wtorek, 25 czerwca 2013

Lepszy gust

Klaus:
Do miasteczka przyjechałem zaraz za Elijahem i moimi hybrydami, które zaczęły szykować dla mnie rezydencję, w której mieszkała kiedyś moja siostra- Rebekah. Ja natomiast w tym czasie postanowiłem się rozejrzeć po miasteczku, w taki sposób, żeby nikt nie odczuł mojej obecności. Po przyjrzeniu się kilku miejscom, w których mogła przebywać Katherine, ostatecznie pojechałem do jaskini, w której przyszedłem na świat i  wychowałem się.  Znajdowała się ona
wewnątrz tutejszego lasu. Kiedyś las był nie co dalej, a wokół naszego domu rozciągała się piękna łąka. Dziś jaskini praktycznie nie było widać w gąszczu traw i drzew. Nie chciałem się rozczulać. Jednak obrazy same zaczęły przewijać się w mojej głowie: roześmianych rodziców, wspólne zabawy, kłótnia rodziców, poniżający mnie ojciec, śmierć Henriego, ojciec zabijający mojego konia, przemiana w wilkołaka i przemiana w wampira. Wszystko się tu zaczęło i jednocześnie skończyło. Żyjemy wiecznie, ale zawsze pozostajemy sami. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, a ja nawet tego nie chce. Odruchowo potrząsnąłem głową odrzucając od siebie bolesne wspomnienia.
Jestem bezwzględny, bezuczuciowy i tak powinno być.

***

Caroline:
Zdenerwowana stałam przed wejściem do Grilla, co jakiś czas ocierając dłonie o ciemne jeansy. Miałam wrażenie, że pocą mi się one ze strachu, co jest nie możliwe u wampira. Jak do tej pory każde moje spotkanie z Katherine kończyło się naprawdę źle. Jako moja stworzycielka wywierała na mnie ogromny wpływ. Jej jedno słowo stawało się dla mnie rozkazem. Coś wewnątrz mnie nie pozwalało mi zignorować jej prośby. Podobno tego rodzaju przywiązanie szybko mija i u mnie
 już nie powinno działać, ale pomimo tego nadal się bałam. Katherina to pięćsetletnia wampirzyca która przemieniła także 1864r. braci Salvatore. Jej sobowtórem jest moja przyjaciółka Elena. Wyglądają naprawdę identycznie. Te same rysy twarzy, te same brązowe oczy
i długie kasztanowe włosy. Z małym wyjątkiem, że Katherina ma je kręcone, a Elena idealnie proste. Mojej stwórczyni nie brakowało także sprytu, wdzięku, ale także okrucieństwa i egoizmu. Pod względem charakteru była całkowitym przeciwieństwem Eleny, która
najchętniej ratowałaby wszystkich ludzi na tym świecie.
 Drugą moją przyjaciółką jest Bonnie. Jest to młoda czarownica, która myśli z nas najtrzeźwiej i najpoważniej podchodzi do nadprzyrodzonych spraw. W końcu jej zadaniem jest czuwać nad równowagą w przyrodzie. Jest także miłą i empatyczną dziewczyną o ciemnej skórze, której zawsze jej zazdrościłam.
Przyjaźnie się także z chłopakiem Eleny - Stefanem. Dużo mi pomógł kiedy byłam zagubiona po przemianie. Jest jeszcze jego brat- Damon. Jednak on potrafi mnie tylko denerwować. Jest
szybki i silny, ale na pewno nie miły. Jednak w tym momencie cieszyłam się, że jest gdzieś tam w ciemności i pilnuje mnie. W razie problemu ma wkroczyć do akcji. W końcu po ponad półgodzinnym oczekiwaniu na wampirzyce ujrzałam ją idącą pewnym krokiem w moją stronę. Ciężko przełknęłam ślinę. W sumie miałam nadzieję, że nie przyjdzie na spotkanie, bo z jakiego powodu miałaby słuchć takiej marnej, rocznej wampirzycy.
- Witaj, Caroline! - powiedziała niskim głosem z udawaną radością.
- Katherine - skinęłam głową - Cieszę się, że przyszłaś.
- Cóż, wyczuwam w powietrzu niezłą zabawę, więc przyszłam. W czym mam ci służyć - dygnęła.
Widziałam, że się ze mnie nabija, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że robi to w nerwowy sposób.
- Czemu ostatnio, każdy wampir przed śmiercią wykrzykuje "Katherina"? - zapytał podchodząc do nas Damon - Taka byłaś dobra w seksie z nimi? No wiesz myślałem, że masz lepszy gust.
Wampirzyca wyraźnie się zmieszała, ale nie byłam pewna, czy to z powodu obecności czarnowłosego, który przy ostatnim spotkaniu prawie zabił ją, czy z powodu wzmianki o zabitych wampirach. Jednak już po chwili na jej ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
- Tracisz czas obrażając mnie.
- Powiedz nam co wiesz. W końcu dlatego przyszłaś - powiedziałam, czując się nie co pewniej.
- Ptaki ćwierkają, że będziemy mieć gości, ale za nim się pojawią mnie tu już nie będzie - odpowiedziała z satysfakcją.
Damon złapał ją i przydusił do ściany.
- Klątwa Petrovych nadal działa - wycharczała i już po chwili Damon leżał po przeciwnej stronie drogi dojazdowej do baru, a Katherine zniknęła.
Szybko podbiegłam do czarnowłosego, aby mu pomóc jednak on już otrzepywał się z piachu z wkurzoną miną.
- Czemu się ujawniłeś?
-Bo tobie nic by nie powiedziała.
- A ty ją wystraszyłeś - odpowiedziałam z narastającą irytacją.
- Wracamy do domu Blondi - warknął i także rozpłynął się w powietrzu.
Zostałam sama z pytaniem : Co to jest klątwa Petrovych? Wiedziałam, że  z tego rodu pochodzi Katherina oraz Elena, ale o jakiej klątwie mówiła wampirzyca? W zamyśleniu wyjęłam telefon czując wibracje przychodzącej wiadomości. Na ekranie migała sms od Matta.
" Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze? Dawno się nie odzywałaś." Miał rację. Pomimo, że jesteśmy parą nie rozmawialiśmy dobrych kilka dni. W sumie nawet nie byłam pewna, czy go kocham. Byłam z nim bo wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, że zrobi dla mnie wszystko. Odpoczywałam przy nim, aż do znudzenia. Szybko wystukałam krótką odpowiedź " Masz rację. Stęskniłam się za tobą. Jeśli możesz przyjdź do Grilla. Czekam".
Poprawiłam ręką moje kręcone, blond włosy i zgrabnie weszłam do baru. Uderzyła we mnie mieszanka tytoniu, alkoholu i potu unoszącego się w pomieszczeniu. Jak codziennie wieczorem było tu bardzo dużo ludzi. Wybrałam miejsce przy barze skąd mogłam obserwować wszystkich i zamówiłam kieliszek wina, aby złagodzić głód krwi.

***
Klaus
Po przyjeździe do Mystic Falls miałem na początku się nie ujawniać, ale krótka wizyta w miejscu gdzie miałem jeszcze rodzinę na tyle wytrąciła mnie z równowagi, że musiałem odreagować  zabijając kilku ludzi. Najlepszym miejscem do tego był tutejszy bar.
Wszedłem pewnie rozglądając się za ofiarą. W sumie mogłem zahipnotyzować wszystkich na raz i pozabijać ich. Niekiedy całe narody ginęły z moich rąk, ale tym razem
 chciałem zbytnio nie zwracać na razie uwagi Katheriny. Chce zrobić jej miłą niespodziankę. Moją uwagę przykuła piękna blondynka siedząca przy barze o głębokim, niebieskim spojrzeniu.
 Z szarmanckim uśmiechem, powolnym krokiem podszedłem do nieznajomej. Już od połowy sali wyczułem, że to wampirzyca, ale dość młoda. Cóż, może zabawię się nią.
- Burbon - złożyłem zamówienie wlewając w swoją wypowiedź jak najwięcej brytyjskiego akcentu. Dziewczyna zareagowała od razu  odwracają się do mnie z miłym uśmiechem.
- Dla pani również - dopowiedziałem.
- Nie trzeba - odpowiedziała szybko nadal zainteresowana moją osobą.
- Burbon jest lepszy od wina na ostre pieczenie w gardle - powiedziałem teatralnym szeptem nie co pochylając się w stronę blondynki.
Dziewczyna przestraszona rozejrzała się w barze.
- Skąd wiesz - zapytała piskliwym głosem.
- Kiedy będziesz starsza także będziesz to potrafiła - odpowiedziałem z uśmiechem i wychyliłem szklankę alkoholu. Po czym delikatnie przysunąłem do nieznajomej drugą szklankę. Odczytała aluzję, ale upiła tylko trochę.
- Jak ci na imię? - zapytałem.
- Caroline, a tobie?
- Nieznajomy - odpowiedziałem, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
- Piękny akcent - powiedziała po chwili milczenia. Nagle jej wzrok poszybował w stronę wejścia na wysokiego szatyna.
- Człowiek ? Myślałem, że masz lepszy gust - powiedziałem i wychylając jej niedopity alkohol wyszedłem z baru.
__________________________________________
 Za mną już drugi rozdział i musze powiedzieć, że bardziej mi się podoba niż poprzedni. A co wy na to?

niedziela, 23 czerwca 2013

Słodki smak tajemnicy

W Nowym Orleanie ostatnie promienie słońca przenikały przez zasłonę wysokich budynków. Na ulicach jednak nadal
roiło się od ludzi i nie tylko. Szedłem delikatni zirytowany obecnością marnej części populacji, która ciągle przeszkadzała
mi w spokojnym spacerze przez moje ulubione miasto. Uwielbiałem tu rysować i tworzyć dzieła sztuki. Ten fakt jest dość dziwny.
Najsilniejsze stworzenie świata zbroczone krwią milionów istnień. Potwór bez żadnych uczuć, który tworzy wspaniałe obrazy.
Szkoda, że praktycznie nigdy nie mogę się pod nimi podpisać. Istnienie twórcy o moim imieniu setki lat temu i teraz byłoby
odrobinę dziwne. A ja kocham swoje życie. Jestem najsilniejszym stworzeniem na świecie. Mogę mieć wszystko czego zapragnę,
 a przy tym byłem chodzącą tajemnicą. Mój świat miał słodki smak tajemnicy. Zawsze byłem o krok przed innymi.
 W końcu spokojnie dotarłem do mojej rezydencji.
 Szybko pociągnąłem za klamkę, aby znaleźć odrobinę ciszy i spokoju.
U progu wezwałem od siebie jedną z moich hybryd i nakazałem przynieść sobie butelkę burbona. Podszedłem spokojnie do rozpalonego
kominka, aby przez chwilę rozkoszować się pięknem ognia. Nagle poczułem za sobą wibrującą  energię, a po niej ciche kroki. Osobnik
stojący za mną był silny, ale wyczułem w nim coś na kształt dobroci i miłości, którą się brzydzę. Uczucia są największym
wrogiem wampirów. Nie raz mu to powtarzałem.
- Elijah - odezwałem się pierwszy powoli odwracając się w jego stronę. - Mam nadzieję, ze przynosisz mi dobre wieści - powiedziałem
przymrużając oczy.
- Owszem, bracie. Kolejną i przedostatnią część białego dębu musi posiadać Katerina.
- Gdzie obecnie przebywa?
- Nie zgadniesz - powiedział spoglądając na mnie z poważną miną, ale w jego oczach pojawiły się tajemnicze iskierki.
- Mystic Falls - miejsce naszych narodzin - wyszeptałem krzyżując ręcę za sobą i spokojnym krokiem podchodząc bliżej kominka.
Zapadła między nami cisza, podczas której każde z nas wspominało czasu kiedy byliśmy jeszcze wszyscy razem. Byliśmy rodziną
Mikaelsonów. Jednak w mojej głowie już po chwili pojawiły się nieprzyjemne obrazy. Mocno zacisnąłem zęby by nie poddawać się
im. Szybko moje myśli przeniosły się na cel, który próbuje osiągnąć od stu lat.
- A więc witaj Mystic Falls - powiedziałem, odwracając się do brata z uśmiechem godnym zwycięscy.

***
- Caroline! Pośpiesz się - usłyszałam po raz kolejny zniecierpliwiony głos Bonnie.
- Jeszcze chwilkę - odpowiedziałam ostatni raz poprawiając swoje blond włosy.
- Jesteś wampirem. Możesz robić wszystko szybciej - usłyszałam słowa mojej przyjaciółki.
Odezwała się wiedźma - pomyślałam i w końcu opuściłam łazienkę.
- Wiesz, że wszyscy na nas czekają w pensjonacie.
- Ehh - westchnęłam ciężko - Stefan mówił, że w miasteczku pojawił się kolejny wampir.
- Niestety. Zaatakował Victorię. Na szczęście jej nie zabił.
Od roku, czyli od momentu, kiedy zostałam przemieniona w wampira, nie było dni kiedy nie trzeba było walczyć z istotami nadprzyrodzonymi.
Powoli byłam już tym zmęczona, ale nic nie mogłam na to poradzić. Musiałam chronić moją rodzinę i przyjaciół.
Drzwi pensjonatu oczywiście otworzył nam Damon z irytującym uśmiechem.
- Cześć blondi. Witaj wiedźmo - powiedział jak zwykle uprzejmie, jednak my z przyzwyczajenia nawet na to nie zareagowałyśmy
W salonie czekała na nas Elena i Stefan pogrążeni w rozmowie. Widać po nich, że czymś się bardzo martwili.
- Co się stało? - rozpoczęła rozmowę Bonnie.
- Damon odnalazł wampira, który żywił się na Victorii.
- To chyba dobrze - wypaliłam z nadzieją, że ta wypowiedź nie ma drugiego dnia.
- Niby tak, ale wampir ten po mimo tortur nie szepnął słówka po co przyjechał do Mystc Falls, a wręcz przeciwnie sam się zabił-
wyjaśnił młodszy Salvatore.
- Zachowywał się jakby był zahipnotyzowany, co jest nie możliwe u wampirów. Niestety wsypał się tym, że zna Katherinę -
- powiedział Damon.
- To już czwarty wampir, który widząc mnie wykrzykuje Katherina - powiedziała Elena - Coś mi w tym nie pasuje.
- Wyczuwam w powietrzu jakąś akcję ratowania Mystic Falls - powiedziałam zirytowana.
- Masz rację Blondi. Pójdziesz porozmawiać ze swoją stwórczynią - powiedział ze swoim irytującym uśmiechem.
W odpowiedzi jęknęłam cicho.
- Zrobisz to dla nas ? - zapytała Elena.
- Tak - w końcu przyjaciołom się nie odmawia.
________________________
Oto rozdział 1. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.

czwartek, 20 czerwca 2013

Prolog

Ciemność spowijała świat tuląc go do snu. Z cienia zaczęły wychodzić stworzenia, których nikt z nas nie chciałby spotkać. Złowrogi, srebrny blask księżyca odsłania przed nami tajemnice.
W jednym z lasów, po mocno zarośniętej ścieżce biegła mała dziewczynka, raniąc sobie dotkliwie bose stopy. Jej złociste, potargane włosy przyklejały się do mokrych od łez policzków. Starała się ze wszystkich sił uciec od potwora, który podążał za nią ze złowrogim uśmiechem. Jego zimne, niebieskie oczy ja przerażały, ale kiedy już na nie spojrzała nie mogła odwrócić od nich oczu.
W końcu odnalazła duży dąb, którego gruby pień miał szczelinę na tyle dużą, że dziewczynka swobodnie mogła się w niej ukryć. Z całych sił tuliła do siebie brązowego misia, jakby poszukując w nim namiastki bezpieczeństwa. Tak bardzo chciała, aby któreś z rodziców ja odnalazło i uratowało. Jednak jej modlitwy nie zostały wysłuchane. Silne ramiona wytargały ją z ukrycia.
Dziewczynka nagle zaczęła rosnąc, a jej rysy się wyostrzyły. Była nie wiele niższa od potwora, który przyciskał ją do drzewa. Jego kły połyskiwały w szklanym świetle księżyca.
-Kim jesteś? - zapytała przerażona blondynka.
- Jestem pierwotnym i nieśmiertelnym. Jestem królem tego świata!

Jej oczy powoli się otworzyły. Przetarła dłonią zaspaną twarz odpychając ostatnie obrazy snu. Spojrzała w stronę okna na nadal uśpiony świat i znów ułożyła się do snu, aby po chwili zapomnieć o koszmarze.


____________________________________
Tak wiem. Prolog miał się pojawić jutro, ale nie mogłam się doczekać waszej opinii na jego temat.
Zapraszam do komentowanie ;D
Pozdrawiam :*

Wstęp ;)

Serdecznie witam was na moim kolejnym blogu, który całkowicie zostanie poświęcony Klausowi i Carolinie. Mam nadzieję, że spodoba wam się moja opowieść.
Już jutro pojawi się prolog ;D