym czasie Elijah rozwiązał moje liny. Wreszcie bez bólu mogłam się poruszyć.
- Szuka nowego sobowtóra - odpowiedziała kobieta.
Klaus wyjął dłoń z klatki piersiowej wampirzycy. Zatoczyła się ona w tył i pewnie by upadł gdyby nie Elijah. Klaus ruszył w moją stronę. Z całych sił próbowałam się podnieść, ale nie byłam w stanie. Werbena bardzo mnie osłabiła. Kiedy dostrzegł, że jest ze mną nie najlepiej odwrócił się i w wampirzym tempie skręcił kark przywódczyni Podrózników.
- To za Caroline - warknął na innych.
Potem podszedł do mnie i wziął na ręce. Bałam się, że będzie na mnie zły, że byłam taka lekko myślna, ale jak na razie mocno mnie do siebie przytulał.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Caroline - szepnął.
czwartek, 24 kwietnia 2014
Zemsta.
- Wiesz gdzie obecnie się ukrywają ? - zapytałem - Mam nadzieję, że tak. Może mógłbym pomyśleć o wybaczeniu ci tego co zrobiłaś pięćset lat temu ?
Musiałem podkręcić motywację Katheriny. Za bardzo zależy mi na ostatniej części kołka. Kiedy wreszcie go zniszczę będę mógł zacząć, żyć spokojnie, zająć się uczuciami, emocjami i malowaniem.
- Znajdę ich - powiedziała ochoczo i odrzuciła połączenie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i upiłem kolejny łyk alkoholu. Słońce za oknem powoli zachodziło, czyniąc niebo nie co czerwonym. Gdzie podziewała się moja Caroline?
***
Wpatrywałam się w zmęczone oczy czarownicy. Widziałam, że wahała się chwilę czy mi zaufać. Widocznie znała najmroczniejsze opowieści o pierwotnym, którego byłam zakładniczką. Byłam jednak zbyt zdeterminowana i wkurzona, żeby jej odpuścić. Gdyby nie zgodziła się mówić byłam w stanie zacząć ją torturować. W końcu skinęła głową.
- Co chciała byś wiedzieć - napisała na telefonie i wcisnęła przycisk 'tłumacz'.
- Kim są Podróżnicy? - wystukałam szybko.
- Rodzaj czarowników, którzy żyją w grupach, a moc czerpią nie tak jak my z natury tylko z magicznych przedmiotów lub krwi sobowtórów.
Wszystko się zgadzało. Klaus mnie nie okłamał.
- Co jeszcze potrafią ? - wystukałam kolejne pytanie.
- Są podróżnikami co oznacza, że za pomocą zaklęcia potrafią przenieść się do ciała innego człowieka i trwać w nim jako pasażer.
Spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach, ale już po chwili zebrałam myśli. To nie było ważne! Musiałam się zemścić za ojca.
- Gdzie mogę ich znaleźć ? - zadałam ostanie pytanie.
- W lesie z miastem - odpowiedziała.
Podziękowałam jej szybko i udałam się w drogę powrotną. Nie mogłam pozwolić na to, żeby Klaus zorientował się co się dzieje, a tym bardziej żeby ruszył w moje poszukiwania i znalazł mnie rozmawiającą z czarownicą.
Dobrze, że się pośpieszyłam, bo spotkałam pierwotnego wychodzącego z budynku.
- Gdzie byłaś, Caroline ? - zapytał.
- Spacerowałam. Wychodzisz gdzieś ?
- Wychodzimy , kochana - odpowiedział z szelmowskim uśmiechem.
- Nie mam ochoty nigdzie iść - powiedziałam udając zmęczoną.
- Musisz. jesteś moja zakładniczką. Nie pamiętasz?
- Już raczej nią nie jestem. Część kołka została skradziona, a mój ojciec nie żyje - powiedziałam i ruszyłam w stronę naszego pokoju. Czułam na sobie wzrok Klausa, ale wiedziałam także, że miałam rację. Nie byłam już do niczego mu potrzebna. Pewnie jeśli zniknę nie ruszy w pościg za mną, a ja spokojnie zemszczę się na cholernych Podróżnikach.
***
Miała rację. Nie mogła być już moja zakładniczką, ale nie mogłem dać jej tak po prostu odejść. Jeśli mi ucieknie, to już nigdy nie zdoła mnie poznać i polubić. Tak. Właśnie tego chciałem. Chciałem, żeby mnie poznała takim jakim jestem, a nie takim jakim musze być jako najstarszy wampir świata. Miałem nadzieję, że będę miał na to więcej czasu. Widziałem jak blondynka poszła do naszego pokoju. Powoli ruszyłem w swoją stronę. Miałem zamiar wypić jednego człowieka, albo dwoje ludzi. Musiałem odreagować. W oddali zobaczyłem spacerującą parę młodych ludzi. Podbiegłem do nich w wampirycznym tempie.
- Pójdziecie ze mną - zahipnotyzowałem ich.
Poprowadziłem ich do baru. Prowadziłem z nimi monolog i piłem raz z jednej, raz z drugiej osoby, aż w końcu ich zabiłem.
***
Z samego rana wyskoczyłam z łóżka. Na moje szczęście Klaus nie wrócił na noc. Szybko przygotowałam się do wyjścia pakując tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Następnie wypiłam dwa woreczki krwi, które załatwił mi ze szpitala pierwotny zaraz po przyjeździe. Tak przygotowana ruszyłam w poszukiwania Podróżników. Biegłam przez miasto w wampirycznym tempie nie zwracając uwagi na ludzi. I tak nie byli w stanie swoim wzrokiem zarejestrować takiego szybkiego ruchu. Modliłam się tylko, żebym nie natknąć się na pierwotnego wracającego do domu. Szybko odnalazłam miejsce wskazane przez czarownicę. Nie co zwolniłam bieg. Musiałam być ostrożna. Ostatecznie stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli schowam się wysoko w drzewach. Sprawnie wskoczyłam na najwyższy z konarów i zaczęłam obserwować okolicę. Z daleka dojrzałam palące się ognisko i grupę smutnych, nie rozmawiających ze sobą ludzi. Wyglądali jak bezdomni i do tego nieszkodliwi. Nieco pewniejsza siebie zeskoczyłam z drzewa i ruszyłam do nich. Podbiegłam do ich obozu i stanęłam w jego centrum tak, żeby wszyscy mogli mnie dojrzeć.
- To wy jesteście Podróżnikami ? - zapytałam rozbawiona.
Spojrzeli na mnie zdziwieni. Dopiero po chwili z pomiędzy nich wyszła kobieta, która się odezwała.
- Tak. Czego chcesz?
- Waszej śmierci, za śmierć mojego ojca - wysyczałam i rzuciłam się na siedzącego nieopodal mężczyznę i wgryzłam się w jego szyję. Piłam łapczywie, aby szybko go zabić. Musiałam wykończyć też resztę. Wtedy poczułam ostry ból głowy. Oderwałam się od martwej ofiary i złapałam się za głowę z sykiem. Ludzie stojący wokół mnie szeptali coś w innym języku. Zwijałam się z bólu, który ciągle narastał. Nie mogłam myśleć i podejmować decyzji. Poczułam jak z nosa zaczyna kapać mi krew. W końcu zrobiło mi się ciemno przed oczami. Po prostu zemdlałam, jak zwykły człowiek.
***
Dopiero koło południa udało mi się wrócić do domu. Pełna krwi noc zwiększyła moje siły. Praktycznie wcale nie byłem zmęczony. Wręcz przeciwnie. Czułem się rześko, młodo i wspaniale. Irytował mnie tylko dźwięk komórki Caroline, która non stop dzwoniła. Ostatecznie zirytowany odebrałem ją.
- Tak? - zapytałem przeciągając samogłoskę.
- Klaus? Gdzie Caroline ? - zapytała piskliwie Katherina, a może Elena?
- Śpi. Przekazać coś ?
Zapadła chwila ciszy, która zaczęła mnie irytować.
- Przekaż jej najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin - wydusił w końcu z siebie sobowtór.
Nie czekając na nic więcej rozłączyłem się. Cóż, musiałem coś pięknego kupić wampirzycy. Ruszyłem szybko na małe zakupy. Kiedy udało mi się w końcu wybrać coś odpowiedniego mogłem spokojnie wrócić do hotelowego pokoju.
Z uśmiechem wkroczyłem do środka, jednak moja mina szybko zrzedła kiedy zamiast ukochanej znalazłem Katherinę i Elijaha.
- Co wy tu robicie ? - zapytałem zirytowany.
- Wiemy gdzie są Podróżnicy.
- Prosiłem o adres, a nie osobistą audiencję - rzuciłem - Gdzie Caroline?
- Właśnie po to tu jesteśmy. Jakaś blond wampirzyca zaatakowała Podróżników. Jak myślisz o kim mowa?
Zacisnąłem usta w wąską linie. jak mogła być tak głupia i nieodpowiedzialna? Przecież powiedziałem, że jej pomogę!
- Gdzie oni są?
- Zaprowadzimy cię - odpowiedział, Elijah, kładąc mi uspakajająco dłoń na ramieniu.
_______________
Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Za 50 minut rozpocznie się nowy dzień. Tym razem nie będzie taki zwykły. Będzie to dzień moich 19 urodzin i zakończenie roku szkolnego :) Już ni mogę się doczekać :)
Pozdrawiam :*
niedziela, 20 kwietnia 2014
Rodzina.
Kobieta spojrzała na pierwotnego z wkurzeniem wymalowanym na twarzy, ale ostatecznie skinęła głową.
- O czym wy mówicie ? - zapytałam w końcu Klausa.
- To wiedźma, która pomoże nam dokładnie zlokalizować twojego ojca - wyjaśnił i już po chwili znów mówił o czymś do starszej kobiety, która wyjęła z torby nóż i wyciągnęła w moją stronę rękę. Zdziwiona i nieco wystraszona spojrzałam na pierwotnego.
- Weźmie trochę twojej krwi, aby móc zlokalizować go.
Skinęłam nieznacznie głowa i podałam dłoń czarownicy. Poczułam jak zimne ostrze przemyka się po mojej skórze. Syknęłam cichu czując nagły ból. Kobieta objęła moją krwawiącą dłoń i zaczęła szeptać coś pod nosem. Jej oczy nagle stały się puste. Przy kolejnym mrugnięciu zniknęły tęczówki, a zastąpiły je białka oczne. Widok był przerażający. Moja rana już dawno powinna się zasklepić, kiedy nadal krwawiła dość obficie. Przestraszona chciałam wyrwać dłoń, ale kobieta trzymała ją bardzo mocno.
- Wszystko dobrze, kochana. Wiedźma łączy się z tobą, aby móc odnaleźć twojego ojca.
Dzięki słowom Niklausa odrobinę się uspokoiłam. Po chwili tęczówki kobiety wróciły na swoje miejsce, a ona mnie puściła.
- Този човек е мъртъв. Той е бил убит вчера сутринта пътуващите.
Jej słowa bardzo nie spodobały się Klausowi, który po chwili przeniósł dziwnie smutny wzrok na mnie.
- Co? Co ona powiedziała ? - zapytałam zaniepokojona.
- Caroline, twój tata nie żyje. Zginął wczoraj rano - powiedział spokojnym głosem.
Przez chwile siedziałam wpatrując się w niego z niezrozumieniem Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów.
- Nie! To nie możliwe! - powiedziałam ze łzami w oczach. - Jak to się stało?
- Zabili go Podróżnicy.
- Kto ? - zapytałam.
- Ludzi, którzy czerpią moc z magicznych przedmiotów i krwi sobowtórów.
- Znajdę ich i zabiję. Co do jednego - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Nie daruje im tego.
- Akurat w tym chętnie ci pomogę - powiedział mój towarzysz kładąc mi dłoń na ramieniu, a potem zabrał ja aby otrzeć spływające łzy po moich policzkach.
- Kochałaś go pomimo tego co ci zrobił ? - zapytał po chwili marszcząc brwi. Wyglądał tak jakby nie mógł czegoś zrozumieć.
- Tak. Po mimo wszystko, był moim ojcem. Po za złymi wspomnieniami mam też te dobre.
- Zazdroszczę. Ja nie mam zbyt dobrych wspomnień co do mojego ... co do Mikaela - mówiąc to zawahał się przy końcu.
Pomógł mi wstać i obejmując mnie ramieniem poprowadził przez kolorowy targ, który przestał mnie interesować. Wpadłam w stan żałoby. Nie przeszkadzała mi bliskość pierwotnego. Wręcz się z niej cieszyłam. Po mimo tego, że nie rozumiał miłości do rodziców starał się mi pomóc.
- Co takiego zrobili ci twoi rodzice ? - zapytałam kiedy dotarliśmy do naszego hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Jego usta zacisnęły się w wąską linię. Patrzył przed siebie jakby oglądał sceny z przeszłości, które bardzo go bolały.
- Ojciec nienawidził mnie, bo nie byłem jego prawdziwym synem. Traktował mnie jak tego gorszego. Kilka razy pobił mnie na tyle mocno, że nie mogłem chodzić przez tydzień. Innym razem zabił mojego konia, za to, że po prostu lubiłem się nim zajmować. Matka stała z boku i nic nie mówiła. Po przemianie w wampira okazało się, że jestem także wilkołakiem. Żeby mnie osłabić, rzuciła na mnie klątwę i zabrała wilkołaczy gen, a potem podążali za mną i rodzeństwem. Chcieli nas zabić, za sprzeniewierzenie się naturze. Jak widzisz nie mam dobrych wspomnień z dzieciństwa i nie mam pojęcia czemu ci to teraz opowiadam.
Zdruzgotana jego opowieścią. po prostu podeszłam do niego i przytuliłam. Szybko oddal uścisk. Trwaliśmy tak jakiś czas. Zaczynałam rozumieć czemu jest taki, a nie inny. Nigdy nie zaznał ciepła i miłości. Życie zrobiło z niego potwora. Czy takim wypadku można go winić za takie zachowanie ? Żyje na tym świecie od stuleci, a nadal nie potrafi wybaczyć rodzicom. Czy jest dla niego jeszcze szansa?
Czemu o tym myślę - zganiłam się w myślach. Przecież nie może mi zacząć zależeć na nim. To byłoby bardzo głupie zwłaszcza, że on traktuje mnie jak zakładnika, możliwości dojścia do celu, jakim jest całkowita nieśmiertelność. Odsunęłam się zmieszana od blondyna.
- Przeprasza, chciałabym pobyć chwilę sama. Pójdę na spacer jeśli mogę ? - zapytałam.
Popatrzył na mnie badawczym wzrokiem.
- Chyba nie potrzebnie ci o tym opowiadałem.
- Nie, to nie o to chodzi. Właśnie dowiedziałam się, ze zginął mój ojciec. Po prostu muszę sobie wszystko przemyśleć.
Chwilę ociągał się z odpowiedziom, aż w końcu skinął głową na zgodę.
Szybkim krokiem opuściłam budynek. Można uznać to za moją ucieczkę przed uczuciami, ale wiedziałam, że tak będzie dla mnie lepiej. Z dala od niego mogłam odsunąć od siebie myśli o współczuciu dla niego, o tym jak jest przystojny i jak moje ciało reaguje na niego. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Moje kroki skierowałam w stronę niedawno odwiedzanego przez nas targu. Już z daleka zobaczyłam nadal siedzącą przy stoliku czarownicę. Przysiadłam się na przeciwko niej. Spojrzała na mnie z dozą wkurzenia, ale i strachu. Mówiła coś po bułgarsku, ale nic nie rozumiałam. Uniosłam do góry dłonie, po czym pokazałam na migi czy ma telefon komórkowy. Chwilę się wahała, aż podała mi swoją komórkę. Szybko włączyłam funkcję tłumacza. Napisałam wiadomość po angielsku i kliknęłam 'tłumacz na język bułgarski'.
" Potrzebuje wszystkich wiadomości o Podróżnikach. Klaus się nie dowie o naszej rozmowie."
Klaus:
Sam nie wiedziałem czemu zacząłem opowiadać Caroline o moim życiu. Przerażało mnie to, że naprawdę zaczynam coś do niej czuć. Chciałem ją chronić przed wszelkim złem, a tym czasem musiałem ją poinformować o śmierci jej ojca. Wszystko układało się nie po mojej myśli. Wampir zakochany równa się wampir rozkojarzony, a ja nie mogłem sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że podróżnicy zaczęli wchodzić mi w drogę. Szybko pociągnąłem łyk mocnego alkoholu, który znalazłem w hotelowym barku i wybrałem numer znienawidzonej wampirzycy.
- Czego chcesz, Klaus? - zapytała zamiast zwykłego powitania.
- Zastanawiam się czego twoi krewni chcą od mojej części kołka?
- O czym ty mówisz?
- O Podróżnikach , Katherino.
- O czym wy mówicie ? - zapytałam w końcu Klausa.
- To wiedźma, która pomoże nam dokładnie zlokalizować twojego ojca - wyjaśnił i już po chwili znów mówił o czymś do starszej kobiety, która wyjęła z torby nóż i wyciągnęła w moją stronę rękę. Zdziwiona i nieco wystraszona spojrzałam na pierwotnego.
- Weźmie trochę twojej krwi, aby móc zlokalizować go.
Skinęłam nieznacznie głowa i podałam dłoń czarownicy. Poczułam jak zimne ostrze przemyka się po mojej skórze. Syknęłam cichu czując nagły ból. Kobieta objęła moją krwawiącą dłoń i zaczęła szeptać coś pod nosem. Jej oczy nagle stały się puste. Przy kolejnym mrugnięciu zniknęły tęczówki, a zastąpiły je białka oczne. Widok był przerażający. Moja rana już dawno powinna się zasklepić, kiedy nadal krwawiła dość obficie. Przestraszona chciałam wyrwać dłoń, ale kobieta trzymała ją bardzo mocno.
- Wszystko dobrze, kochana. Wiedźma łączy się z tobą, aby móc odnaleźć twojego ojca.
Dzięki słowom Niklausa odrobinę się uspokoiłam. Po chwili tęczówki kobiety wróciły na swoje miejsce, a ona mnie puściła.
- Този човек е мъртъв. Той е бил убит вчера сутринта пътуващите.
Jej słowa bardzo nie spodobały się Klausowi, który po chwili przeniósł dziwnie smutny wzrok na mnie.
- Co? Co ona powiedziała ? - zapytałam zaniepokojona.
- Caroline, twój tata nie żyje. Zginął wczoraj rano - powiedział spokojnym głosem.
Przez chwile siedziałam wpatrując się w niego z niezrozumieniem Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów.
- Nie! To nie możliwe! - powiedziałam ze łzami w oczach. - Jak to się stało?
- Zabili go Podróżnicy.
- Kto ? - zapytałam.
- Ludzi, którzy czerpią moc z magicznych przedmiotów i krwi sobowtórów.
- Znajdę ich i zabiję. Co do jednego - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Nie daruje im tego.
- Akurat w tym chętnie ci pomogę - powiedział mój towarzysz kładąc mi dłoń na ramieniu, a potem zabrał ja aby otrzeć spływające łzy po moich policzkach.
- Kochałaś go pomimo tego co ci zrobił ? - zapytał po chwili marszcząc brwi. Wyglądał tak jakby nie mógł czegoś zrozumieć.
- Tak. Po mimo wszystko, był moim ojcem. Po za złymi wspomnieniami mam też te dobre.
- Zazdroszczę. Ja nie mam zbyt dobrych wspomnień co do mojego ... co do Mikaela - mówiąc to zawahał się przy końcu.
Pomógł mi wstać i obejmując mnie ramieniem poprowadził przez kolorowy targ, który przestał mnie interesować. Wpadłam w stan żałoby. Nie przeszkadzała mi bliskość pierwotnego. Wręcz się z niej cieszyłam. Po mimo tego, że nie rozumiał miłości do rodziców starał się mi pomóc.
- Co takiego zrobili ci twoi rodzice ? - zapytałam kiedy dotarliśmy do naszego hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Jego usta zacisnęły się w wąską linię. Patrzył przed siebie jakby oglądał sceny z przeszłości, które bardzo go bolały.
- Ojciec nienawidził mnie, bo nie byłem jego prawdziwym synem. Traktował mnie jak tego gorszego. Kilka razy pobił mnie na tyle mocno, że nie mogłem chodzić przez tydzień. Innym razem zabił mojego konia, za to, że po prostu lubiłem się nim zajmować. Matka stała z boku i nic nie mówiła. Po przemianie w wampira okazało się, że jestem także wilkołakiem. Żeby mnie osłabić, rzuciła na mnie klątwę i zabrała wilkołaczy gen, a potem podążali za mną i rodzeństwem. Chcieli nas zabić, za sprzeniewierzenie się naturze. Jak widzisz nie mam dobrych wspomnień z dzieciństwa i nie mam pojęcia czemu ci to teraz opowiadam.
Zdruzgotana jego opowieścią. po prostu podeszłam do niego i przytuliłam. Szybko oddal uścisk. Trwaliśmy tak jakiś czas. Zaczynałam rozumieć czemu jest taki, a nie inny. Nigdy nie zaznał ciepła i miłości. Życie zrobiło z niego potwora. Czy takim wypadku można go winić za takie zachowanie ? Żyje na tym świecie od stuleci, a nadal nie potrafi wybaczyć rodzicom. Czy jest dla niego jeszcze szansa?
Czemu o tym myślę - zganiłam się w myślach. Przecież nie może mi zacząć zależeć na nim. To byłoby bardzo głupie zwłaszcza, że on traktuje mnie jak zakładnika, możliwości dojścia do celu, jakim jest całkowita nieśmiertelność. Odsunęłam się zmieszana od blondyna.
- Przeprasza, chciałabym pobyć chwilę sama. Pójdę na spacer jeśli mogę ? - zapytałam.
Popatrzył na mnie badawczym wzrokiem.
- Chyba nie potrzebnie ci o tym opowiadałem.
- Nie, to nie o to chodzi. Właśnie dowiedziałam się, ze zginął mój ojciec. Po prostu muszę sobie wszystko przemyśleć.
Chwilę ociągał się z odpowiedziom, aż w końcu skinął głową na zgodę.
Szybkim krokiem opuściłam budynek. Można uznać to za moją ucieczkę przed uczuciami, ale wiedziałam, że tak będzie dla mnie lepiej. Z dala od niego mogłam odsunąć od siebie myśli o współczuciu dla niego, o tym jak jest przystojny i jak moje ciało reaguje na niego. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Moje kroki skierowałam w stronę niedawno odwiedzanego przez nas targu. Już z daleka zobaczyłam nadal siedzącą przy stoliku czarownicę. Przysiadłam się na przeciwko niej. Spojrzała na mnie z dozą wkurzenia, ale i strachu. Mówiła coś po bułgarsku, ale nic nie rozumiałam. Uniosłam do góry dłonie, po czym pokazałam na migi czy ma telefon komórkowy. Chwilę się wahała, aż podała mi swoją komórkę. Szybko włączyłam funkcję tłumacza. Napisałam wiadomość po angielsku i kliknęłam 'tłumacz na język bułgarski'.
" Potrzebuje wszystkich wiadomości o Podróżnikach. Klaus się nie dowie o naszej rozmowie."
Klaus:
Sam nie wiedziałem czemu zacząłem opowiadać Caroline o moim życiu. Przerażało mnie to, że naprawdę zaczynam coś do niej czuć. Chciałem ją chronić przed wszelkim złem, a tym czasem musiałem ją poinformować o śmierci jej ojca. Wszystko układało się nie po mojej myśli. Wampir zakochany równa się wampir rozkojarzony, a ja nie mogłem sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że podróżnicy zaczęli wchodzić mi w drogę. Szybko pociągnąłem łyk mocnego alkoholu, który znalazłem w hotelowym barku i wybrałem numer znienawidzonej wampirzycy.
- Czego chcesz, Klaus? - zapytała zamiast zwykłego powitania.
- Zastanawiam się czego twoi krewni chcą od mojej części kołka?
- O czym ty mówisz?
- O Podróżnikach , Katherino.
czwartek, 3 kwietnia 2014
Zwariowałem !
Zażenowana i zawstydzona szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. Jednak już po chwili znów leżałam na pierwotnym. Nawet nie wiem kiedy przyciągnął mnie do siebie. Zdziwiona nie widziałam jak mam się zachować.
- Nie mówiłem, że mi się to nie podoba - szepnął
- Klaus, ja spała. Nie panowałam nad tym co robię.
- Prawo przyciągania ciał ? - zapytał rozbawiony.
- Puść mnie - poprosiłam. Uczucie, które mnie owładnęło wcale nie było nieprzyjemne, a wręcz przeciwnie. Obawiałam się, że jeśli natychmiast nie odsunę się od Klausa, to nie zmuszę się żeby to później zrobić. Obejmował mnie mocno. Czułam jego piękny, charakterystyczny zapach drogich perfum, farby i alkoholu.
- Oj poleżmy jeszcze chwile. Po co psuć tak miły poranek ? - zapytał.
Nic nie odpowiedziałam mu. Czułam, że spogląda na mnie badawczo i po chwili rozluźnił objęcia. Automatycznie wstałam i pomaszerowałam do łazienki zabierając po drodze podręczną torbę. Dopiero za drzwiami mogłam dać upust emocją. Kiedy zdejmowałam piżamę i wchodziłam pod prysznic, trzęsły mi się ręce. Klaus działał na mnie w dziwny, niewytłumaczalny sposób. Pociągał mnie. Nie! - zganiłam się w myślach. To mój wróg! Muszę się tego trzymać.
Klaus:
Trzymanie jej w ramionach było najcudowniejszym doświadczeniem, jakie dane było mi przeżyć przez ostatnie stulecie. Czułem się wspaniale, kiedy ta drobna istotka wtulała się we mnie w nocy. Nie wiem co wpadło mi do głowy, żeby ją budzić. Mogłem się cieszyć jej bliskością, a za miast tego ją obudziłem. Potem czułem tylko odrzucenie. Chciała jak najszybciej się ode mnie odsunąć. Moje martwe serce znów zabolało. Podniosłem się z łóżka i wyjrzałem na słoneczne, kolorowe ulice Sofii. Byłem tak blisko całkowitej nieśmiertelności, a ja myślałem ciągle tylko o mojej towarzyszce. Zwariowałem!
Caroline:
Kiedy wyszłam z łazienki ubrana w letnią kwiecistą sukienkę moje miejsce zajął Niklaus. Swobodnie przeszłam przez sypialnię. Zauważyłam otworzoną walizkę pierwotnego leżącą na podłodze. Na koszulkach zauważyłam coś co wyglądało jak szkicownik. Zaintrygowana sięgnęłam po niego. W środku znalazłam kilka szkiców z Mystic Falls i swój portret. Zdziwiona przyglądałam się mu. Idealnie odwzorowywał moje rysy twarzy. Zrobiło mi się jakoś gorąco. Czy to możliwe, że Klaus mnie narysował? Ale dlaczego? Wtedy usłyszałam zwalniający się zamek od łazienki. W wampirycznym tempie odłożyłam szkicownik na miejsce i podbiegłam do okna.
- Gotowa? - zapytał.
- Tak.
- Więc idziemy na mały spacer - powiedział z uśmiechem, a w jego oczach zatańczyły jakieś złośliwe iskierki.
Nie zawędrowaliśmy jednak za daleko. Tu niedaleko od hotelu znaleźliśmy nie dużą restaurację. Klaus popatrzył na budynek i okolice, po czym uśmiechnął się sam do siebie. Otworzył mi drzwi i przepuścił w nich. Weszłam pewnym krokiem, żeby po chwili się zatrzymać i spróbować zawrócić. Na niewiele się to zdało. Drogę zagrodził mi idący za mną pierwotny. Złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę stolika, przy którym siedzieli Katherina i Elijah.
- Witaj bracie - powiedział blondyn, poklepując brata po plechach - Co za mile spotkanie, nie prawdaż, Caroline?
Wolałam się nic nie odzywać.
- Oh... Nie ma to jak odwiedzić miejsce, gdzie kiedyś stał rodzinny dom Petrovów - dopowiedział po chwili pierwotny. Widziałam jak Katherina zakłada ręce na piersi i z pod oka spogląda na blondyna.
- Czy dobrze pamiętam? Tu stała ściana, na której wisiał twój ojciec przekuty mieczem, a tam leżała twoja - nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu Elijah.
- Wystarczy, Niklausie.
- Więc zmieńmy temat. Puszczę was wolno, jeśli wrócicie grzecznie do Mystic Falls.
- A jeśli nie ? - zapytał spokojnie starczy Mikealson.
- Chyba nie chcesz krwawych rozmów przy tak pięknych damach ? Powiem tylko, że twoja trumna nadal na ciebie czeka.
Kiedy to powiedział po prostu złapał mnie za rękę i wyprowadził z restauracji.
- Oddasz mi w końcu telefon ? - zapytałam nawet nie próbując się wyrywać.
- Nie - odparł rozbawiony.
- Dlaczego?
- Myślisz, że po tym co powiedziałem ta dwójka wróci grzecznie do Mystic Falls? Na pewno nie, a wiec szykuje się niezła zabawa.
Tym razem spróbowałam wyszarpnąć dłoń z jego dłoni. Przytrzymał ja delikatnie i uniósł do ust, po czym delikatnie ucałował patrząc mi w oczy.
- Nie dąsaj się kochana. Na zgodę pozwolę ci wybrać co będziemy robić dziś wieczorem.
-Chciałabym zadzwonić do Stefana lub Eleny - powiedziałam twardo, mimo że nogi mi zmiękły pod jego niebieskim wzrokiem.
Chwilę patrzeliśmy tak na siebie, a potem ruszyliśmy przed siebie. Dopiero po jakimś czasie odezwał się znów Klaus.
- Dobrze. Zobaczę co da się zrobić.
Podskoczyłam delikatnie z uśmiechem i dałam mu delikatnego całusa w policzek. Sama nie wiedziałam czemu to zrobiłam. Zaskoczyłam samą siebie. Pierwotny też przez chwile był zdziwiony, ale już po chwili posłał mi szeroki uśmiech zadowolenia. Nawet nie wiem , kiedy dotarliśmy na mały ryneczek. Wokół na straganach wisiały kolorowe bransoletki i naszyjniki ręcznie robione. Delikatnie kołysały się na wietrze. Za nimi w cieniu drzewa przy stoliczku siedziała starsza pani, która tasowała karty. Pierwotny poprowadził mnie właśnie w jej kierunku. Wskazał, żebym usiadła na krzesełku na przeciwko pani.
Kobieta uniosła na nas wzrok. Automatycznie poderwała się z krzesła, aby odejść. Jednak blondyn powstrzymał ją poruszając się w wampirycznym tempie za nią i usadawiając ja z powrotem na miejscu. Po czym wrócił od mnie.
-Какво искаш?* - powiedziała po bułgarsku.
- Помощ - w tym samym języku odpowiedział pierwotny.
- Аз не помага вампири- powiedziała twardo.
-Аз не съм вампир скъпа - powiedział -Моето име е Клаус и аз съм оригинален хибрид .
- Чух за теб - powiedziała jeszcze bardziej zdenerwowana kobieta.
-Много добре, така че за твое добро ти помогне ни намерите даден човек .
Spoglądałam raz na Klausa, raz na czarownicę. Nic nie rozumiałam z ich rozmowy. Jako jedyna z grupy nie posługiwałam się tym językiem.
*-Czego chcecie?
- Pomocy.
- Nie pomagam wampirom.
- Nie jestem wampirem, złotko. Mam na imię Klaus i jestem pierwotną hybrydą.
- Słyszałam o tobie.
- Bardzo dobrze, więc dla swojego dobra pomożesz nam odnaleźć pewną osobę.
________________
Wreszcie udało mi się dodać nowy rozdział. Jak wam się podoba ? :)
Czytam = komentuje :)
- Nie mówiłem, że mi się to nie podoba - szepnął
- Klaus, ja spała. Nie panowałam nad tym co robię.
- Prawo przyciągania ciał ? - zapytał rozbawiony.
- Puść mnie - poprosiłam. Uczucie, które mnie owładnęło wcale nie było nieprzyjemne, a wręcz przeciwnie. Obawiałam się, że jeśli natychmiast nie odsunę się od Klausa, to nie zmuszę się żeby to później zrobić. Obejmował mnie mocno. Czułam jego piękny, charakterystyczny zapach drogich perfum, farby i alkoholu.
- Oj poleżmy jeszcze chwile. Po co psuć tak miły poranek ? - zapytał.
Nic nie odpowiedziałam mu. Czułam, że spogląda na mnie badawczo i po chwili rozluźnił objęcia. Automatycznie wstałam i pomaszerowałam do łazienki zabierając po drodze podręczną torbę. Dopiero za drzwiami mogłam dać upust emocją. Kiedy zdejmowałam piżamę i wchodziłam pod prysznic, trzęsły mi się ręce. Klaus działał na mnie w dziwny, niewytłumaczalny sposób. Pociągał mnie. Nie! - zganiłam się w myślach. To mój wróg! Muszę się tego trzymać.
Klaus:
Trzymanie jej w ramionach było najcudowniejszym doświadczeniem, jakie dane było mi przeżyć przez ostatnie stulecie. Czułem się wspaniale, kiedy ta drobna istotka wtulała się we mnie w nocy. Nie wiem co wpadło mi do głowy, żeby ją budzić. Mogłem się cieszyć jej bliskością, a za miast tego ją obudziłem. Potem czułem tylko odrzucenie. Chciała jak najszybciej się ode mnie odsunąć. Moje martwe serce znów zabolało. Podniosłem się z łóżka i wyjrzałem na słoneczne, kolorowe ulice Sofii. Byłem tak blisko całkowitej nieśmiertelności, a ja myślałem ciągle tylko o mojej towarzyszce. Zwariowałem!
Caroline:
Kiedy wyszłam z łazienki ubrana w letnią kwiecistą sukienkę moje miejsce zajął Niklaus. Swobodnie przeszłam przez sypialnię. Zauważyłam otworzoną walizkę pierwotnego leżącą na podłodze. Na koszulkach zauważyłam coś co wyglądało jak szkicownik. Zaintrygowana sięgnęłam po niego. W środku znalazłam kilka szkiców z Mystic Falls i swój portret. Zdziwiona przyglądałam się mu. Idealnie odwzorowywał moje rysy twarzy. Zrobiło mi się jakoś gorąco. Czy to możliwe, że Klaus mnie narysował? Ale dlaczego? Wtedy usłyszałam zwalniający się zamek od łazienki. W wampirycznym tempie odłożyłam szkicownik na miejsce i podbiegłam do okna.
- Gotowa? - zapytał.
- Tak.
- Więc idziemy na mały spacer - powiedział z uśmiechem, a w jego oczach zatańczyły jakieś złośliwe iskierki.
Nie zawędrowaliśmy jednak za daleko. Tu niedaleko od hotelu znaleźliśmy nie dużą restaurację. Klaus popatrzył na budynek i okolice, po czym uśmiechnął się sam do siebie. Otworzył mi drzwi i przepuścił w nich. Weszłam pewnym krokiem, żeby po chwili się zatrzymać i spróbować zawrócić. Na niewiele się to zdało. Drogę zagrodził mi idący za mną pierwotny. Złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę stolika, przy którym siedzieli Katherina i Elijah.
- Witaj bracie - powiedział blondyn, poklepując brata po plechach - Co za mile spotkanie, nie prawdaż, Caroline?
Wolałam się nic nie odzywać.
- Oh... Nie ma to jak odwiedzić miejsce, gdzie kiedyś stał rodzinny dom Petrovów - dopowiedział po chwili pierwotny. Widziałam jak Katherina zakłada ręce na piersi i z pod oka spogląda na blondyna.
- Czy dobrze pamiętam? Tu stała ściana, na której wisiał twój ojciec przekuty mieczem, a tam leżała twoja - nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu Elijah.
- Wystarczy, Niklausie.
- Więc zmieńmy temat. Puszczę was wolno, jeśli wrócicie grzecznie do Mystic Falls.
- A jeśli nie ? - zapytał spokojnie starczy Mikealson.
- Chyba nie chcesz krwawych rozmów przy tak pięknych damach ? Powiem tylko, że twoja trumna nadal na ciebie czeka.
Kiedy to powiedział po prostu złapał mnie za rękę i wyprowadził z restauracji.
- Oddasz mi w końcu telefon ? - zapytałam nawet nie próbując się wyrywać.
- Nie - odparł rozbawiony.
- Dlaczego?
- Myślisz, że po tym co powiedziałem ta dwójka wróci grzecznie do Mystic Falls? Na pewno nie, a wiec szykuje się niezła zabawa.
Tym razem spróbowałam wyszarpnąć dłoń z jego dłoni. Przytrzymał ja delikatnie i uniósł do ust, po czym delikatnie ucałował patrząc mi w oczy.
- Nie dąsaj się kochana. Na zgodę pozwolę ci wybrać co będziemy robić dziś wieczorem.
-Chciałabym zadzwonić do Stefana lub Eleny - powiedziałam twardo, mimo że nogi mi zmiękły pod jego niebieskim wzrokiem.
Chwilę patrzeliśmy tak na siebie, a potem ruszyliśmy przed siebie. Dopiero po jakimś czasie odezwał się znów Klaus.
- Dobrze. Zobaczę co da się zrobić.
Podskoczyłam delikatnie z uśmiechem i dałam mu delikatnego całusa w policzek. Sama nie wiedziałam czemu to zrobiłam. Zaskoczyłam samą siebie. Pierwotny też przez chwile był zdziwiony, ale już po chwili posłał mi szeroki uśmiech zadowolenia. Nawet nie wiem , kiedy dotarliśmy na mały ryneczek. Wokół na straganach wisiały kolorowe bransoletki i naszyjniki ręcznie robione. Delikatnie kołysały się na wietrze. Za nimi w cieniu drzewa przy stoliczku siedziała starsza pani, która tasowała karty. Pierwotny poprowadził mnie właśnie w jej kierunku. Wskazał, żebym usiadła na krzesełku na przeciwko pani.
Kobieta uniosła na nas wzrok. Automatycznie poderwała się z krzesła, aby odejść. Jednak blondyn powstrzymał ją poruszając się w wampirycznym tempie za nią i usadawiając ja z powrotem na miejscu. Po czym wrócił od mnie.
-Какво искаш?* - powiedziała po bułgarsku.
- Помощ - w tym samym języku odpowiedział pierwotny.
- Аз не помага вампири- powiedziała twardo.
-Аз не съм вампир скъпа - powiedział -Моето име е Клаус и аз съм оригинален хибрид .
- Чух за теб - powiedziała jeszcze bardziej zdenerwowana kobieta.
-Много добре, така че за твое добро ти помогне ни намерите даден човек .
Spoglądałam raz na Klausa, raz na czarownicę. Nic nie rozumiałam z ich rozmowy. Jako jedyna z grupy nie posługiwałam się tym językiem.
*-Czego chcecie?
- Pomocy.
- Nie pomagam wampirom.
- Nie jestem wampirem, złotko. Mam na imię Klaus i jestem pierwotną hybrydą.
- Słyszałam o tobie.
- Bardzo dobrze, więc dla swojego dobra pomożesz nam odnaleźć pewną osobę.
________________
Wreszcie udało mi się dodać nowy rozdział. Jak wam się podoba ? :)
Czytam = komentuje :)
środa, 19 marca 2014
Żeby nie było. Ja cię nie dotykałem...
Po raz pierwszy zobaczyłam w nim potwora i zaczęłam się naprawdę bać. Wiedziałam, że jedno draśnięcie jego kłów, a umrę w męczarniach w ciągu kilku godzin. Odsunęłam się na swoim siedzeniu jak najbardziej od Klausa, co nie było zbyt możliwe, zwłaszcza ze pierwotny pochylił się w moją stronę.
- Czemu ich kryjesz?
- Nie rób mi krzywdy - powiedziałam błagalnie.
- Czemu ich kryjesz?! - warknął wkurzony.
- Powiedzieli, że będą mnie chronić przed tobą.
- Chcesz mi wmówić, że Katherina chce kogokolwiek chronić? Nikt się dla niej nie liczy i oboje o tym wiemy, więc nie kłam! - powiedział obnażając kły.
- Nie chcą, żebyś stał się nieśmiertelny - wyrzuciłam z siebie.
Klaus złapał mnie szybko tak, że nie mogłam się poruszyć. Próbowałam się szarpać, a nawet wrzasnęłam. Powinno to wzbudzić zainteresowanie innych pasażerów, jednak oni siedzieli wpatrzeni przed siebie. Czyżby Klaus był na tyle silny, aby zahipnotyzować cały samolot? Kiedy już myślałam, że mnie ugryzie, puścił mnie nagle. Trzymał w ręku moją komórkę.
- To ci się już nie przyda.
Odetchnęłam nie co z ulgą i oparłam się o siedzenie. Jednak przez resztę drogi czujnie spoglądałam na towarzysza obawiając się ataku.
Lotnisko nie było tak duże jak w Londynie, ale za to uderzyła mnie różnorodność barw i ciepła, które roztaczało miasto.
Hotel, który wybrał Klaus, leżał już na obrzeżach miasta. Był nie duży. Pierwotny zażyczył sobie apartament z dwoma sypialniami, ale takowego nie posiadali. Był tylko apartament z sypialnią i nie dużym salonem.
- Mogę przenocować w pokoju obok - zaproponowałam cicho.
- Żebyś uciekła do Elijaha i Katheriny? Nigdy. Bierzemy apartament.
Starałam się unikać pierwotnego przez cały wieczór co nie było zbyt łatwe, zwłaszcza, że mieszkanie było nie duże. Koło północy wzięłam prysznic i udałam się do naszej sypialni. Widząc półnagiego blondyna, szybko się stamtąd wycofałam.
- A ty dokąd uciekasz? - zapytał drwiącym głosem, Klaus.
- Prześpię się w salonie na podłodze.
- Przestań, przecież nie jesteśmy dziećmi. Damy jakoś radę jedną noc w jednym łóżku.
- To byłoby bardzo niezręczne - powiedziałam zmieszana - Zresztą ty jesteś hybrydą, a ja wampirem.
- Nie musisz się mnie bać chyba, że zamierzasz nadal spiskować za moimi plecami - powiedział nie co poważniej.
- Dobrze, ale nie dotykaj mnie.
- Jak sobie życzysz - odpowiedział znów z uśmiechem.
Położyłam się pod delikatną kołdrę, a Klaus poszedł zgasić światło. Już po chwili poczułam jak ugina się łóżko z drugiej strony.
- Dobranoc, Caroline.
- Dobranoc, Klaus.
Zapadła między nami głucha cisza. Starałam się zasnąć, ale nie potrafiłam. Obok mnie leżałam najpotężniejszy osobnik świata, który na dodatek jest cholernie przystojny.
- Śpisz ? - zapytałam zrezygnowana.
- Nie.
- Mogę zadać ci jedno pytanie?
- Pytaj, kochana.
- Skąd wiesz o Elijahu i Katherinie?
- Po tylu latach potrafię wyczuć własnego brata niemal na kilometr. Zresztą zobaczyłem ich w parku po naszej kłótni w Londynie. Do dziś nie wiedziałem, że masz coś z tym wspólnego - powiedział wkurzony.
Wolałam nie zadawać więcej pytań, aby go bardziej nie wkurzyć. Zamknęłam oczy i znów spróbowałam zasnąć. Tym razem sen szybko przyszedł.
Dzień przyszedł zdecydowanie za szybko.
- Kochana, czas wstać - usłyszałam głos o brytyjskim akcencie blisko ucha.
- Yhym, zaraz - mruknęłam i wtuliłam się bardziej w poduszkę.
Po chwili usłyszałam śmiech pierwotnego od którego materac zadrżał.
- Żeby nie było. Ja cię nie dotykałem, tak jak obiecałem. Tego samego nie można powiedzieć o tobie.
Powoli zaczął docierać do mnie sens jego słów. Gwałtownie otworzyłam oczy. Nie możliwe! Spałam wtulona w tors, Klausa!
Czytam =komentuje :)
- Czemu ich kryjesz?
- Nie rób mi krzywdy - powiedziałam błagalnie.
- Czemu ich kryjesz?! - warknął wkurzony.
- Powiedzieli, że będą mnie chronić przed tobą.
- Chcesz mi wmówić, że Katherina chce kogokolwiek chronić? Nikt się dla niej nie liczy i oboje o tym wiemy, więc nie kłam! - powiedział obnażając kły.
- Nie chcą, żebyś stał się nieśmiertelny - wyrzuciłam z siebie.
Klaus złapał mnie szybko tak, że nie mogłam się poruszyć. Próbowałam się szarpać, a nawet wrzasnęłam. Powinno to wzbudzić zainteresowanie innych pasażerów, jednak oni siedzieli wpatrzeni przed siebie. Czyżby Klaus był na tyle silny, aby zahipnotyzować cały samolot? Kiedy już myślałam, że mnie ugryzie, puścił mnie nagle. Trzymał w ręku moją komórkę.
- To ci się już nie przyda.
Odetchnęłam nie co z ulgą i oparłam się o siedzenie. Jednak przez resztę drogi czujnie spoglądałam na towarzysza obawiając się ataku.
Lotnisko nie było tak duże jak w Londynie, ale za to uderzyła mnie różnorodność barw i ciepła, które roztaczało miasto.
- Mogę przenocować w pokoju obok - zaproponowałam cicho.
- Żebyś uciekła do Elijaha i Katheriny? Nigdy. Bierzemy apartament.
Starałam się unikać pierwotnego przez cały wieczór co nie było zbyt łatwe, zwłaszcza, że mieszkanie było nie duże. Koło północy wzięłam prysznic i udałam się do naszej sypialni. Widząc półnagiego blondyna, szybko się stamtąd wycofałam.
- A ty dokąd uciekasz? - zapytał drwiącym głosem, Klaus.
- Prześpię się w salonie na podłodze.
- Przestań, przecież nie jesteśmy dziećmi. Damy jakoś radę jedną noc w jednym łóżku.
- To byłoby bardzo niezręczne - powiedziałam zmieszana - Zresztą ty jesteś hybrydą, a ja wampirem.
- Nie musisz się mnie bać chyba, że zamierzasz nadal spiskować za moimi plecami - powiedział nie co poważniej.
- Dobrze, ale nie dotykaj mnie.
- Jak sobie życzysz - odpowiedział znów z uśmiechem.
Położyłam się pod delikatną kołdrę, a Klaus poszedł zgasić światło. Już po chwili poczułam jak ugina się łóżko z drugiej strony.
- Dobranoc, Caroline.
- Dobranoc, Klaus.
Zapadła między nami głucha cisza. Starałam się zasnąć, ale nie potrafiłam. Obok mnie leżałam najpotężniejszy osobnik świata, który na dodatek jest cholernie przystojny.
- Śpisz ? - zapytałam zrezygnowana.
- Nie.
- Mogę zadać ci jedno pytanie?
- Pytaj, kochana.
- Skąd wiesz o Elijahu i Katherinie?
- Po tylu latach potrafię wyczuć własnego brata niemal na kilometr. Zresztą zobaczyłem ich w parku po naszej kłótni w Londynie. Do dziś nie wiedziałem, że masz coś z tym wspólnego - powiedział wkurzony.
Wolałam nie zadawać więcej pytań, aby go bardziej nie wkurzyć. Zamknęłam oczy i znów spróbowałam zasnąć. Tym razem sen szybko przyszedł.
Dzień przyszedł zdecydowanie za szybko.
- Kochana, czas wstać - usłyszałam głos o brytyjskim akcencie blisko ucha.
- Yhym, zaraz - mruknęłam i wtuliłam się bardziej w poduszkę.
Po chwili usłyszałam śmiech pierwotnego od którego materac zadrżał.
- Żeby nie było. Ja cię nie dotykałem, tak jak obiecałem. Tego samego nie można powiedzieć o tobie.
Powoli zaczął docierać do mnie sens jego słów. Gwałtownie otworzyłam oczy. Nie możliwe! Spałam wtulona w tors, Klausa!
Czytam =komentuje :)
niedziela, 9 marca 2014
Nowy blog :)
Rozpoczęłam pisanie nowego opowiadania. Serdecznie zapraszam do czytania http://rodzinasalvatore.blogspot.com/ :)
sobota, 8 marca 2014
Zółte oczy śmierci.
Do hotelu wróciłam sama. Niemal byłam pewna, że po moim odejściu Klaus rzucił się w wir krwi. Nie zamierzałam czekać. Wzięłam szybką kąpiel i położyłam się do łóżka. Wtedy usłyszałam otwierane i zamykane drzwi. Kroki szybko ucichły. Miałam pewność, że pierwotny nie poszedł do swojego pokoju. Z całych sił próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. W końcu zrezygnowana wstałam i podeszłam do drzwi. Chwile wahałam się czy iść do salonu. Ostatecznie uchyliłam drzwi i zobaczyłam Klausa stojącego przy oknie i patrzącego na księżyc. Wyglądał tak spokojnie i niegroźnie. Nie potrafiłam zrozumieć, że ktoś taki może być potworem.
Klaus:
Obejrzałem się za siebie i ujrzałem Caroline w delikatnej, jasnej piżamce. Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Doszukałem się w nim nawet odrobię miłości, ale to pewnie tylko dlatego, że właśnie tego szukałem. Była moim marzeniem, ale miała rację całkowicie się różniliśmy, nie licząc nawet tego jak się żywimy. Miała racje. Za nic miałem życie ludzkie. Ona była inna. Ona była po prostu dobra.
- Miałeś rację. Londyn jest piękny - odezwała się podchodząc do sofy i siadając tak aby podkurczyć bose nogi.
Momentalnie uśmiech wypłynął na moje usta. Cieszyłem się, że wampirzyca nie jest na mnie zła.
- Bułgaria spodoba ci się jeszcze bardziej - odpowiedziałem siadając obok. Dziewczyna widocznie się zmieszała i bardziej skuliła nogi.
- Miałaś rację. Nie powinienem próbować cię zmieniać. Szczerze to nawet nie chciałabym, żebyś była inna.
Caroline posłała mi słaby śmiech i wstała z siedziska. Skierowała swoje kroki w sypialni.
- To nie jest twoja wina - powiedziała nagle się zatrzymując - Pozwoliłam ci na to i w sumie bawiłam się zadziwiająco dobrze.
Po chwili już jej nie było. Jeszcze chwile siedziałem patrząc na nocy świat, a potem także poszedłem spać.
Caroline:
Rono obudziłam się wyspana i bez nieprzyjemnego pieczenie w gardle. Czułam, że jestem całkowicie nasycona krwią. Kończyłam się szykować, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich uśmiechniętego Klausa.
- Nikt cię pukać nie nauczył? - zapytałam.
- Nawet jeśli to zrobił, to było to tak dawno temu, że nie pamiętam. Za godzinę mamy samolot. Gotowa? - mówiąc to posłał mi jeden ze swoich najlepszych spojrzeń i uśmiechnął się.
- Prawie. Daj mi jeszcze 5 min - odpowiedziałam poprawiając włosy.
- Wyglądasz, jak zawsze pięknie, nie musisz nic udoskonalać - powiedział z uśmiechem i zabrał moją już zapakowaną walizkę. Drugą podręczną kończyłam pakować.
Potem szybko ją zabrałam i wybiegłam za pierwotnym. Wymeldowaliśmy się z hotelu i wsiedliśmy do taksówki. Miałam ostatnio co do nich złe wspomnienia, ale na szczęście tym razem Klaus nie rzucił się na szofera. Dziś całkowicie wypoczęta i najedzona mogłam przyjrzeć się ogromnemu londyńskiemu lotnisku. Wszędzie było pełno przeróżnych ludzi, spieszących gdzieś. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok pierwotnego, ale całkowicie to ignorowałam. Nie mogłam zapomnieć, że tak naprawdę jestem jego zakładniczką i mam pomóc mu stać się całkowicie nieśmiertelnym. Wtedy w oddali dojrzałam znajome twarze. Nie wiedziałam co mam robić ! Upuściłam torbę, udając potknięcie i jednocześnie klęłam w myślach na Elijaha i Katherinę. Blondyn łyknął haczyk. Szybko złapał mnie, ratując przed upadkiem. Chwilę trwałam w jego objęciach, aby po chwili od niego odskoczyć. Schyliłam się po torbę, ale pierwotny był szybszy. Wziął ją i poprowadził mnie do odprawy.
- Dziękuje - powiedziałam w końcu, kiedy otrząsnęłam się z szoku. Klaus skinął lekko głową z dziwnym uśmiechem, ale zamiast nad tym się zastanowić moje myśli zaprzątnięte były wspomnieniem bliskości blondyna i bezmyślnością Elijaha i Kath. Na szczęście rozpłynęli się gdzieś w tłumie ludzi. Już nie co spokojniejsza wsiadłam do samolotu. Pierwsza połowa drogi minęła nam spokojnie, ale w dziwnym milczeniu. Spojrzałam niepewnie na mojego porywacza. Miał zaciśnięte usta i patrzył tępo przed siebie.
- Coś nie tak ? - zapytałam ostrożnie. W głębi siebie wiedziałam, że jeden zły ruch, a Klaus wybuchnie z niewiadomego powodu.
- Zastanawiam się - powiedział przenosząc na mnie chłodny wzrok - czemu kryjesz mojego brata i Petrovą.
Automatycznie szczęka opadła mi do samej ziemi.
- Ja? Ja - jąkałam się
Jego oczy zwęziły się w małe szparki i niemal byłam pewna, że błysnęło w nich żółte światło. W mojej głowie zapaliło się światełko. Gen wilkołaczy! Takie same oczy miał Tyler. Już po mnie...
_____________
Oto kolejny rozdział.
Jak wam się podoba?
Czytam=komentuje :)
Klaus:
Obejrzałem się za siebie i ujrzałem Caroline w delikatnej, jasnej piżamce. Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Doszukałem się w nim nawet odrobię miłości, ale to pewnie tylko dlatego, że właśnie tego szukałem. Była moim marzeniem, ale miała rację całkowicie się różniliśmy, nie licząc nawet tego jak się żywimy. Miała racje. Za nic miałem życie ludzkie. Ona była inna. Ona była po prostu dobra.
- Miałeś rację. Londyn jest piękny - odezwała się podchodząc do sofy i siadając tak aby podkurczyć bose nogi.
Momentalnie uśmiech wypłynął na moje usta. Cieszyłem się, że wampirzyca nie jest na mnie zła.
- Bułgaria spodoba ci się jeszcze bardziej - odpowiedziałem siadając obok. Dziewczyna widocznie się zmieszała i bardziej skuliła nogi.
- Miałaś rację. Nie powinienem próbować cię zmieniać. Szczerze to nawet nie chciałabym, żebyś była inna.
Caroline posłała mi słaby śmiech i wstała z siedziska. Skierowała swoje kroki w sypialni.
- To nie jest twoja wina - powiedziała nagle się zatrzymując - Pozwoliłam ci na to i w sumie bawiłam się zadziwiająco dobrze.
Po chwili już jej nie było. Jeszcze chwile siedziałem patrząc na nocy świat, a potem także poszedłem spać.
Caroline:
Rono obudziłam się wyspana i bez nieprzyjemnego pieczenie w gardle. Czułam, że jestem całkowicie nasycona krwią. Kończyłam się szykować, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich uśmiechniętego Klausa.
- Nikt cię pukać nie nauczył? - zapytałam.
- Nawet jeśli to zrobił, to było to tak dawno temu, że nie pamiętam. Za godzinę mamy samolot. Gotowa? - mówiąc to posłał mi jeden ze swoich najlepszych spojrzeń i uśmiechnął się.
- Prawie. Daj mi jeszcze 5 min - odpowiedziałam poprawiając włosy.
- Wyglądasz, jak zawsze pięknie, nie musisz nic udoskonalać - powiedział z uśmiechem i zabrał moją już zapakowaną walizkę. Drugą podręczną kończyłam pakować.
Potem szybko ją zabrałam i wybiegłam za pierwotnym. Wymeldowaliśmy się z hotelu i wsiedliśmy do taksówki. Miałam ostatnio co do nich złe wspomnienia, ale na szczęście tym razem Klaus nie rzucił się na szofera. Dziś całkowicie wypoczęta i najedzona mogłam przyjrzeć się ogromnemu londyńskiemu lotnisku. Wszędzie było pełno przeróżnych ludzi, spieszących gdzieś. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok pierwotnego, ale całkowicie to ignorowałam. Nie mogłam zapomnieć, że tak naprawdę jestem jego zakładniczką i mam pomóc mu stać się całkowicie nieśmiertelnym. Wtedy w oddali dojrzałam znajome twarze. Nie wiedziałam co mam robić ! Upuściłam torbę, udając potknięcie i jednocześnie klęłam w myślach na Elijaha i Katherinę. Blondyn łyknął haczyk. Szybko złapał mnie, ratując przed upadkiem. Chwilę trwałam w jego objęciach, aby po chwili od niego odskoczyć. Schyliłam się po torbę, ale pierwotny był szybszy. Wziął ją i poprowadził mnie do odprawy.
- Dziękuje - powiedziałam w końcu, kiedy otrząsnęłam się z szoku. Klaus skinął lekko głową z dziwnym uśmiechem, ale zamiast nad tym się zastanowić moje myśli zaprzątnięte były wspomnieniem bliskości blondyna i bezmyślnością Elijaha i Kath. Na szczęście rozpłynęli się gdzieś w tłumie ludzi. Już nie co spokojniejsza wsiadłam do samolotu. Pierwsza połowa drogi minęła nam spokojnie, ale w dziwnym milczeniu. Spojrzałam niepewnie na mojego porywacza. Miał zaciśnięte usta i patrzył tępo przed siebie.
- Coś nie tak ? - zapytałam ostrożnie. W głębi siebie wiedziałam, że jeden zły ruch, a Klaus wybuchnie z niewiadomego powodu.
- Zastanawiam się - powiedział przenosząc na mnie chłodny wzrok - czemu kryjesz mojego brata i Petrovą.
Automatycznie szczęka opadła mi do samej ziemi.
- Ja? Ja - jąkałam się
Jego oczy zwęziły się w małe szparki i niemal byłam pewna, że błysnęło w nich żółte światło. W mojej głowie zapaliło się światełko. Gen wilkołaczy! Takie same oczy miał Tyler. Już po mnie...
_____________
Oto kolejny rozdział.
Jak wam się podoba?
Czytam=komentuje :)
poniedziałek, 10 lutego 2014
To właśnie znaczy być wampirem.
Szybko służba hotelu zajęła się naszymi bagażami, a Klaus zaraz po zahipnotyzowaniu swojej ofiary wysiadł z taksówki. Nie patrząc w jego stronę powędrowałam do budynku. W środku przywitała nas miła pani, która poprowadziła nas do apartamentu, który okazało się, że został zamówiony przez pierwotnego. Miał on wewnątrz dwie sypialni, dwie łazienki oraz przestronny salon. Z zapartym tchem oglądałam wystrój i przepych z jakim został urządzony apartament.
- Przepraszam, gdzie tu jest najbliższy szpital? - zapytałam pani, która oprowadzała nas po mieszkaniu.
- Dwie ulice dalej, ale czy pani się źle czuje? Wezwać lekarza?
- Nie, nie trzeba - powiedziałam z uśmiechem.
Kiedy w końcu zostaliśmy sami posłałam zimne spojrzenie Klausowi i powędrowałam do łazienki, aby się odświeżyć. Zmyłam z siebie trudy podróży oraz zdenerwowanie, do którego przyczynił się blondyn. Ubrałam na siebie niebiesko-malinową sukienkę oraz botki. Byłam gotowa na wyruszenie na wycieczkę, a moim celem był szpital lub centrum krwiodawstwa. Weszłam pewnym krokiem do salonu, gdzie na sofie siedział Klaus popijając jakiś alkohol.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał wyraźnie rozbawiony.
- Na spacer - odpowiedziałam.
- Nie możesz.
- Jak to?!
- Jesteś moją zakładniczką, nigdzie beze mnie nie możesz się ruszać - powiedział jeszcze bardziej rozbawiony.
Jak naburmuszone dziecko usiadłam w fotelu na przeciwko pierwotnego. Byłam głodna i niewyspana i nie zapowiadało się, żebym to się zmieniło.
- Mam dla ciebie niespodziankę ? - powiedział nagle blondyn. - Na razie jednak napij się krwi - powiedział kładąc szpitalny woreczek czerwonej cieczy przede mną.
- Ale skąd...?
- Powiedzmy, że nie próżnowałem kiedy ty odpoczywałaś w wannie- powiedział nie pozwalając mi skończyć.
- Dziękuje - powiedziałam cicho i zaczęłam pić łapczywie.
- Jak skończysz jedziemy odwiedzić parę miejsc. Mam kilka spraw do załatwienia i jednocześnie postaram ci się pokazać to piękne, deszczowe miasto.
Już pół godziny później szliśmy zatłoczoną ulicą, mimo że zapadał zmrok. Nagle skręciliśmy do starego dość zniszczonego baru, ale pełnego klientów. Klaus poprowadził mnie do baru i zamówił Burbona i zapytał barmankę o jakąś Sophie.
- I jak ci się podoba? - zapytał odwracając się w moją stronę i podsuwając mi kieliszek z alkoholem. Wychyliłam ją jednym tchem i rozejrzałam się po sali.
- W sumie można tu się nie źle zabawić - powiedziałam widząc wirujące pary.
- Niklaus Mikealson ! Nie powiem, że to miła niespodzianka - usłyszeliśmy nagle. Po drugiej stronie stanęła młoda brunetka.
- Sophie Cholerna Deweraux myślałaś, że cię nie znajdę?
- Miałam taką cichą nadzieję.
- Masz względem mnie dług.
- Pamiętam - przytaknęła.
Po mimo tego, że rozmowa toczyła się dość w luźny sposób, to z twarzy kobiety nie schodziły rumieńce zdenerwowania. Spoglądałam to na jedną, to na drugą osobę. Klaus był niewątpliwie pewny siebie i groźny. Zamówiłam sobie kolejną szklankę alkoholu.
- A więc czego oczekujesz?
- Pozwolisz swojej kuzyneczce wrócić na pewien czas do Nowego Orleanu.
- Specjalnie ją stamtąd wywiozłam.
Nie miałam ochoty tego słuchać, więc wychyliłam jeszcze jeden kieliszek alkoholu i ruszyłam samotnie na parkiet.
Klaus?
- Nie panikuj. Pomoże dziewczyną ze żniw odprawić pewien rytuał i wrócicie do swojego Londynu, bo stawiam na to, że nie puścisz samej Moinique- powiedziałem.
- Co jeśli nie pod stosuję się do twego rozkazu?
- Czyżbyś już zapomniała jaki okrutny potrafię być? Co by się stało jakby przyjaciółki i przyjaciele twojej kuzynki zaczęli nagle ginąć w niewyjaśniony sposób? Pewnie zapytałaby się ciebie co się dzieje w mieście. Jak myślisz wkurzyłoby ją to, że wyczułaby, że jej ukochana ciocia ją okłamuje?
Uwielbiałem szantażować innych. Sprawiało mi to dziką radość
- Kiedy mamy być w Nowym Orleanie?
- Zadzwonię - odpowiedziałem zadowolony z siebie. Odwróciłem się od baru w poszukiwaniu Caroline. Wirowała między ludźmi z uśmiechem. Była niewątpliwie piękna. Kilku mężczyzn spoglądało na nią znacząco, a jeden już tańczył obok niej. Biedna dziewczyna nie miała pojęcia, że połowa otaczających ją osób to wampiry, którzy lada moment mogą zacząć się żywić na ludziach. Wstałem z miejsca i podszedłem do tańczącej blondynki. Posłałem zimne spojrzenie wampirowi próbującemu się dobrać do mojej Caroline. Wampir zrobił przerażoną minę i wyszeptał moje imię. Widać jestem co raz bardziej znany wśród świata nadprzyrodzonego. Poprosiłem ją do tańca. Doprawdy nie rozumiem tego współczesnego, skakanego tańca, ale przy Caroline było to fajne doświadczenie. Nagle do moich nozdrzy dobiegł zapach krwi. Obróciłem Caroline przysuwając ją do siebie. Zobaczyłem jak spłoszona rozgląda się po sali.
Caroline:
Poczułam ostre pieczenie w gardle wcześniej niż zapach słodkiej krwi. Obok nas jakiś wampir pożywiał się na niewinnej dziewczynie, a nie co dalej dwie wampirzyce posilały się na chłopaku. Ja znajdowałam się w żelaznym uścisku Klausa co nie poprawiało mojego samopoczucia.
- Pozwól wypłynąć twojemu prawdziwemu ,,ja'' na powierzchnię. Napij się, apotem wymarz pamięć. Jestem przy tobie. Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić - szeptał mi do ucha, a ja czułam jak zaczyna przejmować nade mną kontrole coś nieokiełznanego. Miałam ogromną ochotę napić się krwi i jednocześnie bliskość pierwotnego sprawiało mi ogromną przyjemność. Pękało moje samozaparcie i racjonalne myślenie.
- Decyzja oczywiście należy do ciebie - powiedział powoli mnie puszczając. Rozejrzałam się po sali. Moje oczy napotkały mężczyznę opijającego swoje smutki. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę i chwilę się zawahałam. Obróciłam się w stronę Klausa. Patrzył na mnie z lekko przekrzywioną głową. Chciałam mu pokazać, że potrafię się pożywić i w porę opanować. Podeszłam do mężczyzny.
- Nie będziesz nic czuł - powiedziałam hipnotyzując go.
Szybko wgryzłam się w jego tętnice. Fala krwi zalała moje gardło. Czułam jak eksploduje wewnątrz mnie nieopisana radość. Ekstaza ogarnęła moje ciało.
- Wystarczy - usłyszałam cichy, ale stanowczy głos Klausa. gdyby nie to nie wiem czy zdołałbym się powstrzymać. Odsunęłam się od ofiary ocierając usta.
Blondyn spoglądał na mnie nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać.
- Zapomnisz co się stało - powiedziałam do ofiary i poszłam do baru. Wypiłam jednym duszkiem szklankę alkoholu próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia. Bez nich czułam się wspaniale. Zobaczyłam jak Klaus wgryza się w zgrabną szatynkę obejmując ją w pasie. Było w tym coś takiego erotycznego, że poczułam ukłucie zazdrości. Powoli podeszłam do niech. Wzięłam w dłonie rękę półprzytomnej kobiety i wgryzłam się w nią. Widziałam jak Klaus spogląda na mnie, a po chwili wraca do przerwanego posiłku. Jedną ręką puszcza szatynkę, a kładzie ja na moich plecach. Czuje jak każdy nerw odbiera ten dotyk kilkakrotnie mocniej. Nie mogę się skupić na piciu, kiedy czuje jak ręka pierwotnego przesuwa się to w górę to w dół moich pleców. W końcu odsuwam się od ofiary, to samo robi Klaus. Kobieta niezauważona odchodzi, a my wpatrujemy się w siebie. Z ust blondyna spływa zabłąkana kropelka krwi, a ja mam ochotę pocałować go tak, aby zebrać ustami tą krew. W tedy słyszę jak zaczyna dzwonić moja komórka. Odskoczyłam od pierwotnego, jakby wybudzona z transu. Szybkim krokiem pokierowałam się ku wyjściu. Jednak za nim tam docieram telefon przestaje dzwonić. Na wyświetlaczu miga nieodebrane połączenie od Stefana. Odeszłam w stronę pobliskiej ławki pustej z powodu późnej godziny. Myślę, że powinnam oddzwonić, ale nie mam na to siły. Powoli dociera do mnie to co zrobiłam i to co prawie bym zrobiła. Nie mam pojęcia jak hybrydzie udało się mnie namówić do czegoś takiego. Straciłam rozum czy co?!
Poczułam delikatny powiew wiatru i wiedziałam kogo ujrzę siedzącego obok mnie. Jednak nie miałam ochoty na jego towarzystwo.
- Nie zadręczaj się, kochana. Nikogo nie zabiłaś. Jesteś naprawdę silną kobietą
- Złamałam swoje zasady. Krzywdziłam ludzi.
- To właśnie znaczy być wampirem - powiedział rozbawiony.
- To dla ciebie znaczy być wampirem! - powiedziałam i wstałam z miejsca. Jakim cudem mogłam chcieć go pocałować? Nie mieściło mi się to w głowie.
- Przepraszam, gdzie tu jest najbliższy szpital? - zapytałam pani, która oprowadzała nas po mieszkaniu.
- Dwie ulice dalej, ale czy pani się źle czuje? Wezwać lekarza?
- Nie, nie trzeba - powiedziałam z uśmiechem.
Kiedy w końcu zostaliśmy sami posłałam zimne spojrzenie Klausowi i powędrowałam do łazienki, aby się odświeżyć. Zmyłam z siebie trudy podróży oraz zdenerwowanie, do którego przyczynił się blondyn. Ubrałam na siebie niebiesko-malinową sukienkę oraz botki. Byłam gotowa na wyruszenie na wycieczkę, a moim celem był szpital lub centrum krwiodawstwa. Weszłam pewnym krokiem do salonu, gdzie na sofie siedział Klaus popijając jakiś alkohol.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał wyraźnie rozbawiony.
- Na spacer - odpowiedziałam.
- Nie możesz.
- Jak to?!
- Jesteś moją zakładniczką, nigdzie beze mnie nie możesz się ruszać - powiedział jeszcze bardziej rozbawiony.
Jak naburmuszone dziecko usiadłam w fotelu na przeciwko pierwotnego. Byłam głodna i niewyspana i nie zapowiadało się, żebym to się zmieniło.
- Mam dla ciebie niespodziankę ? - powiedział nagle blondyn. - Na razie jednak napij się krwi - powiedział kładąc szpitalny woreczek czerwonej cieczy przede mną.
- Ale skąd...?
- Powiedzmy, że nie próżnowałem kiedy ty odpoczywałaś w wannie- powiedział nie pozwalając mi skończyć.
- Dziękuje - powiedziałam cicho i zaczęłam pić łapczywie.
- Jak skończysz jedziemy odwiedzić parę miejsc. Mam kilka spraw do załatwienia i jednocześnie postaram ci się pokazać to piękne, deszczowe miasto.
Już pół godziny później szliśmy zatłoczoną ulicą, mimo że zapadał zmrok. Nagle skręciliśmy do starego dość zniszczonego baru, ale pełnego klientów. Klaus poprowadził mnie do baru i zamówił Burbona i zapytał barmankę o jakąś Sophie.
- I jak ci się podoba? - zapytał odwracając się w moją stronę i podsuwając mi kieliszek z alkoholem. Wychyliłam ją jednym tchem i rozejrzałam się po sali.
- W sumie można tu się nie źle zabawić - powiedziałam widząc wirujące pary.
- Niklaus Mikealson ! Nie powiem, że to miła niespodzianka - usłyszeliśmy nagle. Po drugiej stronie stanęła młoda brunetka.
- Sophie Cholerna Deweraux myślałaś, że cię nie znajdę?
- Miałam taką cichą nadzieję.
- Masz względem mnie dług.
- Pamiętam - przytaknęła.
Po mimo tego, że rozmowa toczyła się dość w luźny sposób, to z twarzy kobiety nie schodziły rumieńce zdenerwowania. Spoglądałam to na jedną, to na drugą osobę. Klaus był niewątpliwie pewny siebie i groźny. Zamówiłam sobie kolejną szklankę alkoholu.
- A więc czego oczekujesz?
- Pozwolisz swojej kuzyneczce wrócić na pewien czas do Nowego Orleanu.
- Specjalnie ją stamtąd wywiozłam.
Nie miałam ochoty tego słuchać, więc wychyliłam jeszcze jeden kieliszek alkoholu i ruszyłam samotnie na parkiet.
Klaus?
- Nie panikuj. Pomoże dziewczyną ze żniw odprawić pewien rytuał i wrócicie do swojego Londynu, bo stawiam na to, że nie puścisz samej Moinique- powiedziałem.
- Co jeśli nie pod stosuję się do twego rozkazu?
- Czyżbyś już zapomniała jaki okrutny potrafię być? Co by się stało jakby przyjaciółki i przyjaciele twojej kuzynki zaczęli nagle ginąć w niewyjaśniony sposób? Pewnie zapytałaby się ciebie co się dzieje w mieście. Jak myślisz wkurzyłoby ją to, że wyczułaby, że jej ukochana ciocia ją okłamuje?
Uwielbiałem szantażować innych. Sprawiało mi to dziką radość
- Kiedy mamy być w Nowym Orleanie?
- Zadzwonię - odpowiedziałem zadowolony z siebie. Odwróciłem się od baru w poszukiwaniu Caroline. Wirowała między ludźmi z uśmiechem. Była niewątpliwie piękna. Kilku mężczyzn spoglądało na nią znacząco, a jeden już tańczył obok niej. Biedna dziewczyna nie miała pojęcia, że połowa otaczających ją osób to wampiry, którzy lada moment mogą zacząć się żywić na ludziach. Wstałem z miejsca i podszedłem do tańczącej blondynki. Posłałem zimne spojrzenie wampirowi próbującemu się dobrać do mojej Caroline. Wampir zrobił przerażoną minę i wyszeptał moje imię. Widać jestem co raz bardziej znany wśród świata nadprzyrodzonego. Poprosiłem ją do tańca. Doprawdy nie rozumiem tego współczesnego, skakanego tańca, ale przy Caroline było to fajne doświadczenie. Nagle do moich nozdrzy dobiegł zapach krwi. Obróciłem Caroline przysuwając ją do siebie. Zobaczyłem jak spłoszona rozgląda się po sali.
Caroline:
Poczułam ostre pieczenie w gardle wcześniej niż zapach słodkiej krwi. Obok nas jakiś wampir pożywiał się na niewinnej dziewczynie, a nie co dalej dwie wampirzyce posilały się na chłopaku. Ja znajdowałam się w żelaznym uścisku Klausa co nie poprawiało mojego samopoczucia.
- Pozwól wypłynąć twojemu prawdziwemu ,,ja'' na powierzchnię. Napij się, apotem wymarz pamięć. Jestem przy tobie. Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić - szeptał mi do ucha, a ja czułam jak zaczyna przejmować nade mną kontrole coś nieokiełznanego. Miałam ogromną ochotę napić się krwi i jednocześnie bliskość pierwotnego sprawiało mi ogromną przyjemność. Pękało moje samozaparcie i racjonalne myślenie.
- Decyzja oczywiście należy do ciebie - powiedział powoli mnie puszczając. Rozejrzałam się po sali. Moje oczy napotkały mężczyznę opijającego swoje smutki. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę i chwilę się zawahałam. Obróciłam się w stronę Klausa. Patrzył na mnie z lekko przekrzywioną głową. Chciałam mu pokazać, że potrafię się pożywić i w porę opanować. Podeszłam do mężczyzny.
- Nie będziesz nic czuł - powiedziałam hipnotyzując go.
Szybko wgryzłam się w jego tętnice. Fala krwi zalała moje gardło. Czułam jak eksploduje wewnątrz mnie nieopisana radość. Ekstaza ogarnęła moje ciało.
- Wystarczy - usłyszałam cichy, ale stanowczy głos Klausa. gdyby nie to nie wiem czy zdołałbym się powstrzymać. Odsunęłam się od ofiary ocierając usta.
Blondyn spoglądał na mnie nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać.
- Zapomnisz co się stało - powiedziałam do ofiary i poszłam do baru. Wypiłam jednym duszkiem szklankę alkoholu próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia. Bez nich czułam się wspaniale. Zobaczyłam jak Klaus wgryza się w zgrabną szatynkę obejmując ją w pasie. Było w tym coś takiego erotycznego, że poczułam ukłucie zazdrości. Powoli podeszłam do niech. Wzięłam w dłonie rękę półprzytomnej kobiety i wgryzłam się w nią. Widziałam jak Klaus spogląda na mnie, a po chwili wraca do przerwanego posiłku. Jedną ręką puszcza szatynkę, a kładzie ja na moich plecach. Czuje jak każdy nerw odbiera ten dotyk kilkakrotnie mocniej. Nie mogę się skupić na piciu, kiedy czuje jak ręka pierwotnego przesuwa się to w górę to w dół moich pleców. W końcu odsuwam się od ofiary, to samo robi Klaus. Kobieta niezauważona odchodzi, a my wpatrujemy się w siebie. Z ust blondyna spływa zabłąkana kropelka krwi, a ja mam ochotę pocałować go tak, aby zebrać ustami tą krew. W tedy słyszę jak zaczyna dzwonić moja komórka. Odskoczyłam od pierwotnego, jakby wybudzona z transu. Szybkim krokiem pokierowałam się ku wyjściu. Jednak za nim tam docieram telefon przestaje dzwonić. Na wyświetlaczu miga nieodebrane połączenie od Stefana. Odeszłam w stronę pobliskiej ławki pustej z powodu późnej godziny. Myślę, że powinnam oddzwonić, ale nie mam na to siły. Powoli dociera do mnie to co zrobiłam i to co prawie bym zrobiła. Nie mam pojęcia jak hybrydzie udało się mnie namówić do czegoś takiego. Straciłam rozum czy co?!
Poczułam delikatny powiew wiatru i wiedziałam kogo ujrzę siedzącego obok mnie. Jednak nie miałam ochoty na jego towarzystwo.
- Nie zadręczaj się, kochana. Nikogo nie zabiłaś. Jesteś naprawdę silną kobietą
- Złamałam swoje zasady. Krzywdziłam ludzi.
- To właśnie znaczy być wampirem - powiedział rozbawiony.
- To dla ciebie znaczy być wampirem! - powiedziałam i wstałam z miejsca. Jakim cudem mogłam chcieć go pocałować? Nie mieściło mi się to w głowie.
czwartek, 23 stycznia 2014
Jesteś okropny !
Kiedy tylko wsiedliśmy do samolotu, którym mieliśmy polecieć prosto do Londynu, gdzie następnie mieliśmy spędzić dobę w oczekiwaniu na lot do Sofii- stolicy Bułgarii, poczułam ucisk w żołądku. Byłam daleko od rodziny i przyjaciół w zupełnie obcym miejscu, a jedyną znajomą osobą był piekielnie przerażający pierwotny. Do tego nie byłam pewna, czy dam radę wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu wśród ludzi przez kilka godzin. W całym zamieszaniu całkowicie zapomniałam zabrać ze sobą chodź jednego woreczka z krwią.
- Martwisz się czymś, kochana? - zapytał Klaus siadając w fotelu obok mnie. Samolot zaczął przygotowywać się do wylotu.
- Nie - odpowiedziałam szybko.
Mężczyzna spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, unosząc wysoko brwi.
- Chyba... chyba robię się głodna - powiedziałam speszona. Gdybym była człowiekiem na pewno oblałabym się rumieńcem.
- Cóż, z doświadczenia wiem, że samolot to niezbyt dobre miejsce na pożywianie się, le po starcie można się zaczaić na kogoś przy toalecie - powiedział przybliżając się do mnie.
- Nie! Ja nie pije prosto z tętnicy. Wole szpitalne torebki z krwią.
- Jesteś wampirem, więc czemu walczysz ze swoją naturą? - zapytał zdziwiony.
- Nie będę krzywdziła ludzi - powiedziałam i odwróciłam się w stronę okienka, ignorując palenie w gardle. Wolałam skupić się na widoku oddalającej się ziemi. Kiedy znudziłam się tym usadowiłam się wygodniej w fotelu i spróbowałam zasnąć. Słyszałam jak niektórzy poodpinali pasy i zaczęli swoje wycieczki po samolocie oraz obsługę roznoszącą picie i jedzenie. Na samą myśl poczułam ostry skurcz w gardle i mrowienie dziąseł. Musiałam z całych sił się opanowywać.
Wtedy przechodząca obok nas osoba potknęła się. Poczułam ostry zapach krwi. Otworzyłam szeroko oczy. Stewardesa potykając się rozbiła szklankę, która zraniła jej dłoń. Z rany wypływała szkarłatna ciecz. Czułam jak pod moimi oczami pojawiają się ciemne żyłki. Wszystkie myśli uleciały z mojej głowy. Pozostało tylko pragnienie, które rozdzierało moje gardło. Nie wiem kiedy zostałam przygwożdżona do siedzenia.
- Nic nie widziałaś. Idź opatrz rękę - usłyszałam spokojny głos Klausa, który hipnotyzował moją niedoszłą ofiarę. Kiedy tylko się oddaliła powróciła mi zdolność myślenia.
- Oddychaj powoli - poleciła pierwotny.
-Dziękuje - wyjąkałam.
- Byłaś kiedyś po za Mystic Falls? - zapytała.
- Nie - odpowiedziałam. Wiedziałam, że rozmową próbuje oderwać moje myśli od krwi. - Pierwszy raz wyjeżdżam tak daleko.
- Cieszę się, że będę mógł pokazać ci trochę świata - powiedział z uśmiechem.
- Ty pewnie w swoim życiu, widziałeś już każdy zakątek świata?
- Nie ukrywam, że prawie każdy. Ty też masz dużo czasu, aby zobaczyć świat.
Przytaknęłam rozmarzona.
- Więc czemu nie lubisz być wampirem? - zapytał.
- Lubię być wampirem. Lubię osobę, którą się stałam dzięki temu. Kiedyś byłam dość pustą blondyneczką, która nie widziała niczego po za czubkiem własnego nosa.
- Więc nie rozumiem.
- Nie chce krzywdzić ludzi, bo wiem jak to być krzywdzoną.
Spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił, żebym kontynuowała.
- Byłam przez jakiś czas zabawką Katheriny i Damona - powiedziałam z westchnieniem.
- Mogę cię nauczyć żywienia na ludziach bez krzywdzenia ich. Jeśli oczywiście byś zechciała?
- Bo ciebie interesuje czy człowiek cierpi czy nie?
- Owszem nie mam skrupułów przed zabiciem. Przeze mnie ginęły narody...
- Więc podziękuje za edukację w której ty będziesz nauczycielem - powiedziałam przerywając jego wypowiedź.
- Nic o mnie nie wiesz - powiedział wstając z miejsca. Dopiero teraz zauważyłam, że wylądowaliśmy. Wszyscy ruszyliśmy do wyjścia. Pogoda w Londynie była nie ciekawa, jednak wzburzona rozmową z Mikealsonem nie zwracałam uwagi na deszcz, który mnie moczył. Przeszliśmy przez lotnisko i wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. W oczach Klausa nadal igrały niebezpieczne ogniki. Kiedy taksówkarz zaparkował, Klaus zamiast mu zapłacić szybkim ruchem wgryzł się w jego szyję. Mężczyzna wrzasnął przerażony, a ja wraz z nim. Nie wiedziałam jak odciągnąć Pierwotnego wampira od ofiary. Jednak Klaus po chwili oderwał się od taksówkarza.
- Nie przyłączysz się, kochana? - zapytał delikatnie ocierając pozostałości po posiłku z ust.
- Jesteś okropny ! - powiedziałam i wysiadłam z samochodu zatrzaskując drzwi.
- Martwisz się czymś, kochana? - zapytał Klaus siadając w fotelu obok mnie. Samolot zaczął przygotowywać się do wylotu.
- Nie - odpowiedziałam szybko.
Mężczyzna spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, unosząc wysoko brwi.
- Chyba... chyba robię się głodna - powiedziałam speszona. Gdybym była człowiekiem na pewno oblałabym się rumieńcem.
- Cóż, z doświadczenia wiem, że samolot to niezbyt dobre miejsce na pożywianie się, le po starcie można się zaczaić na kogoś przy toalecie - powiedział przybliżając się do mnie.
- Nie! Ja nie pije prosto z tętnicy. Wole szpitalne torebki z krwią.
- Jesteś wampirem, więc czemu walczysz ze swoją naturą? - zapytał zdziwiony.
- Nie będę krzywdziła ludzi - powiedziałam i odwróciłam się w stronę okienka, ignorując palenie w gardle. Wolałam skupić się na widoku oddalającej się ziemi. Kiedy znudziłam się tym usadowiłam się wygodniej w fotelu i spróbowałam zasnąć. Słyszałam jak niektórzy poodpinali pasy i zaczęli swoje wycieczki po samolocie oraz obsługę roznoszącą picie i jedzenie. Na samą myśl poczułam ostry skurcz w gardle i mrowienie dziąseł. Musiałam z całych sił się opanowywać.
Wtedy przechodząca obok nas osoba potknęła się. Poczułam ostry zapach krwi. Otworzyłam szeroko oczy. Stewardesa potykając się rozbiła szklankę, która zraniła jej dłoń. Z rany wypływała szkarłatna ciecz. Czułam jak pod moimi oczami pojawiają się ciemne żyłki. Wszystkie myśli uleciały z mojej głowy. Pozostało tylko pragnienie, które rozdzierało moje gardło. Nie wiem kiedy zostałam przygwożdżona do siedzenia.
- Nic nie widziałaś. Idź opatrz rękę - usłyszałam spokojny głos Klausa, który hipnotyzował moją niedoszłą ofiarę. Kiedy tylko się oddaliła powróciła mi zdolność myślenia.
- Oddychaj powoli - poleciła pierwotny.
-Dziękuje - wyjąkałam.
- Byłaś kiedyś po za Mystic Falls? - zapytała.
- Nie - odpowiedziałam. Wiedziałam, że rozmową próbuje oderwać moje myśli od krwi. - Pierwszy raz wyjeżdżam tak daleko.
- Cieszę się, że będę mógł pokazać ci trochę świata - powiedział z uśmiechem.
- Ty pewnie w swoim życiu, widziałeś już każdy zakątek świata?
- Nie ukrywam, że prawie każdy. Ty też masz dużo czasu, aby zobaczyć świat.
Przytaknęłam rozmarzona.
- Więc czemu nie lubisz być wampirem? - zapytał.
- Lubię być wampirem. Lubię osobę, którą się stałam dzięki temu. Kiedyś byłam dość pustą blondyneczką, która nie widziała niczego po za czubkiem własnego nosa.
- Więc nie rozumiem.
- Nie chce krzywdzić ludzi, bo wiem jak to być krzywdzoną.
Spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił, żebym kontynuowała.
- Byłam przez jakiś czas zabawką Katheriny i Damona - powiedziałam z westchnieniem.
- Mogę cię nauczyć żywienia na ludziach bez krzywdzenia ich. Jeśli oczywiście byś zechciała?
- Bo ciebie interesuje czy człowiek cierpi czy nie?
- Owszem nie mam skrupułów przed zabiciem. Przeze mnie ginęły narody...
- Więc podziękuje za edukację w której ty będziesz nauczycielem - powiedziałam przerywając jego wypowiedź.
- Nic o mnie nie wiesz - powiedział wstając z miejsca. Dopiero teraz zauważyłam, że wylądowaliśmy. Wszyscy ruszyliśmy do wyjścia. Pogoda w Londynie była nie ciekawa, jednak wzburzona rozmową z Mikealsonem nie zwracałam uwagi na deszcz, który mnie moczył. Przeszliśmy przez lotnisko i wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. W oczach Klausa nadal igrały niebezpieczne ogniki. Kiedy taksówkarz zaparkował, Klaus zamiast mu zapłacić szybkim ruchem wgryzł się w jego szyję. Mężczyzna wrzasnął przerażony, a ja wraz z nim. Nie wiedziałam jak odciągnąć Pierwotnego wampira od ofiary. Jednak Klaus po chwili oderwał się od taksówkarza.
- Nie przyłączysz się, kochana? - zapytał delikatnie ocierając pozostałości po posiłku z ust.
- Jesteś okropny ! - powiedziałam i wysiadłam z samochodu zatrzaskując drzwi.
czwartek, 16 stycznia 2014
Cały świat
Lekko zdezorientowana wracałam od Bonni mamy do Mystic Falls. Mam wyjechać z pierwotną hybrydą do Europy w poszukiwaniu mojego ojca. Wyprawa z takim osobnikiem sam na sam była co najmniej niebezpieczna. Na samą myśl robiło mi się zimno. Damon spoglądał na mnie z podejrzanie zmartwioną miną.
- Nie martw się, Blondie, szybko do nas wrócisz -powiedział w końcu.
- Tak. W plastikowym worku - powiedziałam bliska płaczu.
- Nie zrobi ci krzywdy - powiedział mało przekonywującym głosem.
Spojrzałam na niego sceptycznie.
- Masz rację. Klaus jest nieobliczalny - powiedział z westchnieniem - Jedynym pocieszeniem, że wokół będzie się kręcił Elijah i Katherina.
- Myślisz, że mogę im ufać.
- Wydają się, że są zdeterminowani przeszkodzić Klausowi.
Potem zapadła cisza aż do samego Mystic Falls. Damon odwiózł mnie do domu i oddał kluczyki.
Bez pożegnania poszłam w stronę domu, myśląc, że Damon już dawno pobiegł do pensjonatu.
- Caroline?
- Tak ? - zapytałam odwracając się w jego stronę. Nie wiedziałam czemu nadal tam stoi.
- Uważaj na siebie - powiedział i w końcu zniknął.
Starszy Salvatore miły dla mnie? Nie możliwe, chyba że naprawdę wpadłam w ogromne tarapaty. Weszłam do domu sprawdzając godzinę. Zostały mi 3 godziny na spakowanie się i pożegnanie z mamą, która jak zwykle nadal była na komisariacie. Nie zastanawiając się zbyt wiele wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy jednocześnie sprawdzając w Internecie pogodę na najbliższe dni w Bułgarii. Skończyłam akurat w tym momencie, kiedy do domu wróciła moja mama.
- Caroline?! - zawołała, widząc moja walizkę stojącą przy drzwiach, a z drugą mniejszą właśnie schodziłam ze schodów.
- Tak, mamo?
- Czyli, to prawda? - zapytała załamana. - Damon powiedział, że jedziesz jako zakładnik Klausa, w poszukiwanie ojca?
Nie mówiąc nic podeszłam do niej i przytuliłam się. Pierwszy raz od bardzo dawna znalazłam się w matczynych ramionach. Miałam wrażenie, że żegnam się z nią na zawsze.
- Kiedy wracasz? - zapytała mama tonem sugerującym, że jest pewna tego, że wrócę.
- Mam nadzieje, że nie długo - odpowiedziałam pełna nadziei.
Wtedy rozległo się mocne pukanie do drzwi. Przez szybę ujrzałam Pierwotnego. Przełknęłam ślinę i odsunęłam się od Pani Szeryf, która odwróciła się, aby otworzyć drzwi.
- Witam, szanowne panie - powiedział, Klaus opierając się jedną ręką o framugę drzwi.
Obie krótko mu skinęłyśmy.
- Gotowa? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak - odpowiedziałam patrząc na spakowane walizki.
Pierwotny zgrabnie wszedł do środka i wziął walizki tak jakby one nic nie ważyły i wyniósł je na zewnątrz.
- Na nasz czas, Caroline - ponaglił mnie kiedy zauważył, że nie ruszyłam się z miejsca.
Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć jak mała dziewczynka, że nigdzie z nim nie pojadę, ale wiedziałam, że to bezcelowe. Hybryda łatwo mogła mnie zmusić do posłuszeństwa, więc posłałam ostatnie spojrzenie na mamę i ruszyłam w stronę Klausa, który otworzył mi drzwi od samochodu i czekał z uśmiechem przy nich.
Już po chwili niebieskooki zasiadł za kierownicą i ruszyliśmy z piskiem opon. Wiedziałam, ze od teraz wszystko się zmieni. Moje życie nigdy już nie będzie takie same. Ten wyjazd to sprawa mojego życia i śmierci. Pozostawiliśmy za sobą Mystic Falls i wszystkie osoby, które mogłyby chodź w niewielkim stopniu ochronić mnie od kreatury siedzącej obok. Od tej chwili byłam zdana jedynie na siebie, więc czemu nie czułam strachu ?
- Czemu jesteś taka poważna i smutna, moja droga? - zapytał, Klaus spoglądając na mnie zamiast na drogę.
- Zostałam w pewnym sensie twoją zakładniczką i mam się z tego powodu cieszyć ? - wypaliłam od razu.
- Parzysz na to z nieodpowiedniej strony.
- A jaka jest ta odpowiednia?
- Czeka nas przygoda, a je zawsze się wspomina mile - powiedział pogłębiając swój brytyjski akcent. - Zdradzę ci pewien sekret. Tam - powiedział, pokazując na drogę i otaczającą ją przestrzeń - czeka na nas cały świat, a ja chce ci go pokazać z małymi przerwami na poszukiwanie mojej własności. Trasa naszej wycieczki to Wielka Brytania, Bułgaria, a może w drodze powrotnej Francja, albo Włochy?
W myślach powtarzałam wymieniane przez niego państwa i na samą myśl na ustach wykwitł mi maleńki uśmiech.
- Nie martw się, Blondie, szybko do nas wrócisz -powiedział w końcu.
- Tak. W plastikowym worku - powiedziałam bliska płaczu.
- Nie zrobi ci krzywdy - powiedział mało przekonywującym głosem.
Spojrzałam na niego sceptycznie.
- Masz rację. Klaus jest nieobliczalny - powiedział z westchnieniem - Jedynym pocieszeniem, że wokół będzie się kręcił Elijah i Katherina.
- Myślisz, że mogę im ufać.
- Wydają się, że są zdeterminowani przeszkodzić Klausowi.
Potem zapadła cisza aż do samego Mystic Falls. Damon odwiózł mnie do domu i oddał kluczyki.
Bez pożegnania poszłam w stronę domu, myśląc, że Damon już dawno pobiegł do pensjonatu.
- Caroline?
- Tak ? - zapytałam odwracając się w jego stronę. Nie wiedziałam czemu nadal tam stoi.
- Uważaj na siebie - powiedział i w końcu zniknął.
Starszy Salvatore miły dla mnie? Nie możliwe, chyba że naprawdę wpadłam w ogromne tarapaty. Weszłam do domu sprawdzając godzinę. Zostały mi 3 godziny na spakowanie się i pożegnanie z mamą, która jak zwykle nadal była na komisariacie. Nie zastanawiając się zbyt wiele wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy jednocześnie sprawdzając w Internecie pogodę na najbliższe dni w Bułgarii. Skończyłam akurat w tym momencie, kiedy do domu wróciła moja mama.
- Caroline?! - zawołała, widząc moja walizkę stojącą przy drzwiach, a z drugą mniejszą właśnie schodziłam ze schodów.
- Tak, mamo?
- Czyli, to prawda? - zapytała załamana. - Damon powiedział, że jedziesz jako zakładnik Klausa, w poszukiwanie ojca?
Nie mówiąc nic podeszłam do niej i przytuliłam się. Pierwszy raz od bardzo dawna znalazłam się w matczynych ramionach. Miałam wrażenie, że żegnam się z nią na zawsze.
- Kiedy wracasz? - zapytała mama tonem sugerującym, że jest pewna tego, że wrócę.
- Mam nadzieje, że nie długo - odpowiedziałam pełna nadziei.
Wtedy rozległo się mocne pukanie do drzwi. Przez szybę ujrzałam Pierwotnego. Przełknęłam ślinę i odsunęłam się od Pani Szeryf, która odwróciła się, aby otworzyć drzwi.
- Witam, szanowne panie - powiedział, Klaus opierając się jedną ręką o framugę drzwi.
Obie krótko mu skinęłyśmy.
- Gotowa? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak - odpowiedziałam patrząc na spakowane walizki.
Pierwotny zgrabnie wszedł do środka i wziął walizki tak jakby one nic nie ważyły i wyniósł je na zewnątrz.
- Na nasz czas, Caroline - ponaglił mnie kiedy zauważył, że nie ruszyłam się z miejsca.
Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć jak mała dziewczynka, że nigdzie z nim nie pojadę, ale wiedziałam, że to bezcelowe. Hybryda łatwo mogła mnie zmusić do posłuszeństwa, więc posłałam ostatnie spojrzenie na mamę i ruszyłam w stronę Klausa, który otworzył mi drzwi od samochodu i czekał z uśmiechem przy nich.
Już po chwili niebieskooki zasiadł za kierownicą i ruszyliśmy z piskiem opon. Wiedziałam, ze od teraz wszystko się zmieni. Moje życie nigdy już nie będzie takie same. Ten wyjazd to sprawa mojego życia i śmierci. Pozostawiliśmy za sobą Mystic Falls i wszystkie osoby, które mogłyby chodź w niewielkim stopniu ochronić mnie od kreatury siedzącej obok. Od tej chwili byłam zdana jedynie na siebie, więc czemu nie czułam strachu ?
- Czemu jesteś taka poważna i smutna, moja droga? - zapytał, Klaus spoglądając na mnie zamiast na drogę.
- Zostałam w pewnym sensie twoją zakładniczką i mam się z tego powodu cieszyć ? - wypaliłam od razu.
- Parzysz na to z nieodpowiedniej strony.
- A jaka jest ta odpowiednia?
- Czeka nas przygoda, a je zawsze się wspomina mile - powiedział pogłębiając swój brytyjski akcent. - Zdradzę ci pewien sekret. Tam - powiedział, pokazując na drogę i otaczającą ją przestrzeń - czeka na nas cały świat, a ja chce ci go pokazać z małymi przerwami na poszukiwanie mojej własności. Trasa naszej wycieczki to Wielka Brytania, Bułgaria, a może w drodze powrotnej Francja, albo Włochy?
W myślach powtarzałam wymieniane przez niego państwa i na samą myśl na ustach wykwitł mi maleńki uśmiech.
Subskrybuj:
Posty (Atom)