Szybko wyjaśniłam pokrótce kim są Podróżnicy i czego mogą chcieć od Eleny. Damon obiecał nie wypuszczać dziewczyny z domu. Nieco uspokojona zakończyłam połączenie. Od razu na wyświetlaczu pojawiło mi się kilka nieodebranych połączeń i smsów. W większości były to życzenia urodzinowe. W końcu mój wzrok padł na imię 'Matt'. Wciągnęłam powietrze i wstrzymałam oddech. W głowi mi się nie mieściło, że zapomniałam o moim chłopaku. Wiadomości były pełni wyrzutów, że nie powiedziałam o swoim wyjeździe z niebezpiecznym pierwotnym wampirem. Zdenerwował się na mnie wcale mu się nie dziwie. Z jednej strony zapragnęłam znaleźć się teraz przy nim. Żeby wziął mnie w ramiona, a ja spokojnie mogłabym wtedy poczuć jego znajomy zapach. Wszystko byłoby wtedy takie proste. Usiadłam z westchnieniem na brzegu łóżka. Wiedziałam, że nic już nie czuje do tego miłego i spokojnego chłopaka. Przypominał mi dzieciństwo i to, że byłam kiedyś człowiekiem, ale teraz nim nie jestem, a on tak. Po powrocie będę musiała z nim porozmawiać. Tak, porozmawiam z nim i wszystko wyjaśnię. Nieco podniesiona na duch wstałam żwawo i zabrała się a pakowanie. W pewnej chwili natrafiłam na ciemne podłużne pudełko. Uchyliłam je i moim oczom ukazała się bransoletka od Klausa. Klaus... A co z nim mam począć. Pogładziłam palcami piękna biżuterie. Niewątpliwie żywiłam do tego pewnego siebie, krwiożerczego i przerażającego wampira sile uczucia, które mnie przerażały. Kiedy mnie dotykał czułam niemal wyładowania elektryczne na swojej skórze. Pragnęłam go całego, ale wiedziałam, on nie jest dla mnie. Ma na mnie zły wpływ. Nigdy, ale to przenigdy nie chciałabym stać się taką jak on. Ostrożnie wyjęłam bransoletkę i nie mogłam się powstrzymać. Założyłam ją na rękę, aby przymierzyć i zobaczyć jak będzie wyglądała.
- Gotowa na podróż? - usłyszałam za sobą cichy głos o brytyjskim akcencie. Podskoczyłam na miejscu wystraszona. Dobrze, że siedziałam tyłem do wejścia. Szybko chowałam puste pudełko do torby i zsunęłam rękaw sweterka na nadgarstek, aby ukryć ozdobę.
- Tak, prawie tak - odpowiedziałam odwracając się w jego stronę i zaniemówiłam. Stał w wejściu opierając się nonszalancko o framugę. Jego oczy iskrzyły niespokojnie, a włosy miał w nieładzie. Marynarka była w poszarpana z wyraźnymi oznakami zaschniętej krwi.
- Boże! Co się stało ? - zapytałam zakrywając dłonią usta.
- Spotkałem starego przyjaciele i jego nowych kumpli - odpowiedział uśmiechając się zadziornie.
- Przyjaciela i kolegów ? - zapytałam podejrzliwie.
- Cóż, kolegów już nie ma bo wszyscy nie żyją, a Marcel ? Nim zajmę się po zniszczeniu kołka.
Mówiąc to stał w wejściu uśmiechając się z zadowoleniem. Opowiadał wszystko , jakby chodziło o zwykłą kolację w restauracji. Ne skomentował sytuacji tylko znów zabrałam się za pakowanie. Czułam na sobie jego palące spojrzenie, kiedy pakowałam ostatnia rzecz. Byłam speszona i zażenowana. W końcu spojrzałam w jego stronę.
- A ty się nie pakujesz? Powinieneś też się przebrać, bo przestraszysz cały samolot.
- Założyłaś bransoletkę - stwierdził, jakby nie słyszał co powiedziałam.
Odruchowo bardziej naciągnęłam rękaw sweterka i spuściłam wzrok. Szybkim krokiem podszedł do mnie i ujął moją rękę. Odsłonił bransoletkę i przyjrzał jej się. Chwile staliśmy tak nie odzywając się do siebie. Mój oddech przyspieszył od jego słodkiej bliskości. Napawałam się jego zapachem i dotykiem. Chciałam więcej i to było przerażające.
- Skoro to nasze ostanie wspólne chwile - powiedział w końcu i nagle jego usta znalazły się na moich, a ja nie potrafiłam opanować emocji. Przyciągnęliśmy się do siebie jak najbliżej się dało. Jednym zgrabnym ruchem Klaus uniósł mnie do góry, a ja oplotłam go w tali nogami. Spadałam w ciemną otchłań pożądania z której nie było odwrotu.
_______________________________
Dzisiaj dość krótko, ale ważne, że wg coś napisałam. Ostatnio mam problem z weną i czasem. Mam nadzieję, że ktoś czekał na ten kolejny rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania:)