wtorek, 30 lipca 2013

Mam na imię Klaus

- O Boże! Boże! Co ja teraz zrobie?! On mnie zabije bez zawachania! Ja nawet nie miałam pojęcia, że mam w domu jakąś część kołka - panikowałam siedząc na sofie i tępo wpatrując się w Elijaha i Katherine.

- Przymknij się. Głowa mi pęka - fuknęła wampirzyca,a pierwotny zamyślony wybiegł z domu. Zmęczona zamknęłam oczy próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.

Klaus:

W końcu wyczułem obecność mojego brata. Spokojnie odłożyłem szkicownik na szklany stolik przyglądając się swojemu dziełu. Piękna kobieta spoglądała na mnie z anielskim uśmiechem. Niemal wyobraziłem sobie jak po chwili spuszcza wzrok zawstydzona natarczywością mojego, a jej blond loki opadają na twarz.

- Przyniosłeś prezent od Katheriny ? - zapytałem nadal nie odwracajac się do brata. Czułem, że zachował bezpieczną odległość i czujnie mi się przypatruje.

- Mam ,ale najpierw muszę mieć twoje słowo, że nie skrzywdzisz mnie i uzdrowisz Katerinę.

Z uśmiechem wstałem z miejsca. Wziąłem do ręki stojącą przy barku szklankę i szybko nagryzłem sobię dłoń. Trochę mojej cennej krwi spłynęło do szklanego naczynia.

- Oddam ci moją krew za kołek, a co do twojej zdrady ? - pokręciłem głową. - Zawiodłem się na tobie.

- Pomogę ci zabić sobowtóra.

- No nie wiem, czy będziesz w stanie. Wiesz, że Elena wygląda jak Katherina? - szydziłem.

Zwinnie skoczyłem w jego stronę i przycisnąłem za gardło do ściany.

- Jesteś jak Mikeal - wydusił z wściekłością.

- Nigdy nie będę taki jak on - wrzasnąłem mu prosto w twarz i bez wahania wbiłem mu sztylet w serce. Czułem radość widząc jego bezwładne ciało osuwające się na podłogę. Nikt bezkarnie nie będzie mnie oszukiwał i obrażał, nawet jesli to mój własny brat. Przeszukałem jego marynarkę, ale nigdzie nie było części kołka, ktorą miał przynieść.

- Znów mnie okłamałeś. Cóż, miłych snów braciszku - powiedziełem cicho nad jego uchem.

Caroline:

Wróciłam do rzeczywistości dopiero kiedy do domu weszła moja mama. Było już grubo po północy.

- Co tu się dzieje? - zapytała mnie widząc ledwo żyjącą Katherinę - Elena?! - krzyknęła przerażona.

- Nie mamo - powiedziałam podchodząc do niej - to nie Elena.

- Katherina? Kto ją tak urządził?

- Klaus

Mama w ogóle nie wyglądała na zdziwioną. Pewnie wie więcej ode mnie.

- Mamo? - zapytałam wychodząc za nią do kuchni.

- Tak?

- Czy my... Czy w naszym domu jest jakaś ważna rodzinna pamiątka? - zapytałam modląc sie, aby zaprzeczyła. Jednak ona szybko zmoczyła szmatkę zimną wodą i ignorując mnie poszła do leżacej na sofie wampirzycy, aby zrobić jej zimny okład.

- Która godzina? - zapytała odtracając pomoc wampirzyca.

- Kilka minut po dwunastej.

Jej zawsze pewny wygląd zmienił się. Oczy jakby nie co zwilrzały. Mrugneła kilka razy.

- Elijah już nam nie pomoże. Zadzwoń do Damona i powiedz, że żarty się skończyły.

Wykonałam szybko jej polecenie nie wdajac się w kłótnię.

Klaus:

Rozesłałem moje hybrydy po całym miasteczku, aby szukały Katheriny. Nie mogła daleko uciec po moim ugryzieniu. Dzięki temu już po godzinie wiedziałem gdzie się udać. Problem w tym, że moim celem był dom Caroline. Cóż, dziewczyna się zdziwi, ale trudno. Mówiłem jej, ze nie wszystkie wojny dotyczą nas. Zresztą nie interesuje mnie co ona sobie pomyśli. Stanąłem na werandzie i wygładzięłm ubrnanie. Wejście musi być efektywne. Wyczułem w środku okołu sześciu osób. W tym dwójkę ludzi. Zamaszystym ruchem zapukałem do drzwi.

Caroline:

Wszyscy siedzieliśmy stłoczeni w salonie oczekując tornada, którym był sam Klaus. Wiedzieliśmy, że tu przyjdzie. W końcu usłyszeliśmy spokojne pukanie do drzwi. Mama chcała iść otworzyć, ale powstrzymałam ją przed tym. Sama przestraszona posząłm je otworzyć. Jakie było moje zdziwienie kiedy za znimi zobaczyłam Pana Tajemniczego. Mimowolnie się uśmiechenęłam.

- A co Pan Bez Imienia tu robi? - zapytałam niczego nie świadoma, wparujac się w jego błekitne oczy.

- Moja droga, Caroline - powiedział powoli - Mam na imię Klaus i szukam Katheriny.

Przerażona chciałam się cofnać za próg, który wcześniej bezmyślnie przekroczyłam ,ale nie udało mi sie to. Silne ramiona Pierwotnego złapały mnie tak abym nie mogła się wyrwać. Serce mi galopowało. Jak możliwe, że ten miły, tajemniczy mężczyzna to najgorsze zło świata. Jak mogłam się nie domyślić?!

- Spokjnie. Szarpanie się nic ci nie da. Wystarczy, że grzecznie zaprosisz mnie do środka - szepnął mi do ucha, a ja ciężko przełknęłam ślinę. W korytarzu pojawiły się sylwetki braci Salvatore.

- Stefan! Damon! Kope lat! - powiedział uradowany Klaus, czego nie można było powiedzieć po minie braci - To jak Caroline, mogę wejść ?

- Tak - powiedziałam piskliwie.

__________________________________________________________
Przedstawiam wam nowy rozdział ;) Chciałabym was prosić, abyście komentowali moje wypociny, bo to bardzo motywuje do dalszej pracy. Ostatnio ciągle brak mi weny do pisania, więc w ten sposób moglibyście mi pomóc.
Pozdrawiam ;*

wtorek, 16 lipca 2013

Katherina



Kobieta siedziała na kamiennym murku otoczona przez moje hybrydy. Patrzyła na mnie przerażonymi brązowymi oczami, ale na usta przywołała ironiczny uśmiech. Cała Katherina! Zawsze była misrzynią masek, tylko ja zawsze dostrzegałem w niej ten wewnętrzy strach przed przyszłością i samotnością. Dlatego zawsze na rękę byli jej bracia Salvatore, którzy ślepo wpatrzeni w wampirzyce wędrowali za nią, zabiegając o jej choć jeden przychylny uśmiech.
- My
ślałaś, że mi uciekniesz, moja droga? - zaśmiałem się.
- Uda
łoby mi się to, gdybyś bardziej ufał swojej rodzinie - odcięła się.
- Zaufanie to cecha, której nigdy nie posiad
łem, ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się, ze Elijah także straci dla ciebie głowę.
- Ty te
ż byś mógł - powiedziała zalotnie trzepocząc rzęsami.
Powoli podszed
łem do niej i kucnąłem obok.
- Najpierw zwróć mi moj
ą własność ... - odpowiedziałem pogłębiając swój brytyjski akcent. - Nigdy - syknęła, a ja szybkim ruchem wgryzłem się w jej szyję. Przerażona krzyknęła, próbując się mi wyrwać. Po chwili sam się od niej odsunąłem oblizując zakrwawione wargi.
-
Życie za część drewna. Przemyśl to dobrze - powiedziałem i spokojnie wyszedłem z piwnicy, wraz z moimi hybrydami.


Caroline:


- Wróci
łam - krzyknęłam od wejścia. Miałam nadzieję, że w końcu zastanę w domu mamę, ale niestety się pomyliłam. Nie widziałam jej praktycznie od tygodnia. Słyszę jak wraca późno i wcześnie wychodzi. Tak jest od momentu kiedy dowiedziała się czym jestem. Nie mogła przeżyć tego, że jej córka stała się potworem, które ona próbuje wytępić w tym miasteczku.


Westchnęłam ciężko rzucając swoje rzeczy na półkę przy drzwiach. Postanowiłam, że dziś zaczekam na mamę. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie w salonie. Nie zapalałam światła, bo i tak wszystko dobrze widziałam, a nawet lepiej czułam się w ciemnościach. Nagle coś huknęło przy drzwiach. Podskoczyłam przerażona podrywając się z miejsca. Wytężyłam słuch jednak nic nowego nie usłyszałam. W wampirycznym tempie podbiegłam do okna, ale nic za nim nie zobaczyłam. Po chwili usłyszałam szybkie pukanie do drzwi. Ostrożnie ruszyłam w ich kierunku obnażając kły. Za oszklonymi drzwiami stała kobieta podobna do Eleny, ale ja dobrze czułam, że to nie ona.
- Katherina? - zapyta
łam uchylając lekko drzwi.
Zakrwawione palce dziewczyny trzyma
ły się mocno o framugę.
- Co si
ę stało?! - krzyknęłam otwierając szerzej zapominając o tym jak nienawidzę brązowookiej.
- Klaus - wycharcza
ła - Ugryzł mnie...
- Powinna
ś się zregenerować.
- To pierwotna hybryda - powiedzia
ła i zaniosła się kaszlem - Zadzwoń po Salvatorów - powiedziała po chwili.
- Czemu mam to niby zrobi
ć?
- Bo bez mojej pomocy sko
ńczysz tak jak ja!
- W
ątpię - syknęłam.
- Zapytaj mamusi
ę o rodzinną pamiątkę - powiedziała pewnie i zachwiała się.
Odruchowo j
ą złapałam i usadziłam na huśtawce obok domu. Drżącymi dłońmi wyjęłam telefon, aby zadzwonić do Stefana.


Klaus:


Sta
łem przed rozpalonym kominkiem bawiąc się sztyletem, który miał uśmiercić mojego brata na kolejne stulecia. Byłem pewien, że musze tak zrobić, to czemu nadal o tym myślałem? Miałem świadomość, że jeśli zasztyletuje Elijaha zostanę sam na tym świecie. Będę podróżował sam z trumnami mojego rodzeństwa. Nie chciałem tego. Na szczęście miałem swoje hybrydy, które nigdy mnie nie zdradzą. Katherina odda mi przedostatni kawałek kołka, a ostatni odnajdę sam. Na początek zabije sobowtóra, aby zyskać trochę czasu. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam tylko sobie. Sprawnym ruchem zamoczyłem sztylet w fiolce z prochem z białego dębu. Pozostaje mi tylko poczekać na brata.


Caroline:


Wszyscy st
łoczeni siedzieli u mnie w domu. Salvatorowie zmusili mnie do zaproszenia Katheriny do domu. Nie było mi to na rękę, ale w tym momencie wampirzyca nie mogła nikomu zagrozić. Jej siły malały z minuty na minutę, a rana wyglądała paskudnie.
- Czyli to prawda? - odezwa
ła się Elena. - Klaus nie jest tylko wampirem.
- Jest cholernym miesza
ńcem - zawyrokował ze skrzywioną miną Damon.
- Którego praktycznie nie da si
ę zabić - wycharczała wampirzyca.
- Mo
żna cię wyleczyć ? - zapytałam.
- Da
ł warunek. Moje życie, za część magicznego kołka.
Wszyscy wiedzieli jak post
ąpi wampirzyca. Może niczego się nie bała, ale na pewno nie da się uśmiercić. Jednak zdziwiłam się kiedy drżącymi dłońmi z zaciśniętymi zębami z bólu wyjęła telefon i wybrała nieznany nam numer.
- Elijah? Nie wracaj do domu. Klaus wie o wszystkim. Jestem u Forbsów
.
Wszyscy patrzeli
śmy na siebie zdziwieni. Długo nie musieliśmy czekać na przybycie pierwotnego. Musiałam zaprosić i jego do środka. Modliłam się, żeby mama jeszcze nie wróciła. Pewnie bardzo by się zdenerwowała. W jej salonie siedział jeden z pierwszych wampirów i wampirzyca, która przemieniła jej własną córkę. Bracia Salvatore po kilku próbach podsłuchania rozmowy toczącej się wewnątrz domu zrezygnowani zabrali Elene i odjechali w swoim kierunku. Zostałam sama. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać nad słowami Katheriny. O jakiej rodzinne pamiątce mówiła? Szybko weszłam do domu, aby ich o to zapytać. Jednak szybko się wycofałam widząc jak para mocno się przytula.
- Oddam w twoim imieniu cz
ęść kołka i przyniosę ci krew mojego brata. Obiecuje - usłyszałam słowa pierwotnego.
- Przepraszam,
że przeszkadzam, ale mówiłaś o jakiejś mojej rodzinnej pamiątce...
- Nie mów,
że ona posiada ostatnią część ? - zapytał zmęczony Elijah.
- Co
ś takiego niestety obiło mi się o uszy.
- Co?! - wrzasn
ęłam. Nagle poczułam się słabo i gdyby nie to, że jestem wampirem pewnie właśnie bym zemdlała. - To nie możliwe - powiedziałam cicho.

______________________________________________

Jak wam si
ę podoba ten blog ?






poniedziałek, 8 lipca 2013

Nie wszystkie wojny dotyczą nas ...

Caroline:


Z uśmiechem na ustach wpadłam do pensjonatu braci Salvatore. W końcu mogłam odegrać się na tej cholernej Katherinie! Pewnym krokiem weszłam do salonu wymyślając tortury jakie mogłabym na niej wypróbować za zniszczenie mi życia. Jakie było moje zdziwienie kiedy spotkałam ją siedzącą na kanapie z kieliszkiem krwi w zadziwiająco dobrym stanie. Szczęka opadła mi do samej ziemi. Myślałam, że nie są idiotami i zamknęli ją w lochu!

- Czemu ona tu siedzi? - zapytałam wściekła. Mieli szanse jedyną w swoi rodzaju, żeby ukarać ją za wszystkie cierpienia jakich im przysporzyła przez te 162 lata.

 - Miło mi cię widzieć, Caroline - powiedziała pewna siebie wampirzyca.

 - Ma coś ważnego do powiedzenia, a tortury nie będą potrzebne - wytłumaczył spokojnie, wychodzący z kuchni Stefan z Eleną.

- A więc zamieniam się w słuch - powiedziałam zakładając ręce na piersi.

- Poczekaj, Blondi. Czekamy jeszcze na wiedźmie - powiedział Damon zakładając mi rękę na ramię. Odruchowo ją strąciłam i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, a czarnowłosy poszedł je otworzyć dając mi spokój. Usiadłam w fotelu jak najdalej od wampirzycy.
Zaraz do salonu weszła Bonnie z bojową miną i przysiadła na oparciu mojego siedziska.
 Tak więc, co takiego musimy wiedzieć ? - pierwsza odezwała się Elena, a ja odruchowo poczułam jak mój żołądek przewraca się do góry nogami. Czułam w sobie, że to co powie Katherina wcale nie będzie miłe.
Wampirzyca pewnie wstała z kanapy i upiła jeszcze łyk czerwonego napoju.

 - Sytuacja jest dość ciężka. Do miasteczka przyjechali Pierwotni - mówiła spacerując wokół nas. Jej ruchy zawsze przypominały mi skradanie się przebiegłego kota. Nie, nie kota... Tygrysa!

 - Pierwotni ? - palnęłam bez namysłu.

 - Tak, pierwsze wampiry jakie powstały na tym świecie - odpowiedziała mi spokojnie wampirzyca.

 - Czemu cię ścigają ? - zapytał Stefan.

 - Chodzi o klątwę Petrovych ? - dodał Damon.

 - Klątwa już mnie nie dotyczy od momentu, kiedy przemieniłam się w wampira.

- Więc czemu nadal cię poszukują ? - zapytałam tym razem ja.

 - Mam coś co nie pozwala mu zniszczyć klątwy. Jest to część kołka stworzonego przez ich matkę. Złożony w całość jest w stanie ich zabić.

- Ale co z tym ma wspólnego nasz ród ? - zapytała zaniepokojona Elena.

 - Tylko sobowtór może jej użyć i nie zginąć przy tym.
Wszyscy wstrzymali oddech. Te słowa oznaczały tylko jedno.

 - Jeśli ktoś dowie się o istnieniu Eleny ... -powiedziałam nie mogąc dokończyć.

 - Pierwotni zabiją cię Eleno - powiedziała Katherina pochylając się nad swoim przerażonym sobowtórem.
Wielki huk od strony drzwi odciągnął naszą uwagę od tulącej się do Stefana, przerażonej Eleny. Drzwi poszybowały przez salon jak piłeczka. Musiałam szybko zrobić unik, ale i tak o mały włos nie staranowały mnie . Tuż za progiem stał ciemnowłosy mężczyzna w garniturze. Strzepnął z ubrania niewidzialny kurz i ruszył w naszym kierunku.

 - Aż dziwne, że w tym domu nie mieszka ani jeden człowiek - powiedział jakby do siebie - Witam wszystkich.
Bonnie szybko przystąpiła do akcji. Uniosła w górę ręce, a swoje spojrzenie wbiła w wampira. Szeptała po cichu zaklęcia, jednak one nie robiły najmniejszego wrażenia na przybyłym.

 -Witaj Elijah - powiedziała Katherina stojąc obok Damona.

 - Moja kochana Katerina - westchnął wampir i zaraz stał obok wampirzycy - Nie zechciałabyś mi coś dać ? - zapytał zakładając kosmyk jej włosów za ucho. Potem odwrócił się od wampirzycy i swój wzrok skierował w stronę Eleny.

 - Katerino... powiedzmy, że cię nie widziałem. Mam teraz ważniejszą sprawę. Elena? Prawda? - powiedział i podszedł do dziewczyny.

 Stefan rzucił się zasłaniając ją własnym ciałem, a Damon odciągnął mnie do tyłu.

 - Spokojnie. Chciałem się tylko przywitać i powiedzieć, że powinna baaardzo uważać na Klausa - i zniknął. Nawet wampirycznym wzrokiem nie potrafiłam wyłapać jego ruchu.

 Katheriny także nigdzie nie było. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Bonnie szybko otarła kilka kropel krwi skapującej jej z nosa. Chciała siłą umysłu powstrzymać pierwotnego, ale nie udało jej się. Musiał być niewiarygodnie silny.

 - Czemu pozwolił odejść Katherinie?!

 - Nie mam pojęcia. Najwidoczniej nie chce pomóc własnemu bratu.

 - Ilu ich jest ? - zapytała nieco spokojniejsza Elena.

 - Teraz podobno tylko czworo - wszyscy spojrzeliśmy na Bonnie, która do tej pory siedziała cicho - Czytałam o nich w księdze. Stworzyła ich Esther - czarownica i jednocześnie ich matka. Miała pięcioro dzieci : Elijaha, Klausa. Rebekah, Kola no i Finna, który już nie żyje.

 - Czemu mamy się bać Klausa?

- Legenda mówi, że Esther zdradziła męża z wilkołakiem. Klaus podobno nie jest tylko wampirem. Najwidoczniej musi być z nich najsilniejszy.
Wszyscy byli w podłych humorach. Nikt nawet nie wiedział co robić. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, a ja czułam się niewiarygodnie zmęczona. Nie mieliśmy pojęcia nawet jak się bronić, a jedyna osoba, która mogłaby to wiedzieć uciekła za pozwoleniem Elijaha. Bonnie zaoferowała się, że poszuka czegoś w księgach i wyszła, a ja tuż za nią. Miasteczko znów było w niebezpieczeństwie, ale tym razem większym. Musiałam sobie wszystkie informacje ułożyć w głowie. Poszłam na długi spacer do lasu. Dodatkowo miałam co raz większe wyrzuty sumienia co do Matta. Czułam, że jestem z nim z przyzwyczajenia, ale nie chciałam odchodząc skrzywdzić chłopaka. Jest on za miły i dobry, by tak go potraktować. Usiadłam na pniu drzewa, i ukryłam twarz w dłoniach. Musiałam chwile zapomnieć o problemach.

- Znów się spotykamy - usłyszałam głos o brytyjskim akcencie tuż obok mnie. Nie usłyszałam kiedy się do mnie zbliżył.

 - Pan Tajemniczy - powiedziałam z uśmiechem.

 - We własnej osobie. Jakieś problemy ?

 - To miasteczko jest ich pełne.

 - Fakt przyciąga wszelkie zło - i zaśmiał się w taki sposób, że zadrżałam.

- Ja już pójdę. Robi się co raz ciemniej.
Mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony zabawnie marszcząc brwi.

 - Nie chciałem cię przestraszyć. Jeśli byś zechciała, to odprowadziłbym cię do domu.

 - Jeśli w końcu się przedstawisz - powiedziałam zadziornie.

 - Pamiętaj, że nie wszystkie wojny dotyczą ciebie, moja droga. Do zobaczenia, Caroline - powiedział i odszedł w przeciwnym kierunku z półuśmiechem na ustach.
Jego odpowiedź zbiła mnie z tropu. Już myślałam, że mu się spodobałam i w końcu wyjawi mi swoje imię. Pokręciłam głową, rozbawiona swoim głupim myśleniem i udałam się do domu.



Klaus:



Nie byłem w stanie wytłumaczyć co mnie intrygowało w tej młodej wampirzycy, ale nie tą sprawę miałem teraz na głowie. Moje najgorsze przypuszczenia sprawdziły się. Elijah utrudnia mi poszukiwania, zamiast pomagać. Najchętniej zabiłbym go, ale jakaś cząstka mojego człowieczeństwa uspokajała mnie podpowiadając, że to jednak mój brat. Spotkanie z blondynką jeszcze bardziej mnie uspokoiło. Podczas, kiedy śledziłem Elijaha dowiedziałem się, że Caroline, będzie uczestniczyła w wojnie ze mną. Stanie po stronie swoich przyjaciół. Jeśli do tego dojdzie nie zawaham się. Zabije także i ją, a brata skutecznie ukaże.

 Pewnym krokiem wszedłem do nieużywanej już piwnicy Lockwoodów.

- Witaj, Katherino. Myślałaś, że mi uciekniesz? - zapytałem napawając się zapachem strachu. 

piątek, 5 lipca 2013

Klątwa

Caroline:

Zdezorientowana spoglądałam w stronę oddalającego się nieznajomego. Skąd z takiej odległości mógł rozpoznać, że Matt jest człowiekiem i to do tego w tłumie ludzi? Mój chłopak też spojrzał na niego, a potem na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Czy to możliwe, że jest nadal o mnie zazdrosny?

- Kto to? - zapytał sugestywnie kiwając głową w stronę drzwi, za którymi zniknął przed chwilą tajemniczy blondyn.

- Wiem tylko, że musi być wampirem i to dość starym.

- Czego od ciebie chciał ?- zapytał szybko, ale jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Teraz całym sobą wyrażał strach o mnie.

- Nie martw się. Chciał porozmawiać chwile i postawił mi szklankę burbona - uspokoiłam go łapiąc za rękę. Zapomniałam jak bardzo ten chłopak może być kochany. Pozwoliłam swoim zszarganym nerwom troszkę odpocząć wtulając się w ramiona Matta. Poczułam zapach domu i beztroskiego dzieciństwa, by po chwili powrócić do rzeczywistości. Pieczenie w gardle pogłębiło się szybko. Odsunęłam się od chłopaka próbując zapanować nad sobą. Przywołałam na twarz delikatny uśmiech.

- Przepraszam , Matt, ale muszę już iść.

- Tak szybko? Tyle się nie widzieliśmy - powiedział smutno.

- Wiem. Nadrobimy to, ale kiedy indziej. Mam dużo na głowie.

Mówiąc wstałam z krzesła i ostatnie słowa wypowiedziałam już odwracając się w stronę drzwi. Nie mogłam stracić kontroli nad sobą w tłumie ludzi. Musiałam szybko dostać się do domu gdzie w lodówce czekała na mnie krew.

Klaus:

- Gdzie się podziewałeś przez tyle czasu ? - zapytał mnie, kiedy tylko zdążyłem przekroczyć próg naszej rezydencji.

- Drogi Elijah. Nie przypominam sobie żebyś został moim ojcem.

- Dbam tylko o nasze interesy - powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. Wykonywał ten ruch tyko wtedy, kiedy próbował mnie uspokoić. Czy wyglądałem na aż tak wkurzonego?

- Spokojnie, bracie. Nikt mnie nie widział. Szukałem trochę Katherinę, ale czuję, że zdołała znów nam uciec.

- Tak masz rację. Przeszukaliśmy miasteczko z hybrydami. Nie ma jej tu.

- Więc czemu nadal tu jesteśmy? - zapytałem wściekły.

- Nie zgadniesz kogo przypadkiem spotkaliśmy - powiedział czarnowłosy z lekkim uśmiechem poprawiając mankiet białej koszuli.

- Wiesz, że nie lubię się bawić w takie gry - powiedziałem idąc w stronę przepełnionego barku.

- W pensjonacie niedaleko nas mieszkają bracia Salvatore.

Na wspomnienie tego nazwiska przed moimi oczami staneło dwóch mężczyzn. Pierwszy starszy, czarnowłosy, impulsywny i arogancki, a drugi szatyn miły i swego czasu bardzo brutalny. Obaj przemienieni przez Kateherinę.

- Ona też musi gdzieś tu być - stweirdziłem z uśmiechem.

- Wątpie. Czasy, w których Salvatorowie biegali za Kateriną już się skończyli.

Jego słowa niezmiernie mnie zdziwiły, więc posłałem mu spojrzenie, aby kontynuował.

- Znaleźli coś lepszego i śiweżego.

- Kolejna niezdecydowana kobieta?

- Lepiej - powiedział rozbawiony Elijah - To sobowtór Kateriny!

- To nie możliwe - powiedziałe bardziej do siebie. - Skoro klątwa została złamana to jakim cudem one nadal się pojawiają?

- Zapominasz Klausie o drugiej części klątwy.

- Masz rację. Trzeba wkońcu zniszczyć kołek.

Caroline:

Z koszmarnego snu wyrwał mnie przeszywający dźwięk telefonu. Zaspana przetarłam oczy. Znów byłam dosłownie o krok od spojrzenia w oczy potworowi, który goni mnie przez las. Miałam nadzieję, że kiedy odkryje prześladowcę, w końcu uwolnie się od tego snu.

- Halo ? - odebrałam zmęczonym głosem.

- Blondi, pobudka ! - usłyszałam denerwujący głos Damona.

- Przymknij się. Musisz się tak od samego rana wydzierać?

- Nie muszę, ale lubię - odpowiedział. W tle usłyszałam spokojny głos Stefana, który upomniał starszego brata.

- Tak, tak już przechodzę do szczgółów. Mamy nową rybkę w akwarium - wystrzelił.

- Daj spokój z zagadkami - warknęłam do słuchawki.

- W naszej piwniny ukrywa się Katherina - powiedział nadzwyczaj rozbawiony.

- Co ? Jakim cudem?

- Nie zdążyła uciec - znów się roześmiał. - Pomyślałem, że chętnie ją przesłuchasz, skarbeńku.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i rozłączyłam się. Zapowiada się miły dzień.

____________________________________________
Przepraszam za długą nieobecność, ale już wracam z nowym rozdziałem.
Pozdrawiam ;*